Charakterne chłopaki

Nie ma nic lepszego niż derby Śląska w finale mistrzostw Polski!


Rytuały kibiców obu finalistów były podobne. Jedni – w Katowicach – z wtorku na środę witali hokeistów po powrocie z Krakowa, zaś drudzy – w Tychach – świętowali wraz ze swoimi ulubieńcami ze środy na czwartek po przyjeździe z Oświęcimia. Relaks i wypoczynek w ekipie katowickiej zarządzono w środę, zaś w czwartek Kamil Berggruen, były bramkarz „GieKSy”, a obecnie kierownik drużyny, przed zajęciami na lodzie zafundował… jajecznicę, która, jak twierdzi, jest specjalnością domu. Gdy„GieKSiarze” pałaszowali śniadanie, hokeiści z Tychów zapewne dopiero przecierali oczy po krótkiej, pełnej wrażeń nocy. Mogli trochę odsapnąć i korzystać z dobrodziejstw pracy fizjoterapeutów po tygodniu pełnym emocji.

Najlepszy w sezonie

Jacek Płachta, który sportowo dojrzewał w innej rzeczywistości – grał i szkolił w Niemczech – ma ogromną satysfakcję. Drugi raz z rzędu doprowadził drużynę do finału, zatem dane jest jej bronić złota.

– To niesłychane, co nas spotkało w tym play offie – uśmiecha się szkoleniowiec, choć widać po nim, że emocje wciąż grają i ukryć ich się nie da. – Spotykaliśmy z trudnymi rywalami, więc o wszystkim decydowały charaktery. Przygotowanie mentalne w decydujących meczach odgrywa kluczową rolę. A przed nami kolejne starcie oraz próba charakterów. Miałem już okazję powiedzieć chłopakom, że jestem pod wrażeniem ich postawy w ostatnim meczu z Cracovią. Po szóstym meczu i porażce wielu już nas przekreśliło, tymczasem w Krakowie zagraliśmy spokojnie i niemal perfekcyjnie pod względem taktycznym. To chyba był nasz najlepszy mecz w sezonie. Teraz w szatni jest euforia, ale trzeba się wyciszać i koncentrować na tym, co nas czeka w najbliższy weekend.

Zwycięstwa budują

Hokeiści z Tychów w ostatnim meczu w Oświęcimiu również wykazali się niezwykłą determinacją, zwłaszcza w ostatnich minutach, kiedy bronili się przed ewentualną stratą bramki (na 2:2).

– W Tychach finał to za mało, liczy się tylko złoto. Zwycięstwo w Pucharze Polski tylko zaostrzyło apetyty naszych fanów – śmieje się tyski napastnik, rodem z Gdańska, Szymon Marzec. – Mieliśmy różne okresy w rywalizacji z Unią, ale zwycięstwa jeszcze bardziej nas zbudowały. Czy teraz ktoś z nas myśli o mikrourazach czy poobijanych ciałach? Nie! Wszystko idzie w zapomnienie, a liczy się tylko to, co będzie w sobotnim meczu.

– To prawda, że takie sytuacje, jakie mieliśmy do tej pory, cementują zespół, a wszystkie niepowodzenia oraz porażki są wykreślane z pamięci – dodaje napastnik „GieKSy” z Katowic, Mateusz Bepierszcz. – Ostatni mecz w Krakowie tylko nas utwierdził w przekonaniu, że idziemy we właściwym kierunku, więc teraz tryskamy humorem i jesteśmy pełni optymizmu.

Podzielone role

Każdy z zawodników w zespole ma przydzielone role oraz zadania do wykonania i bez tego nie ma sukcesu – powtarzają jak mantrę zarówno trenerzy oraz sami zainteresowani w obu ekipach.

– Musi być w zespole paru zawodników, którzy w trudnych chwilach dają impuls do lepszej gry i ciągną zespół we właściwą stronę. Tak zresztą każdy zespół jest budowany, a role drobiazgowo rozpisane – mówi trener Płachta.

Grzegorz Pasiut, niekwestionowany lider i kapitan katowickiego GKS-u, jest tego świetnym przykładem. W jednym meczu przebywał na lodzie ponad 32 min i ustanowił swój swoisty rekord, ale – jak sam twierdzi – były i takie mecze, w których grał około 20 min, a już na pewno nie przekraczał 25 min.

– Jako kapitan muszę świecić przykładem – śmieje się niewątpliwie najlepszy hokeista ligi, a jednocześnie grający, naszym zdaniem, najbardziej ekonomicznie. – A tak na poważnie – gra jest rozpisana i każdy z nas ma określone zadania do wykonania. Może mnie i kilku innych kolegów nieco więcej widać, bo gramy w przewagach i osłabieniach. Niemniej każdy z zawodników – i pragnę to mocno podkreślić – wykonuje swoje zadania jak najlepiej potrafi. Bardzo doceniam pracę kolegów, bo bez nich nie byłoby mnie, a przede wszystkim sukcesów zespołu.

– Otrzymuję zadanie i obojętnie, czy gram w pierwszej czy niższej formacji staram się go wypełnić jak najlepiej dodaje Bepierszcz. – Teraz gram w pierwszym ataku, dlatego zdecydowanie więcej przebywam na lodzie.

– Pewnie, że jest podział, bo napastnik jak sama nazwa wskazuje, jest od „napadania” – mruży znacząco oko kapitan GKS-u Tychy, Filip Komorski, zdobywca dwóch goli w zwycięskim, przedostatnim meczu z Unią. – Osobiście wolałbym nie napadać, a strzelać gole, ale mnie i kolegom czasami się to zdarza.

– Naszym sporym atutem jest gra niemal przez cały czas czterema formacjami – uzupełnia „Komorę” jego zastępca, Radosław Galant.

Tyski duet Filip Starzyński – Marzec to specjaliści od gry w osłabieniach i wraz z kolegami z defensywy pokazali klasę podczas meczu w Oświęcimiu.

– Mam nakreślony przez trenera plan działania i staram się go realizować jak najlepiej – mówi Komorski, pierwszy tyski środkowy rodem ze stolicy, który jednak pobierał naukę gry w hokeja za oceanem. – Szymon Marzec imponuje nie tylko przygotowaniem fizycznym, ale również umiejętnościami i mamy do siebie zaufanie. Dobrze się uzupełniamy i zapewniam, że tak będzie do końca nie tylko tej rywalizacji. Mogę z nim grać w każdej sytuacji!

Żadnych prognoz!

Hokeiści obu drużyn nie chcą bawić się we wróżbitów, więc nie snują żadnych prognoz. – Doceniamy klasę rywala z Tychów. Gra on zdyscyplinowany hokej i słynie z dobrej defensywy. Ale mimo wszystko będziemy starali się go przechytrzyć i pokonać – wyjaśnia trener Płachta.

– Bramkarze to ważne postacie zespołu, a nasz John z Cracovią bronił znakomicie. Oczywiście doceniam klasę bramkarza tyszan, Tomasa Fuczika; na własnej skórze przekonaliśmy się do niej podczas półfinałowego spotkania w Pucharze Polski. A atut własnej tafli? Nie ma o tym mowy, co pokazała to dotychczasowa rywalizacja – dodaje Bepierszcz.

– Mecze finałowe będą widowiskami samymi w sobie – uważa Pasiut. – Dyscyplina i gra kombinacyjna to podstawy ewentualnego sukcesu. Na razie zrobiliśmy sporo, ale do końca jeszcze daleko.

– Podczas tego play offu sporo się nauczyliśmy, również na własnych błędach, i jestem przekonany, że potrafimy to wykorzystać – dodaje Bartosz Fraszko, partner z ataku Pasiuta i Bepierszcza. – No ale nie ma zdecydowanego faworyta.

W poprzednim sezonie obie drużyny spotkały się w półfinale. „GieKSa” z Katowic wygrała rywalizację 4-3, zdobywając gola w dogrywce ostatniego meczu.

– Może to i będzie rewanż za poprzedni sezon, ale szczebel wyżej, bo już w finale. I tylko mamy nadzieję na inny wynik – dodaje z przekonaniem Starzyński. – Rywalizacja z Unią chyba wszystkich przekonała, jak wartościowym zespołem jesteśmy. Nie wpadaliśmy w panikę, graliśmy konsekwentnie. Tak też chcemy zaprezentować się w finale. Mnie cieszy, że odzyskaliśmy jakość w grze defensywnej, bo to przecież znak firmowy zespołu. A w sumie – każdy mecz zaczyna się od 0:0, a zrobimy wszystko, by wygrana była po naszej stronie.

– Kluczem do sukcesu będzie zapewne gra w przewadze oraz osłabieniach, bo w komplecie potencjał obu drużyn jest podobny. Bramkarze są na tym samym poziomie. Tylko musimy pamiętać, by nie popełniać niepotrzebnych fauli – uzupełnia kompana Marzec, który w finale ostatnio grał 8 lat temu w barwach zespołu z Jastrzębia, zdobywając srebrny medal.

Jedni na dwa dni przed finałem zaliczyli jajecznicę oraz delikatny trening, zaś drudzy wypoczywali oraz odpowiadali znajomym na pytania w sprawie biletów. Wczoraj obie drużyny przebywały okazjonalnie na lodzie, zaś dziś żarty już się kończą…

Polska Hokej Liga

Sobota, 25 marca

TYCHY, 17.45: GKS – GKS Katowice

Niedziela, 26 marca

TYCHY, 15.00: GKS – GKS Katowice


Na zdjęciu: Takich starć pod bandą Jakuba Wanackiego (z lewej) oraz Filipa Starzyńskiego nie będzie brakowało w trakcie zbliżających się konfrontacji.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus