Cezary Kulesza: Piłka rodzi się w małych klubach

Rozmowa z prezesem PZPN Cezarym Kuleszą.


Dlaczego swoją pierwszą roboczą wizytę w piłkarskiej Polsce Prezes PZPN rozpoczął od oglądania w Mstowie turnieju orlików i żaków w ramach V Pikniku Wybitnego Reprezentanta Śląska.

Cezary KULESZA: – Im więcej takich imprez, takich pikników i turniejów dla dzieci, tym więcej będziemy mieć zdolnej młodzieży, która później zasilała będzie reprezentacje od tych najmłodszych kategorii zaczynając, a na drużynie narodowej kończąc. Wiemy przecież, że na początku to wszystko zaczyna się w klubach i tych małych, i tych większych, a dopiero w kolejnym etapie pojawiają się akademie oraz kadry wojewódzkie, z których najbardziej kreatywni zawodnicy są powoływani są na zgrupowania i zaczynają grać z orzełkiem na piersiach.

Jak pan trafił do klubu piłkarskiego?

Cezary KULESZA: – Ja w czasach swojej młodości nie miałem okazji grać w takich turniejach, bo ich nie było. Nie było takich boisk, na jakich dzisiaj dzieci mogą uganiać się za piłką. Nam musiały wystarczyć podwórka i boiska asfaltowe, na których wśród kolegów stawiałem pierwsze piłkarskie kroki. Do klubu trafiłem późno, bo dopiero w wieku 18 lat znalazłem się w Gwardii Białystok. Mieszkałem w internacie więc gdy koledzy rzucili hasło „zapisy do klubu” pojechaliśmy bodaj sześcioosobową grupą na trening i od tego się zaczęło.

Fot. Dorota Dusik

Który ze swoich mecz wspomina pan najmilej?

Cezary KULESZA: – Mało miałem tych meczów na najwyższym poziomie więc o jakichś wielkich wspomnieniach nie ma mowy, ale najbardziej pamiętam spotkanie z Górnikiem w Zabrzu. Jagiellonia, w której rozegrałem w sumie 14 spotkań w ekstraklasie, przyjechała wtedy na mecz z wielką drużyną, która nie tylko była liderem ekstraklasy, ale miała już w kolekcji cztery mistrzowskie tytuły z rzędu i chciała zdobyć piąty.

W dodatku to był sezon, w którym obowiązywał regulamin, że za zwycięstwo różnicą minimum trzech bramek zespół zdobywał trzy punkty. Kiedy więc po golach Ryszarda Cyronia z rzutu karnego w pierwszej połowie i trafieniu Ryszarda Komornickiego tuż po przerwie zabrzanie prowadzili 2:0, wydawało się, że jesteśmy skazani na pożarcie.

W piłce nożnej gra się jednak do końca i dopóki piłka w grze trzeba walczyć o jak najlepszy wynik. To się sprawdziło także w tym spotkaniu, bo na 10 minut przed ostatnim gwizdkiem Andrzej Szymanek strzelił kontaktowego gola, a chwilę później Darek Czykier doprowadził do remisu. Przyczyniłem się do zdobycia tych bramek, którymi zatrzymaliśmy rozpędzonego Górnika. Jak pisali wtedy dziennikarze podsumowujący sezon 1988/1989 Jagiellonia „wybiła zabrzan z mistrzowskiego rytmu”.

A trzeba dodać, że w zespole Górnika było dziewięciu reprezentantów: Tomasz Wałodoch, Jacek Grembocki, Józef Dankowski, Piotr Jegor, Robert Warzycha, Piotr Rzepka, Ryszard Komornicki, Jan Urban, Ryszard Cyroń. My natomiast zagraliśmy w składzie: Mirek Sowiński, Andrzej Kulesza, to samo nazwisko, ale nie będący moją rodziną, Mariusz Lisowski, Wiesiek Romaniuk, Andrzej Ambrożej, Janusz Szugzda, Jarek Gierejkiewicz, którego zmienił Andrzej Szymanek i w pierwszym kontakcie z piłką strzelił gola, Darek Czykier, Jarek Bartnowski, Jacek Bayer i ja.

W jaki sposób został pan działaczem?

Cezary KULESZA: – Po piłkarskiej przygodzie nastąpiła co prawda przerwa na biznes, ale cały czas interesowałem się tym co się dzieje na boiskach i wróciłem do futbolu jako działacz w Jagiellonii, w której od 2010 roku byłem prezesem, aż do czerwca tego roku. Zrezygnowałem związku z podjęciem decyzji o kandydowaniu na stanowisko prezesa PZPN i muszę się przyznać, że teraz z zupełnie inaczej bijącym sercem patrzę na mecze reprezentacji.

