Kucharski: Doradcy Lewego? Dilettanti

Adam GODLEWSKI: Jak ocenia pan stan naszego futbolu? Jest tak słaby jak mundial w Rosji w wykonaniu naszej reprezentacji, czy tak obiecujący jak mecz z Włochami w Bolonii?

Cezary KUCHARSKI: Obecną sytuację najlepiej oddaje ostatni mecz, ten we Wrocławiu z Irlandią, pełen marazmu w polskiej drużynie. Mistrzostwa rozegraliśmy nie tylko poniżej oczekiwań, ale też i możliwości. Co najdziwniejsze, hurra optymizm panujący wśród kibiców przełożył się na złą ocenę możliwości drużyny przez selekcjonera, który popełnił tak wiele pomyłek, że aż to do niego niepodobne. Trenera Adama Nawałkę poznałem, jak mi się wydawało, dobrze. Był to człowiek, który bardzo mocno stąpa po ziemi, konserwatysta z Krakowa, który nie ryzykuje, kiedy nie ma potrzeby. A korzyści czerpie z błędów rywali, wręcz na nie czyhając. Spodziewałem się zatem, że nasza reprezentacja będzie niczym wyrachowany bokser w ringu ukryty za podwójną gardą. Bo to zawsze była nasza gra, także u Nawałki. Tyle że gardy nie postawiliśmy w ogóle, najwyraźniej – bezpodstawnie – przekonani o własnej sile. Ręce były zupełnie opuszczone, nieoczekiwanie to my wystawialiśmy się na ciosy przeciwników.

Adam GODLEWSKI: Sugeruje pan, że mogły to nie być pomysły Nawałki?

Cezary KUCHARSKI: Nie wiem, oczywiście, czy ktoś miał wpływ, ale decyzje trenera Nawałki nigdy nie były tak bardzo oderwane od rzeczywistości, jak jego zespół w mundialu. Poprzedni selekcjoner zbudował przez 4 lata wizerunek, który kłócił się właściwie z każdą – i to nie tylko taktyczną – decyzją, którą podejmował w Rosji. Najwyraźniej uległ wytworzonemu przez media entuzjazmowi kibiców i PR-owców z PZPN. Piłkarze zresztą też byli przekonani przed meczem z Senegalem, że są lepiej przygotowani do mundialu niż do Euro 2016. Jakby zatracili umiejętność samooceny. Czytałem suplement do raportu Nawałki, przygotowany przez Pawła Wilkowicza i tam pada zdanie, że Robert Lewandowski uspokajał kolegów w samolocie, że ustawienie z trzema stoperami to tylko zasłona dymna i blef selekcjonera, bo będą grali czwórką. A jeśli piłkarze lecąc na mundial, czyli na najważniejszą imprezę w życiu, nie wiedzieli jakim zagrają systemem, to znaczy, że to nie miało prawa się udać.

Dopiero po mundialu wychodzi prawda że w wielu aspektach w kadrze panował chaos, który nie miał nic wspólnego z perfekcjonizmem, o który wszyscy przez lata posądzaliśmy trenera kadry. I już pierwsza bramka stracona z Senegalem spowodowała, że legliśmy na łopatkach. Wszystko posypało się niczym domek z kart. Widać było już w tamtym momencie, że nic z tego nie będzie. Swoją drogą, oglądając przebitki z treningów, gdzie Nawałka często dyskutował tylko z Lewym, rozumiem teraz pojawiające się informacje, że team spirit w reprezentacji nie był – delikatnie określając – na satysfakcjonującym poziomie. Pięknymi słowami i reżyserowanymi wywiadami nie da się zbudować silnych więzi między piłkarzami.

Adam GODLEWSKI: W Bolonii 7 września widać było już jednak powiew świeżości pod kierunkiem Jerzego Brzęczka.

Cezary KUCHARSKI: Mecz z Włochami był reakcją na mundialowe niepowodzenie i zmasowaną krytykę, jaka spadła na wszystkich po mistrzostwach. Piłkarze mieli świadomość, że muszą wyjść na to spotkanie maksymalnie zmotywowani, i za wszelką cenę postarać się zmazać plamę, którą dali w Rosji. Był to o tyle łatwiejsze, że do składu i pełnej formy wrócił Kamil Glik, a do bramki został nominowany Łukasz Fabiański. Bo wraz z tym duetem do gry naszej obrony wrócił spokój. Pomógł nam też fakt, że trafiliśmy na gorszy, czy wręcz bardzo kiepski moment reprezentacji Włoch. To spowodowało, że byliśmy bliscy zwycięstwa, ale – jak to często u nas bywa – wypuściliśmy tę szansę z rąk. W Bolonii podejście piłkarzy do rywalizacji było właściwe, ale na co dzień nasz futbol naprawdę jest najbliższy temu, co pokazaliśmy przeciw Irlandii.

