Chcącemu nie dzieje się krzywda

Środowy rekord zakażeń w województwie śląskim powoduje, że Śląski ZPN zastanawia się, czy na świąteczny weekend nie zawiesić rozgrywek IV ligi. Z większości klubów płynie jednak jasny przekaz: grajmy!


W Śląskim ZPN zastanawiają się, czy nie odwołać świątecznej kolejki jedynych rozgrywek, które jeszcze – ocalone przed lockdownem – odbywają się pod związkową egidą, czyli obu grup IV ligi. Wczoraj w województwie odnotowano 6092 przypadki zakażenia koronawirusem – najwięcej od momentu rozpoczęcia pandemii.

– Sytuacja na Śląsku pod względem zachorowań i hospitalizacji jest krytyczna – przyznał minister zdrowia Adam Niedzielski, zapowiadając, że chorzy z woj. śląskiego mogą być transportowani do szpitali w Radomsku i Kędzierzynie-Koźlu. Rzecznik wojewody śląskiego, Alina Kucharzewska, wylicza z kolei, że we wtorek na 630 wyjazdów zespołów ratownictwa medycznego 397 dotyczyło chorych zakażonych koronawirusem.

– Dokładnie 5 tygodni temu wyjazdów covidowych było tylko 111, czyli ich liczba wzrosła o 40 procent – precyzuje Kucharzewska.

Wycięta młodzież

Te dane wywołują też refleksję nad rozgrywkami piłkarskimi. Znak zapytania dotyczący IV ligi pojawił się już 2 tygodnie temu, gdy rząd rozszerzył na cały kraj restrykcje obowiązujące w kilku najbardziej dotkniętych pandemią województwach – zakładające, że do 9 kwietnia toczyć się może tylko piłka młodzieżowa i zawodowa. Kluby z IV ligi po spełnieniu formalnych wymogów w zakresie opłacania zawodników mogły kontynuować rywalizację. Tydzień temu rozporządzenie Rady Ministrów „wycięło” w całym kraju nie tylko mecze, ale też treningi juniorów. Ligi zawodowe mogą się toczyć; bywają nawet takie regiony Polski, w których gra nie tylko IV liga, ale też „okręgówka”.

– Grajmy! – mówi wprost Tomasz Wolak, trener AKS-u Mikołów, zajmującego 10. miejsce w tabeli I grupy IV ligi śląskiej.

– Wszyscy są w jakimś stopniu zagrożeni, ale czy rzeczywiście istnieje tak duże ryzyko? Na meczach i tak obracamy się w tym samym środowisku, co każdego dnia na treningach, a kibiców na trybunach nie ma. Widzę, że wraz z rywalami staramy się zachowywać normy sanitarne. Szkoda byłoby odwoływać kolejkę i prawdę mówiąc nie widzę poważnych przesłanek ku temu, by ta najbliższa miałaby się nie odbyć – dodaje szkoleniowiec mikołowian.

Dostęp utrudniony

Wychodząc z założenia, że skoro kluby spełniają wymogi i chcą grać, a chcącemu nie dzieje się krzywda, to związek powinien im to umożliwić i nie odwoływać weekendowej kolejki IV ligi śląskiej. Zakazywanie zdrowotnej profilaktyki, jaką jest uprawianie sportu, to z pewnością metoda walki z pandemią zostawiająca wiele do życzenia. Kolejne badania wykazują, że możliwość zakażenia na wolnej przestrzeni, jak boisko, jest minimalna. Spójrzmy też jednak na drugą stronę medalu: infrastruktura w IV lidze bywa skromna, dlatego w ciasnych szatniach, niewielkich budynkach klubowych, nie sposób zachowywać dystans. No i nie chodzi już tylko o samego wirusa, a dostęp do opieki zdrowotnej na wypadek odniesienia kontuzji. To wszystko powoduje, że sprawa nie jest zero-jedynkowa – choć dotyczy nie tylko IV ligi, ale w równym stopniu także szczebla wyższego.

Zawsze jest ryzyko

– Sport jest fajną odskocznią od tego szaleństwa, ale spójrzmy na to, co się na Śląsku dzieje. Może warto poczekać tydzień czy dwa i później wrócić do względnej normalności? To już nawet nie to, że grając na boisku zawodnicy mogą się zarazić. Bardziej obawiam się sytuacji, w której trzeba udzielić komuś pomocy. Nie mam na myśli złamań czy zerwań mięśnia, ale czegoś groźniejszego, jak zderzenie głowami, kiedy wymagana jest szybka interwencja – podkreśla Mateusz Waligóra, prezes LKS-u Czaniec.
Trener Wolak z Mikołowa przypomina:

– Jest to pewien problem, ale przecież od dłuższego czasu karetki na mecze IV ligi przyjeżdżały tylko w razie zagrożenia życia, a nie skręconego kolana czy innej kontuzji mechanicznej. Ryzyko ponosimy od pewnego czasu, zdając sobie sprawę, że w tych czasach obłożenie karetek jest spore.

Trudno będzie wrócić

Do wczorajszego popołudnia Śląski ZPN otrzymał jedynie informację, że nie odbędzie się mecz MRKS-u Czechowice-Dziedzice z LKS-em Czaniec, który został przetrzebiony przez wirusa.

– To jakieś wytłumaczenie naszej dziwnej dyspozycji z soboty – mówi prezes Waligóra.

– Przegraliśmy 0:2 z Radziechowami, prezentując się bardzo słabo. Trzech chłopaków w niedzielę zaczęło uskarżać się na dolegliwości i zdecydowaliśmy się przetestować drużynę, by jak najszybciej zareagować. Niestety, mamy kilka pozytywnych wyników. „Dodatni” są czterej zawodnicy, a dwóch członków sztabu przebywa na kwarantannie. Reszta zawodników będzie w izolacji, treningi zawiesiliśmy do połowy przyszłego tygodnia. To chyba najgorszy okres. Nie każdy ma w klubie warunki, by szatnie miały przestrzeń. Nieraz siedzi się na kupie, jest jeden wąski korytarz i „mielą się” ze sobą wszyscy – gospodarze, goście, sędziowie. Dlatego zdroworozsądkowo może dobrze byłoby poczekać dwa weekendy, aż okoliczności staną się bardziej sprzyjające – dodaje szef klubu z Czańca.
Prawda jest też taka, że rozgrywki zawiesić łatwo – a trudniej wrócić.

– Nie wyobrażam sobie, byśmy po zawieszeniu – tak jak rok temu – już nie wrócili do grania – przyznaje Waligóra.


Czytaj jeszcze: Domagała na ratunek

Trener AKS-u Mikołów:

– W maju rozegrać mamy 6 kolejek. Każdy dodatkowy zaległy mecz trudno by było więc gdziekolwiek umiejscowić, a przerwanie rozgrywek może spowodować, że… ryzyko zapotrzebowania na karetki tylko się u nas zwiększy, bo brak rytmu meczowego może doprowadzić do spóźnionych boiskowych reakcji, narażania się w większym stopniu na poważniejsze kontuzje. Boję się, że jak zawiesimy granie, to już nie wrócimy.


14 KOLEJEK pozostało jeszcze do rozegrania IV-ligowcom (ostatnia 12-13 czerwca).


Na zdjęciu: Rozgrywki II grupy IV ligi, z udziałem m.in. Orła Łękawica i Rozwoju Katowice, mimo przeszkód toczą się na razie zgodnie z planem.
Fot. MG