W „debiucie” w tej nowej roli na meczu Polska – Albania na szczęście nerwy i emocje były krótsze, bo w 54 minucie po golu Grzegorza Krychowiaka było już 3:1 i w miarę spokojnie mogliśmy oglądać to spotkanie czekając na ostatni gwizdek sędziego. Gdy więc Karol Linetty ustalił wynik na 4:1 poczułem po prostu satysfakcję z tego co zrobili nasi piłkarze. Natomiast to co się wydarzyło w spotkaniu z Anglią było niezwykłe. Ta fala emocji była tak ogromna, ten impuls znakomicie dopingującej wypełnionej widowni, która z niecierpliwością od 72 minuty oczekiwała na zmianę wyniku, był tak zaraźliwy, że gdy Damian Szymański główkował po wrzutce Roberta Lewandowskiego, rzuciliśmy się sobie w ramiona.

Czekaliśmy na tę upragnioną bramkę, a gdy padła to nagle zobaczyłem kolana Wiceprezesa Henia Kuli na wysokości moich oczu. Tak wyskoczył w górę ze szczęścia, że pomyślałem sobie, że z trampoliny się wybił. To najlepiej świadczyło o poziomie emocji jakie nam wszystkim towarzyszyły. Oczywiście w innych meczach, na przykład Jagiellonii też przeżywałem wielkie emocje i niezapomniane chwile. Wiosną 2018 roku w Białymstoku podejmowaliśmy Arkę, która jeszcze 3 minucie doliczonego czasu gry prowadziła 2:1.

Nasz bramkarz Marian Kelemen pobiegł wtedy w pole karne rywali, bo wykonywaliśmy rzut rożny, którego na gola zamienił Łukasz Burliga. Teoretycznie do końca spotkania pozostało już wtedy tylko 30 sekund, ale zanim zabrzmiał ostatni gwizdek zdążyliśmy jeszcze zadać zwycięski cios, bo w 94 minucie i 40 sekundzie po strzale Jakuba Wójcika piłka znalazła się w siatce. Oczywiście mecz w obecności 9 tysięcy kibiców w Białymstoku o ligowe punkty to nie to samo co spotkanie na Stadionie Narodowym, na którym zasiadło 56 tysięcy widzów i dopingowało drużynę narodową walczącą z Anglikami w meczu o znacznie wyższą stawkę, ale dla takich chwil kochamy piłkę nożną na każdym poziomie.

To samo czuł pan na meczu… klasy A Sokół Wola – LKS Rudołtowice-Ćwiklice?

Cezary KULESZA: – Pierwszy raz miałem okazję oglądać mecz śląskiej klasy A. Odwiedziłem „matecznik” Henia Kuli i zobaczyłem ciekawe widowisko. Byli kibice, którzy dopingowali swój zespół i emocjonowali się wydarzeniami na boisku. Nawet jakiś bęben się znalazł i funkcjonował. Mimo to, że jest to siódmy poziom rozgrywkowy piłka zawsze i wszędzie jest ciekawa i daje rozrywkę. Poziom jak poziom, czyli jak na siódmą klasą rozgrywkową przyzwoity, a najważniejsze było to, że w jednej i drugiej drużynie grało kilku młodych piłkarzy, którzy się ogrywają. Może ktoś ich zobaczy i da szansę gry w wyższej lidze. Pamiętajmy, że w takich klubach rodzi się piłka. Statystyki pokazują, że większość reprezentantów Polski wywodzi się z małych klubów i na takich boiskach zaczynali swoje kariery.

Jaki jest najważniejszy cel Cezarego Kuleszy jako prezesa PZPN?

Cezary KULESZA: – Cel numer jeden to jest awans na reprezentacji Polski na mistrzostwa świata i musimy wszystko zrobić, żeby ten cel osiągnąć. Za nami trzy wrześniowe mecze, w których zdobyliśmy 7 punktów, ale po 6 kolejkach zajmujemy 3 miejsce w tabeli naszej grupy, mając jedno „oczko” mniej od Albanii, która jednak jeszcze nie grała w Anglii. Dlatego we wszystkich meczach jakie nam zostały do końca eliminacji musimy walczyć o pełną pulę, ale najważniejszy dla losów naszej drużyny narodowej będzie chyba wyjazdowy mecz 12 października w Tiranie.

Na to się nastawiamy i pojedziemy tam, żeby wygrać. W 1985 roku reprezentacja Polski po golu Zbigniewa Bońka wygrała w Tiranie 1:0 i drużyna trenera Antoniego Piechniczka pojechała na finały mistrzostw świata do Meksyku. Oczywiście nie ma co porównywać tamtych czasów do tego co mamy dzisiaj. Są inni piłkarze i w zespole Albanii, i w naszym. Musimy jednak tak samo poważnie podejść do tego spotkania i zagrać z takim zaangażowaniem i animuszem jak z Anglikami, a o wynik nie będziemy się musieli martwić.

Czym dla Cezarego Kuleszy jest śląska piłka?

Cezary KULESZA: – Śląsk, a dokładniej województwo śląskie dla polskiej piłki jest bardzo ważnym regionem. Świadczy o tym nie tylko historia, w której 32 tytuły mistrza Polski zdobyły drużyny ze Śląska, a Górnik Zabrze i Ruch Chorzów to niezwykle utytułowane kluby. To jest także bogaty w sukcesy dzień dzisiejszy. Wystarczy przecież, że powiem że wicemistrzem kraju oraz zdobywcą Pucharu Polski i Superpucharu jest Raków Częstochowa. Ale przede wszystkim, stąd moja pierwsza wizyta robocza była właśnie w tym regionie, Śląski Związek Piłki Nożnej był od początku moich prezesowskich planów w mojej drużynie. Popierał mnie i wspierał dlatego to doceniam i zawsze o tym będę pamiętał.

Zresztą, mając obok siebie wiceprezesów Henryka Kulę i Wojciecha Cygana na pewno nie będę miał możliwości żeby o tym zapomnieć, ale my tytułów nie rozdajemy. Muszą o nie walczyć piłkarze na boisku. Widząc jednak tak duży potencjał, coraz lepszą infrastrukturę i znając pracowitość ludzi z tego regionu jestem spokojny o jego przyszłość, z której dumna będzie także polska piłka.


Pracowity weekend na Śląsku

Od Mstowa przez Piekary Śląskie do Woli

Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej spędził na Śląsku pracowity weekend. Cezary Kulesza, na zaproszenie wiceprezesa do spraw organizacyjno-finansowych, a jednocześnie sternika Śląskiej Piłki Nożnej Henryka Kuli, był między innymi uczestnikiem sobotniego V Pikniku Wybitnego Reprezentanta Śląska w Mstowie koło Częstochowy, brał udział w niedzielę w otwarciu IV Memoriału Krzysztofa Seweryna w Piekarach Śląskich oraz przyglądał się z trybun stadionu Sokoła Wola A-klasowemu spotkaniu wolan z LKS-em Rudołtowice-Ćwiklice.

W Mstowie Cezary Kulesza miał okazję zobaczyć jak na obiektach tamtejszej Warty grają dzieci rywalizujące w turnieju żaków i orlików, którym prezes PZPN wręczał nagrody i gratulował zaangażowania oraz życzył powodzenia w piłkarskim rozwoju. Spotkał się także z wybitnymi postaciami śląskiej i polskiej piłki nożnej na czele z: Zygmuntem Anczokiem, Hubertem Kostką, Antonim Piechniczkiem, Henrykiem Wieczorkiem i Jerzym Brzęczkiem. Była więc okazja do wspomnień o najpiękniejszych momentach w historii polskiej piłki czyli medalach mistrzostw świata i olimpijskich krążkach. Nie brakowało także opowieści o mistrzostwach Polski i występach w europejskich pucharach z Piotrem Czają, Janem Kowalskim, Henrykiem Latochą, Władysławem Szaryńskim czy Władysławem Żmudą, a „młodsza generacja” z Ryszardem Czerwcem, Stanisławem Gawendą i Piotrem Lechem zaprezentowała się na murawie w meczu pokazowym. Reprezentacja Oldbojów Śląskiego Związku Piłki Nożnej, po golach Tomasza Czoka i Mariusza Muszalika wygrała 2:0 z Reprezentacją Oldbojów Powiatu Częstochowskiego, prowadzoną na boisku przez wójta Gminy Mstów Tomasza Gęsiarza, a prezes PZPN nie kryjąc uznania wręczył pamiątkowy puchar kapitanowi zwycięzców Januszowi Bodziochowi.



A dodajmy, że wyniki rywalizacji najmłodszych nie były notowane, bo liczyła się przede wszystkim dobra zabawa na boisku oraz obok niego. Nie zabrakło bowiem innych atrakcji. Były konkursy i zabawy dla dzieci oraz rodziców. Wszyscy mogli spróbować swoich sił w miasteczku piłkarskim, albo wziąć udział Talentiadzie, ewentualnie pozjeżdżać i poskakać na dmuchańcach. Bogatą ofertę uzupełniły jeszcze animacje, a na dodatek można było zjeść smaczną kiełbaskę i spędzić miło czas, rozmawiając w „Namiocie mistrza” ze znanymi ludźmi z historii oraz czasów obecnych polskiej piłki oraz zbierając autografy i robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia.

Widać było, że wśród ludzi kochających piłkę Cezary Kulesza czuje się jak ryba w wodzie. Był swobodny i uśmiechnięty. Żartował, ale i poważnie odpowiadał na pytania. Słuchał z zainteresowaniem, ale także prezentował swoje pomysły. Udzielał wywiadów, pozował do pamiątkowych zdjęć i rozdawał autografy. Był otwarty na rozmowę zarówno z działaczami Śląskiego Związku Piłki Nożnej od Prezesa Honorowego Rudolfa Bugdoła zaczynając przez wiceprezesów Jarosława Brysia i Artura Szymczyka po prezesów podokręgów i członków zarządu jak i z kibicami. Przez dwa dni spędzone na Śląsku prezes PZPN, który jeszcze niedawno dla wielu sympatyków futbolu był osobą anonimową, udowodnił, że piłka nożna jest po prostu jego pasją. Potwierdził także ma pomysł na to, żeby polska piłka się rozwijała i przysparzała wszystkim wiele radości od Stadionu Narodowego, przez rozgrywki młodzieżowe, aż po boiska na najniższych szczeblach.


Fot. Dorota Dusik