Charakter „Kobry”

Zdenek Ondraszek wrócił na boisko po dziesięciu miesiącach przerwy.


Czeski napastnik nie może powiedzieć, że powrót do zespołu „Białej gwiazdy” jest dla niego udany. W 14 meczach rundy wiosennej poprzedniego sezonu zdobył dwie bramki, a Wisła w maju pożegnała się z ekstraklasą. Jakby tego było mało, ostatnie spotkanie z Wartą Poznań przy Reymonta zakończyło się dla niego poważną kontuzją. Zerwał więzadła krzyżowe w kolanie i uszkodził łąkotki. Po operacji przez wiele miesięcy rehabilitował się razem z Alanem Urygą, który półtora miesiąca wcześniej nabawił się identycznego urazu. Do gry wrócił w ubiegłym tygodniu, gdy wystąpił w piątkowym sparingu z Odrą Opole.

Druga droga

– Są gorsze rzeczy na świecie, z którymi ludzie zmagają się każdego dnia. Kontuzje to część życia sportowca. Gdy to się stanie, człowiek ma do wyboru dwie drogi: płakać w kącie lub podnieść głowę i pracować, by wrócić do gry. Ja wybrałem drugą. Podjąłem rękawicę, choć momentami było ciężko. Wspieraliśmy się z Alanem, bo nie był to łatwy czas dla głowy. Powalczyliśmy i wróciliśmy – mówi Zdenek Ondraszek. Czech dosłownie walczył w pierwszym od dziesięciu miesięcy meczu. Kilka minut po wejściu na murawę mocno starł się w polu karnym Odry z Piotrem Żemłą i powalił obrońcę na murawę. Było widać, że nie ma psychicznej blokady, by wchodzić w pojedynki. Zachowywał się tak, jakby regularnie grał.

– Można się tego było po nim spodziewać – komentuje trener Radosław Sobolewski.

– Nie namawiałem Zdenka i Jakuba Błaszczykowskiego do agresywnej gry, starałem się hamować. Przed wejściem uczulałem ich, by nie ryzykowali zbędnego kontaktu, nie ratowali głupich piłek i uważali na swoje zdrowie. Widać jednak, że natury Zdenka nie da się tak łatwo poskromić. Dobrze, że poczuli boisko, partnerów i piłkę – dodaje szkoleniowiec Wisły.

Sobolewski nie chce deklarować, kiedy Czech będzie mógł realnie myśleć o kadrze meczowej. Uryga potrzebował około czterech tygodni od pierwszego występu w grze kontrolnej, ale organizm każdego piłkarza jest inny. Ondraszek podkreśla, że chce namieszać w głowie trenerowi i wzmocnić rywalizację wśród napastników. W Wiśle pewnie miejsce w składzie ma Angel Rodado, a jego zmiennikiem jest inny Hiszpan – Sergio Benito.

– Zamierzam na nich naciskać, wywierać presję, by byli jeszcze lepsi. To może pomóc drużynie – uważa.

Nie patrzeć wstecz

Ondraszek od kilku miesięcy z boku obserwuje poczynania kolegów w I lidze. Jesienią, poza początkiem rozgrywek, nie miał wiele powodów do zadowolenia. Zespół Jerzego Brzęczka, a potem Sobolewskiego zawodził i mocno utrudnił sobie realizację celu, jakim był szybki powrót do ekstraklasy. Zimą w Wiśle wiele się zmieniło – drużyna została przebudowana i pokazuje lepsze oblicze. Kibice cieszą się serią zwycięstw i nabrali apetytów nawet na bezpośrednią promocję. To jest zadanie trudne, ale nie niemożliwe.

Po przerwie reprezentacyjnej drużynę czekają ją ważne spotkania, między innymi z Puszczą Niepołomice, Bruk-Betem Termaliką Nieciecza, Ruchem Chorzów i ŁKS-em. Krakowianie będą gonić, a czołowe drużyny starać się ich powstrzymać.

– Sześć zwycięstw w sześciu meczach to super sprawa. Ale to już historia i nie możemy sobie pozwolić, by się tym zadowolić. Historią jest też słaba jesień. Trzeba myśleć o tym, co przed nami. Pewne jest, że nikt nie da nam nic za darmo – podkreśla „Kobra”.


Na zdjęciu: Zdenek Ondraszek nie jest wirtuozem, ale ma silny charakter. Bardzo imponuje tym kibicom Wisły Kraków.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus