Caniboł: Byłem zły „grzejąc ławę

Można powiedzieć, że w tym sezonie wystartowaliście słabo, bo trzy zdobyte punkty w czterech meczach nikogo na kolana nie rzuciły. Czym był spowodowany słaby początek? Dużymi zmianami kadrowymi?
Wojciech CANIBOŁ: – Nie wiem, dlaczego wyszło tak, a nie inaczej. Po prostu taka jest piłka. Człowiek to sobie inaczej układa w głowie, a potem plany biorą w łeb. Duże zmiany w kadrze, do jakich doszło latem, moim zdaniem nie miały wpływu na słabsze wyniki. Po prostu trzeba uznać, że przeciwnik był lepszy albo równorzędny.

W pierwszych czterech meczach wchodził pan na boisko z ławki rezerwowych. Był pan zły, że zabrakło dla pana miejsca w podstawowej jedenastce?
Wojciech CANIBOŁ: – Jasne, że byłem! Byłoby dziwne, gdybym nie był. Proszę pokazać mi piłkarza, który jest zadowolony z tego, że zaczyna mecz na ławce rezerwowych. Jeżeli pan takiego znajdzie, to znaczy, że facet pomylił dyscyplinę sportu. W kadrze jest nas 23 lub 24, a na boisku może być tylko jedenastu. To trener bierze odpowiedzialność za wynik, w jego mniemaniu zawsze grają najlepsi. Nie wolno jednak załamywać się tym, gdy cię pominie, tylko cały czas robić swoje. A jak już dostaniesz szansę, musisz ją wykorzystać.

Przełomowy dla pana i całego zespołu był mecz z wiceliderem, Foto-Higieną Błyskawicą Gać? Do 90 minuty przegrywaliście 0:1 i dopiero dwie pańskie bramki w doliczonym czasie gry uratowały wam skórę…
Wojciech CANIBOŁ: – Przełom to chyba zbyt duże słowo. Na pewno jednak to zwycięstwo bardzo nam pomogło. Nie mam złudzeń – porażka na pewno spowodowałaby spadek morale zespołu, następne mecze gralibyśmy pod coraz większą presją. Zaręczam jednak, że nie było w drużynie wielkiej paniki. Nikt nie lubi przegrywać, więc robi wszystko, by pokonać przeciwnika. Trzy zdobyte punkty pozwoliły nam wrócić do równowagi.

Pniówek 74 Pawłowice. Kręgosłup kapitana

W poprzedniej kolejce po raz pierwszy w historii pokonaliście na wyjeździe Ślęzę Wrocław. Ba, we wcześniejszych potyczkach z tym zespołem zawsze wracaliście stamtąd z pustymi rękami. Drugie zwycięstwo z rzędu dodało wam pewności siebie przed kolejnymi spotkaniami ligowymi?
Wojciech CANIBOŁ: – Można powiedzieć, że poszliśmy siłą rozpędu. W tym spotkaniu zagraliśmy mądrze i bezlitośnie wykorzystaliśmy błędy przeciwnika. Trener Grzegorz Łukasik nakreślił nam taktykę, która potem sprawdziła się na boisku. Mogę tylko dodać, że zagraliśmy podobnie jak Ślęza we wcześniejszych swoich meczach. To spotkanie bardzo fajnie się dla nas ułożyło, już do przerwy strzeliliśmy dwa gole i potem kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń na boisku. Ze zdobycia trzech punktów ze Ślęzą powinniśmy się bardzo cieszyć, bo niewiele zespołów powtórzy nasz wyczyn i wróci z Wrocławia z kompletem punktów.

To znaczy, że jesteście tacy silni?
Wojciech CANIBOŁ: – Proszę mi wierzyć, że naprawdę mamy bardzo duży potencjał i nikogo się nie boimy. W ostatnim meczu każdy z nas poprawnie wykonał swoje obowiązki i to w zupełności wystarczyło do zwycięstwa.

W najbliższej kolejce zmierzycie się na własnym boisku z MKS-em Kluczbork. Przystąpicie do tego pojedynku w roli zdecydowanego faworyta?
Wojciech CANIBOŁ: – To naprawdę trudno stwierdzić. Nie powinniśmy sugerować się miejscem w tabeli ani zdobyczą punktową. Na takim podejściu do zagadnienia można się „przejechać”. Różnice w tabeli są bowiem minimalne i za 10-12 kolejek może okazać się, że zespoły zamienią się miejscami. Musimy skupić się na własnej grze i na boisku po prostu robić swoje. Jesteśmy w stanie wygrać z każdym i tego się trzymajmy.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem