Chciałem z Górnikiem grać o coś więcej

Rozmowa z Marcinem Broszem, byłym szkoleniowcem Górnika Zabrze.


Po tym, jak nie przedłużył pan kontraktu z Górnikiem to wiele było telefonów od innych, chętnych do zatrudnienia trenera Brosza?

Marcin BROSZ: – Tak, miałem propozycje i z kraju i z zagranicy, ale świadomie odmawiałem ponieważ po tych pięciu latach stwierdziłem razem z rodziną, że to jest taki dobry okres na zresetowanie się, na odpoczynek. To była przemyślana decyzja nie tylko dla mnie, ale także dla moich najbliższych.

Taka praca trenera, to nie że jest się tylko obecny ciałem na treningach, meczach, bo głowa można powiedzieć pracuje przez 24 godziny na dobę. Po tych pięciu latach chciałem rodzinie zrekompensować te wszystkie wyrzeczenia i spędzić z nią więcej czasu.

A te zagraniczne zapytania o których pan mówił, da się coś więcej powiedzieć?

Marcin BROSZ: – Nie chciałbym rozwijać tego tematu. Na razie odpoczywam i tyle.

Wolnego nie ma pan jednak zbyt wiele, bo właśnie wrócił pan ze Szkoły Trenerskiej w Białej-Podlaskiej, a teraz wziął pan udział w kurso-konferencji w Zabrzu.

Marcin BROSZ: – To prawda. Cieszę się, że mogę się swoim doświadczeniem dzielić z innymi, młodszymi od siebie szkoleniowcami. W kurso-konferencji w Zabrzu udział wzięło 1300 trenerów! To pokazuje, jak silna jest potrzeba u naszych młodych trenerów zdobywania wiedzy, dokształcania się. Rewelacja! Sam jestem tego świadomy, bo cały czas się uczę, dokształcam, a ten wolny czas chcę też poświęcić na naukę, na ewentualny staż. Zobaczymy jak się to potoczy. W Białej-Podlaskiej dużo mówiłem na temat przysposobienia młodych graczy do gry w lidze i nie tylko. Kiedy ze swoim sztabem przychodziłem do Górnika w 2016 roku, to mieliśmy jednego reprezentanta w grupach młodzieżowych. A ilu ich jest teraz? To kilkunastu zawodników w różnych kategoriach. Wielu z tych chłopaków przez te pięć lat trafiło też do pierwszej reprezentacji, żeby wspomnieć Damiana Kądziora Rafała Kurzawę, Szymona Żurkowskiego czy Pawła Bochniewicza.

Dlaczego nie przedłużył pan kontraktu z Górnikiem?

Marcin BROSZ: – Chciałem, nie tylko ja, ale też przede wszystkim inni, mam tutaj na myśli kibiców, żeby Górnik był silny. Nie chciałem tego, żeby Górnik grał o to co w ostatnim czasie, ale o sukcesy, o tytuły. Miałem na to pomysł i ten pomysł klubowym władzom przedstawiłem. Na czym polegał? W skrócie chodziło o utrzymanie kadry plus wzmocnienie jej czterema, pięcioma zawodnikami, którzy jakościowo zwiększyliby siłę drużyny. Gdyby tak było to jestem przekonany, że bylibyśmy w stanie grać o cele zdecydowanie wyższe, niż miało to miejsce w ostatnich sezonach.

Te pięć lat w Górniku to najważniejsze lata w pana trenerskiej karierze czy też można to porównać do pracy w Piaście w latach 2010-2014, gdzie też był awans do ekstraklasy i europejskie puchary?

Marcin BROSZ: – Każda praca jest inna i nie lubię takich porównań. Mogę mówić o tych pięciu latach w Górniku i to nie tylko w kontekście pierwszej drużyny, ale również jej zaplecza, rezerw czy pracy z młodzieżą, bo wygrywaliśmy czy zdobywaliśmy dodatkowe środki z Pro Junior System. My widzimy same boisko, ale są też inne rzeczy. W końcu jest solidne boisko rezerwowe, gdzie jest światłowód, gdzie są kamery i gdzie można będzie pokazywać mecze kontrolne, co też było postulatami wysuwanymi przez kibiców. Pokazaliśmy, że Górnik jest dobrym miejscem do tego, żeby tutaj przyjść, żeby się w nim rozwijać. Na tym zyskuje i klub i sami zawodnicy. Pokazaliśmy, że można, bo przecież chłopcy dostawali się do pierwszej reprezentacji, młodzieżowej, olimpijskiej czy juniorskiej. Kolejni stoją w kolejce. Górnik jest teraz wiodącym klubem jeśli chodzi o powołania do reprezentacji w różnych kategoriach. Z tej perspektywy trzeba docenić starania takich szkoleniowców, jak trener Gomola, jak trener Gierczak. Wyłapaliśmy wielu chłopaków, przeważnie z regionu, żeby wymienić Przemka Wiśniewsiego, Daniela Ściślaka, Adriana Gryszkiewicza i wielu innych. Górnik ich przygotował i dał szansę w ligowej piłce.

