Chęć wygrywania, optymizm, wiara

Prawie ćwierć wieku nie widziano w Zabrzu spotkania w europejskich pucharach. Zwłaszcza w latach 60., 70. i 80. „górnicy” byli etatowym reprezentantem polskiej piłki na międzynarodowej arenie. Na liście ich przeciwników – mnóstwo najważniejszych i najwybitniejszych europejskich klubów, od pierwszego rywala, czyli Tottenhamu, poprzez oba kluby z Manchesteru, Juventus, Bayern, HSV, Anderlecht, Glasgow Rangers, Olympique Marsylia, aż po Real Madryt.

Zapomniane potyczki

Były w tym czasie spektakularne sukcesy, były jednak i bolesne – bo niespodziewane – porażki. Wielokrotnie przychodziło im do pucharowej rywalizacji przystępować – jak i teraz – z bardzo niewielką wiedzą o rywalach. W końcu Internet do wynalazek dwóch ostatnich dekad; kiedyś trzeba było polegać co najwyżej na własnych obserwacjach (o ile starczało dewiz na wysłanie obserwatora na ligowe gry przeciwnika), albo po prostu na… doniesieniach medialnych. My – poniżej – przypominamy mniej pamiętne występy, kończone zarówno rekordowymi zwycięstwami, jak i spektakularnymi wpadkami. A jak brzmieć będzie nowy rozdział dopisany do tej historii? Przekonamy się za (oby!) kilka-kilkanaście tygodni…

Schematy inne…

Na razie zacząć trzeba od pokonania pierwszej przeszkody. – Długo czekaliśmy – my w szatni, ludzie w klubie, a przede wszystkim kibice, w mieście i w całym regionie – na powrót Górnika do pucharowej rywalizacji i… na powrót drużyny do gry po letniej przerwie. Mogę tylko powtórzyć to, co mówiłem w ostatnich dniach: to będzie nowa drużyna, grająca w innym stylu – Marcin Brosz już nawet nie musi przypominać o letnich ubytkach z szatni, czyli odejściu czterech podstawowych wiosną graczy. Ale dobrego nastroju nie traci. – Staraliśmy się jak najlepiej wykorzystać okres przygotowawczy, choć czasu było niewiele. Z pewnością w każdym kolejnym meczu trzeba będzie korygować wypracowane schematy, uzupełniać je. Na pewno jest w nas duża chęć wygrywania, duży optymizm i wielka wiara, że „damy radę”.

… założenia te same

Dobra wiadomość dla kibiców to – po pierwsze – powrót do zdrowia Michała Koja, kontuzjowanego podczas potyczki z Hajdukiem w Splicie, oraz Daniela Smugi, który przedwcześnie zakończył sparing z GKS-em Katowice. Po drugie – deklaracja, że choć zmienią się schematy gry, nie zmieni się jej cel nadrzędny. – Chcemy grać intensywnie, szybko, skutecznie. W ubiegłym sezonie mieliśmy największą liczbę goli zdobytych w lidze. Teraz, prezentując młodych zawodników, marzących o pójściu w ślady Rafała Kurzawy czy Damiana Kądziora, nie zmieniamy tych założeń – zapowiada trener Brosz.

Euro(pa) do wzięcia

Ewentualny awans – a przecież nie jest do zadanie ponad siły „górników” – to nie tylko splendor i pierwszy znak nawiązania do chlubnej historii. To także znaczący zastrzyk gotówki. Sam start w I rundzie kwalifikacji wyceniany jest przez UEFA na 240 tys. euro. Występ w drugiej rundzie – to 260 tys. W sumie więc 180 (zwycięskich) minut może dać klubowi dużo więcej, niż np. triumf w klasyfikacji Pro Junior System w ub. sezonie. Niebagatelna to zachęta dla teamu z Roosevelta. Nie chodzi już tylo o pogoń za Europą, ale również – prozaicznie… – za euro!