Po meczu z Włochami czytałem teksty wręcz entuzjastyczne, a nawet u stonowanych zwykle autorów dominował przekaz, że wróciliśmy na właściwe tory. Tymczasem we Wrocławiu wyszła cała prawda o nastawieniu piłkarzy, do meczu, do przeciwnika i do gry w reprezentacji. Nie jesteśmy w stanie zdominować rywala, bo na to nie pozwalają umiejętności. Musimy być zatem maksymalnie skoncentrowani, umotywowani, ustawieni z pomysłem na konkretnego rywala. Przeciw Włochom najbardziej podobało mi to, że kilka razy byliśmy w stanie wyprowadzić kontrataki, w których brało udział więcej niż dwóch, trzech piłkarzy. We Wrocławiu czar prysnął, znów się okazało – a w ocenach staram się być realistą – iż od kilku lat drepczemy w tym samym, albo podobnym miejscu.

Adam GODLEWSKI: Wspomniał pan już o Lewandowskim. Jak wyglądają dziś wasze relacje? Przestał pan być agentem Roberta, a macie jeszcze wspólne biznesy?

Cezary KUCHARSKI: Kibicuję Robertowi. W tej chwili nie mamy jednak kontaktu.

Adam GODLEWSKI: Jak zatem z perspektywy byłego doradcy ocenia pan przedmundialowy serial zatytułowany „Lewandowski odchodzi z Bayernu”? Po tym, jak Pini Zahavi oficjalnie ogłosił, że Robert zamierza zmienić pracodawcę i doszło do otwartego konflikt z władzami monachijskiego klubu, Robert mógł w ogóle skupić się na występie w mistrzostwach świata?

Cezary KUCHARSKI: Z mojego punktu widzenia – i na podstawie wiedzy jaką posiadam – zabawne było obserwowanie działań ludzi związanych z Lewym. Bo nie dostrzegłem żadnego spójnego pomysłu na przeprowadzenie transferu Roberta. Przeciwnie – wszystkie kroki, wszystko to, co było rozgrywane w mediach polskich i zagranicznych, było kontrproduktywne. I utwierdzało mnie w przekonaniu, że do żadnego transferu nie dojdzie. Według mnie cel i korzyści tych działań medialnych nowych doradców Lewandowskiego był inny i sprzeczny z interesem piłkarza. Określam ich włoskim terminem: dilettante.

A czy transferowe zamieszanie miało wpływ na występ Roberta podczas MŚ2018? Nie wiem do końca, bo on ma tak skonstruowaną psychikę, że potrafi się odciąć od całego zewnętrznego zgiełku. Mało tego, często potrzebował dodatkowej presji zewnętrznej i umiał taką sytuacją wykorzystać pozytywnie. Tyle że w Rosji nie zagrał na sto procent. Abstrahując od przygotowania i formy innych piłkarzy, Robert nie dał z siebie wszystkiego, był daleki od własnych stu procent. I to nawet bardzo.

Adam GODLEWSKI: Ile dokładnie Lewandowski zarobi w sezonie 2021/22 w Bayernie, a zatem na mocy kontraktu, który pan negocjował? Gwarantowane 22 mln euro i sięgające nawet 3 mln euro bonusy? Wydaje się, że to bardzo dobra gaża…

Cezary KUCHARSKI: …która jest i pozostanie tajemnicą handlową, więc nie mogę tej wysokości potwierdzić. Natomiast jedno nie zmieniło się od czasu podwyżki dla Roberta do najwyższego poziomu w historii Bundesligi – to Bayern będzie decydował, kiedy Lewandowski odejdzie z Monachium. Tym bardziej po akcjach, jakie były podejmowane wiosną, klub z Bawarii nie pójdzie już na pewno na żadne ustępstwa.

Adam GODLEWSKI: Rozstaliście się z Lewym, bo pokłóciliście się o pieniądze? W kuluarach pojawiła się pogłoska, że Robert chciał, aby podzielił się z nim pan swoją prowizją menedżerską otrzymaną od Bayernu po przedłużeniu kontraktu. Dlatego zapytam wprost: powodem rozstania były 2 mln euro?

Cezary KUCHARSKI: To nie czas i miejsce aby upubliczniać prawdziwe powody.

Adam GODLEWSKI: Jeśli jednak pan nie zaprzeczy, to zostanie odebrane jako potwierdzenie.

Cezary KUCHARSKI: W tej chwili nie chcę w ogóle na ten temat publicznie się wypowiadać.

Adam GODLEWSKI: Jak ocenia pan zaangażowanie Roberta w rozmaite przedsięwzięcia biznesowe?

Cezary KUCHARSKI: Zawsze powtarzam piłkarzom, że wszelkie inwestycje powinni zostawić na czas po karierze. A biznesy, na które się decydują się wcześniej, muszą być bezpieczne. Bo naprawdę nie mogą codziennie sprawdzać, czy słupek na giełdzie ma kolor zielony czy czerwony, zresztą nie znają się na tym. Wokół zawodników kręci się mnóstwo doradców, którzy podpowiadają różne rozwiązania, ale jakich argumentów by nie używali nie zmienią faktu, że piłkarz powinien w stu procentach skupić się na piłce, ponieważ to jego najlepszy interes. Jeśli ktoś zarabia rocznie, kilka czy kilkadziesiąt milionów złotych w klubie, to powinien starać się grać jak najdłużej. Bo w żadnej innej dziedzinie nie zarobi takich pieniędzy. A każdy kolejny rok grania w piłkę przez Lewandowskiego to najlepszy biznes, jaki mógłby wymyślić.

Adam GODLEWSKI: A jest pan w stanie uwierzyć w pogłoski krążące po środowisku, że Robert mógł zainwestować – czyli de facto utopić – kilkadziesiąt milionów w GetBacku?

Cezary KUCHARSKI: Do mnie też dotarły takie plotki, których jednak nie jestem w stanie w żaden sposób zweryfikować, więc traktuję to wyłącznie jako plotki. Pytania o jakiekolwiek inwestycje powinny być zresztą kierowane wyłącznie do Roberta. Mam jednak nadzieję, że z GetBackiem to jednak nieprawda.

 

Adam GODLEWSKI: Brzęczek dobrze rokuje jako selekcjoner?

Cezary KUCHARSKI: Jurek będzie miał bardzo trudną pracę w reprezentacji. Według mnie po erze Nawałki ta grupa piłkarzy potrzebowała trochę innego impulsu. Brzęczek jest młodym i obiecującym trenerem, ale już we Wrocławiu zaobserwowałem niepokojący sygnał. Jurek biegał przy linii, żył meczem, motywował zawodników, demonstrował zaangażowanie i złość, natomiast to kompletnie nie miało przełożenia na piłkarzy. Gdyby zawodnicy zareagowali na boisku, tak jak trener przy linii, to byłby zupełnie inny mecz, i może inny wynik, który nie był w sumie najważniejszy. Dlatego obawiam się, czy obecny selekcjoner będzie miał rzeczywisty wpływ na piłkarzy. Oby tak.

Adam GODLEWSKI: Ma zbyt małe doświadczenie jako szkoleniowiec, żeby zyskać posłuch u piłkarzy z wielkich europejskich klubów?

Cezary KUCHARSKI: Brzęczek bez wątpienia ma wiedzę i umiejętności, ale charyzmę musi budować każdego dnia, kiedy ma kontakt z zawodnikami. Jurek musi zdobyć zaufanie reprezentantów z bogatą historią, i przekonać ich do siebie, co będzie kosztowało dużo pracy. Na razie jest na początku tego procesu. A już wiadomo, że to będzie proces, bo miłości od pierwszego wejrzenia nie dostrzegłem.

Adam GODLEWSKI: Obecność Kuby Błaszczykowskiego w kadrze, a zatem piłkarza, który nie gra w klubie, może być okolicznością utrudniającą uzyskanie w szybkim tempie wiarygodności przez selekcjonera u reprezentacyjnej starszyzny?

Cezary KUCHARSKI: Zabrakło czytelnego i wiarygodnego komunikatu, dlaczego Kuba został powołany i zagrał dwukrotnie w wyjściowym składzie, a na przykład Kamil Grosicki – nie. Osobiście uważam, że Kuba z uwagi na umiejętności i doświadczenie nadal może być przydatny w reprezentacji, ale na plan pierwszy wysunął się w mediach wątek, że Jurek to jego wujek. Zaś merytoryka zeszła na dalszy plan. A szkoda, bo wystarczyło szczerze poinformować, że skoro Błaszczykowski tyle razy pomagał reprezentacji, to oczywiste jest, że sztab kadry teraz nie tylko może, ale wręcz ma obowiązek, pomóc Kubie przezwyciężyć trudności w Wolfsburgu.

Koło ratunkowe zostało zresztą rzucone nie tylko jemu, także Rafałowi Kurzawie, czy Arkadiuszowi Recy. A powtórzę, Kuba może jeszcze wiele dać drużynie narodowej, choć już chyba nie przez pełne 90 minut. Widziałem jego ogromne zaangażowanie i niezłe nawet przygotowanie fizyczne w meczu z Włochami, Błaszczykowski bardzo chciał, był ogromnie zmotywowany, może nawet za bardzo. Naprawdę zabrakło mi jedynie komunikatu, który przeciąłby spekulacje, że został powołany tylko ze względu na relacje rodzinne z selekcjonerem.

Adam GODLEWSKI: Chciał pan kiedyś jako menedżer prowadzić karierę Błaszczykowskiego?

Cezary KUCHARSKI: Nie, przecież Kuba zawsze był blisko związany z Brzęczkiem, a Jurek należał do grupy Volfganga Voege, którą do pewnego momentu współtworzył także Adam Mandziara.

Adam GODLEWSKI: A to prawda, że ta grupa próbowała przed laty przejąć od pana Lewandowskiego?

Cezary KUCHARSKI: Kiedyś niechcący trafiłem na spotkanie Roberta, Brzęczka i Voege, i wtedy miałem do Jurka pretensje. Był już trenerem, prowadził Raków Częstochowa, więc uważałem – i powiedziałem mu to wprost w ostrych słowach – że szkoleniowiec nie może angażować się w kwestie przejmowania piłkarzy. On to widział trochę inaczej, doszło miedzy nami do męskiej wymiany zdań. Przypadkowo pojawiłem się wtedy na zgrupowaniu w stołecznym Sheratonie, zresztą w towarzystwie ludzi z Blackburn Rovers, którzy przyjechali obserwować Lewego. To było jednak na tyle dawno – a czas leczy rany – że mam nadzieję, iż teraz nikt nie żywi już pretensji o tamten incydent.

Rok 1997, mecz Polska - Litwa. Jerzy Brzęczek i Cezary Kucharski.
Rok 1997, mecz Polska – Litwa. Fot. Włodzimierz Sierakowski/400 mm.pl

 

Adam GODLEWSKI: A z prezesem PZPN nadal żywicie do siebie? Jakiś czas temu zawarliście ugodę w sprawie wpisu Zbigniewa Bońka na Twitterze, jakoby za pobiciem Bartka Kapustki w krakowskiej dyskotece miał stać CK.

Cezary KUCHARSKI: To była insynuacja pod moim adresem, małostkowość prezesa PZPN dlatego sprawą zajęli się prawnicy. Schłodzili nasze głowy, więc doszło do przedsądowej ugody. Wydaje mi się, że od tamtej pory nasze relacje są poprawne. Czasami uprawiamy szermierkę słowną na Twitterze, ale uważam, aby nie przekroczyć granicy wrażliwości Bońka i zawartej ugody. Ostatnio dowiedziałem się od prezesa, że byłem napastnikiem grającym wślizgami. Czyli z takim zaangażowaniem, o jakie w reprezentacji aż się prosiło w meczu z Irlandią czy podczas MŚ’18, ale tego prezes już oczywiście nie dodał. Pozostał tylko przy drobnej złośliwości pod moim adresem. A przecież widział z bliska treningi i mecz Polska – USA na mistrzostwach świata w Korei Południowej i Japonii, i pewnie z chęcią oglądałby takiego piłkarza w obecnej reprezentacji… Zibi już pewnie zapomniał, że powołał mnie na swój selekcjonerski debiut w Szczecinie z Belgią.

Adam GODLEWSKI: Czyli mimo ugody nadal się szczypiecie?

Cezary KUCHARSKI: Piłka to też show, więc szermierka słowna wydaje mi się dopuszczalna. Przyznaję jednak, że trudno z Zibim poważnie porozmawiać nawet na Twitterze, bo każdą próbę dyskusji o stanie polskiej piłki traktuje jako personalny atak na siebie. I zawsze w takiej sytuacji korzysta z zaplecza medialnego i instrumentów, które mogą wpłynąć na zmianę optyki opinii publicznej jakie stworzył w PZPN. Każdy, kto ma trochę oleju w głowie, musiał dostrzec, że taki mechanizm istnieje. Efekt jest taki, że nikt z odmiennym punktem widzenia – a pozbawiony podobnego zaplecza – nie przebije się ze swoją opinią. Choćby była najmądrzejsza. Po mistrzostwach w Korei także dzięki socjotechnice wszyscy uwierzyliśmy, ja także, że jedynym zbawcą mocno poturbowanej reprezentacji może być jedynie Boniek. Szybko jednak zostałem sprowadzony na ziemię uczestnicząc w treningach kadry, odprawie i meczu. To naprawdę dobrze, że Zibi poszedł w innym kierunku niż trenerski.