Na ile rozczarowujące dla pana, jako szkoleniowca Górnika było to, że z drużyny odchodzili tacy zawodnicy, jak Igor Angulo czy Paweł Bochniewicz, bo nie chciał pan przecież, żeby opuszczali prowadzony przez pana zespół?

Marcin BROSZ: – Zespół buduje się tygodniami, miesiącami czy latami pracy. Jest stabilny i stara się go wzmacniać. Przez wzmacnianie rozumiem trening, bo my na takie zajęcia kompensujące czy wyrównujące poświęcaliśmy godziny dodatkowej pracy, bądź wzmocnienie zewnętrzne. Inaczej się nie da rozwijać. Cała sztuka polega na tym, żeby modyfikować słabsze ogniwa. Pan mnie pyta o zawodników kluczowych, o liderów… Jasne, to też w tej obecnej piłce jest nieuniknione, bo widzimy, jak to jest w tej współczesnej piłce, kiedy ci czołowi gracze odchodzą z poszczególnych klubów. Dobrze, jak odbywa się to w mniejszej liczbie, powiedzmy jeden na rok. W Górniku odchodzi natomiast w jednym czasie wielu graczy, jak było to choćby w przypadku takich zawodników, jak wymienieni Angulo i Bochniewicz. Jak odbywa się to z wyprzedzeniem, to my jako trenerzy jesteśmy się w stanie przygotować na taką ewentualność, przykładowo zmieniamy system gry i z jednego przechodzimy na grę dwoma napastnikami czy pracujemy z młodszymi, by ich przysposobić do gry w pierwszym zespole. Jeśli zaś w jednym czasie odchodzi duża liczba klasowych graczy, to widzimy jakie są kłopoty i problemy. Nie jest to proste, a widać to choćby na przykładzie meczu Barcelony z Bayernem w Lidze Mistrzów zachowując oczywiście odpowiednie proporcje.

Nie sposób nie zapytać o rzekomy czy wydumany konflikt czy niejasności na linii Marcin Brosz – dyrektora Artur Płatek. Jak faktycznie było?

Marcin BROSZ: – Dobry zespół i dobra drużyna to szereg osób wyspecjalizowanych, którzy pracują po to, żeby Górnik, w tym wypadku pierwszy zespół, rezerwy i CLJ-ka były mocne. To nie tylko chodzi o Artura, ale o wszystkie osoby które są w klubie. Mamy wąskie specjalizacje, a wszyscy pracujemy dla dobra klubu i jesteśmy z tej pracy rozliczani. Nie patrzę na to przez emocje, ale przez założenia. Wiemy co i jak chcemy zrobić, żeby być silniejszym i rozliczamy się z efektów tej pracy. To moja odpowiedź w tym temacie.

Nie brakuje panu teraz tej ekstraklasowej adrenaliny?

Marcin BROSZ: – Jak powiedziałem na początku chciałem się zresetować. Było mi to bardzo potrzebne. Mam jednak co robić, bo jak mówiłem wróciłem ze Szkoły Trenerów w Białej-Podlaskiej dla szkoleniowców z „Elite Youth”. Świetne spotkanie, praca praktyczna na boisku, wspólne zajęcia i gra, bo o to przecież chodzi, żeby ten trener umiał najmłodszym wszystko pokazać i same pytania od tych młodych szkoleniowców. Wiele z takich spotkań można wynieść.

Pracy szkoleniowej nie brakuje, bo jest pan przecież szefem klubu APN Knurów, który istnieje już od 16 lat.

Marcin BROSZ: – Tak, działamy na bazie stowarzyszenia, pomaga nam gmina Knurów i sołectwo Paniówki. Dodam, że w Paniówkach mamy swoją filię, a w miejscowości która liczy 2100 osób trenuje 80 dzieciaków. Już to pokazuje jakie jest zainteresowanie. Nie ilość jest jednak ważna, ale to, żeby tym dzieciakom dać szansę. Jak zakładaliśmy Akademię to pomysł był taki, żeby klub był miejscem spotkań dla dzieci, dziewczynek i chłopców, a także samych rodziców. To jest fajne, bo nierzadko po latach spotyka się znajomych, z którymi kiedyś gdzieś tam się grało. W Knurowie w moich czasach sportu nie brakowało, bo oprócz piłki był boks, pływanie, pika ręczna. Aktywujemy rodziców, żeby byli drugimi trenerami czy pomagali przy drużynach, gdzie grają ich pociechy. Wiadomo że dla tych naszych trenerów to nie jest etatowa praca. Chodzi o zaszczepienie tym najmłodszym pasji do futbolu, a zarazem cementowanie tej lokalnej społeczność i to się dzieje. Poprzez Urząd Miasta w Knurowie i gminę Gierałtowice powstały nowe boiska, w Knurowie jest świetny ośrodek. Wszyscy poprzez takie działania widzimy, że to ma sens. Mamy zresztą nowe pomysły i cieszy nas ta praca. To dla mnie odskocznia od zawodowego futbolu.


Na zdjęciu: Marcin Brosz (z prawej) z Górnikiem chciał walczyć o coś więcej niż środek tabeli.

Fot. PressFocus