Adam GODLEWSKI: W najbliższych wyborach w PZPN kandydat Bońka, bo osobiście już nie będzie mógł ubiegać się o trzecią kadencję, wygra w cuglach?

Cezary KUCHARSKI: Nie wiem, czy w cuglach, ale moim zdaniem wygra. Stworzony został bowiem taki układ działaczowsko-medialny, który zechce utrzymać kontrolę nad naszą piłką. Zdziwiłbym się jednak, gdyby przez obecnego prezesa namaszczony został ktoś z duetu Marek Koźmiński – Maciej Sawicki. Prędzej spodziewam się któregoś z baronów z piłkarską przeszłością: Radka Michalskiego albo Pawła Wojtali. Bo łatwo przygotować wyborczą narrację dla każdego z nich, mają realne poparcie w swoich województwach. No i też młodzi biorąc pod uwagę średni wiek działaczy, a już zdążyli napisać fajne historie w futbolu.

Adam GODLEWSKI: A jak jest z poziomem szkolenia w Polsce? To od jakiegoś czasu modny temat, a pan jako ojciec młodego piłkarza przerabia ten temat na co dzień.

Cezary KUCHARSKI: Jak ze wszystkim w polskim futbolu – jest dużo chaosu. Najważniejszy przy ocenie szkolenia jest stan wyedukowania trenerów, a ci są bardzo różni. Możesz trafić na dobrze przygotowanego i dokształcającego się ustawicznie, ale też i na takiego, który nie potrafi zupełnie nic. Największy błąd ekipa Bońka popełniła nie decydując się na gruntowną analizę systemu, i zbadanie gdzie są braki i niedostatki. Dziś już tego nie zrobi, bo narracja, że wszystko jest dobrze, poszła po prostu za daleko. I na pewno punktem zwrotnym nie będzie pomysł zaangażowania państwa w proces szkolenia piłkarzy, zapowiedzianego przez premiera Mateusza Morawieckiego. Po prostu nie wierzę, że państwo może zrobić coś dobrego w tym kierunku oprócz budowy infrastruktury. Jak politycy zajmą się tworzeniem programów szkoleniowych, to może być tylko gorzej niż jest obecnie.

Adam GODLEWSKI: Działa pan jeszcze jako menedżer?

Cezary KUCHARSKI: Odniosłem sukces w tej branży, ale mam też inne życie, niezwiązane z piłką – uczę się zupełnie innego biznesu. Co jednak nie oznacza, że odszedłem od futbolu. Zmieniłem po prostu strategię. Działam bazując przede wszystkim na doświadczeniu i kontaktach, ale szczegóły pozostawię dla siebie.

Adam GODLEWSKI: A Boniek byłby dobrym agentem?

Cezary KUCHARSKI: Sądzę, że ma argumenty i niemałą już wiedzę, aby zostać sprawnym pośrednikiem. Uruchomić kontakty, zrobić szybki deal, i mieć z tego profity – w tego rodzaju działalności Zibi powinien odnaleźć się błyskawicznie. Ba, sądzę, że po zakończeniu kadencji w PZPN właśnie w tym kierunku pójdzie. To nie jest zresztą obce środowisko dla Bońka, kiedyś już przecież proponował mi współpracę w wytransferowaniu Lewandowskiego. Najpierw do Genui, a potem do Romy.

Adam GODLEWSKI: Nie stracił pan jeszcze serca, aby przychodzić na trybunach przy Łazienkowskiej?

Cezary KUCHARSKI: Ostatnio pojawiam się na meczach Legii bardziej ze względów towarzyskich, i z obowiązku, niż dla przyjemności. A w takich okolicznościach oglądanie piłkarzy jest jeszcze do strawienia. Nowy właściciel uczy się futbolu, więc błędy, które popełnia są czymś naturalnym. To nie usprawiedliwia jednak kompromitujących porażek zespołu poniesionych w ekstraklasie i w Europie. Odpadnięcie z drużyną z Luksemburga było już szorowaniem dna, więc mam nadzieję, że na tym festiwal gaf się zakończył. Piłkarze Legii gorzej grać już nie mogą, więc zakładam, że teraz może być już tylko lepiej.