Chorwaci już są bohaterami narodowymi

Krzysztof BROMMER: Można powiedzieć, że po części został pan włączony do chorwackiej rodziny, gdyż pana żona Anja pochodzi ze Splitu. Śledzi pan na bieżąco to wszystko co dzieje się w Chorwacji. Jakie więc panują tam nastroje, to tylko radość czy istne szaleństwo?
Łukasz GIKIEWICZ: – Oglądam non stop chorwacką telewizję, choć akurat jestem już w Arabii Saudyjskiej, ale wcześniej byłem w Splicie, skąd pochodzi moja żona. Już we wcześniejszych meczach, gdy grali Chorwaci to całe miasto zamierało na czas spotkania. Chyba nie było nikogo kto by nie oglądał meczów. Oni żyją futbolem i mistrzostwami. Cały kraj jest zjednoczony, spotykają się w fan zonach, w barach czy restauracjach. Przy okazji modlą się o wyniki, bo to kraj bardzo chrześcijański. Ich sen trwa nadal i nie chcą się budzić.

Ludzie oszaleli na punkcie reprezentantów?
Łukasz GIKIEWICZ: – Mały kraj, wielkie marzenia – takie hasło Chorwaci mają na autokarze i to mówi wszystko. Finał był ich marzeniem i już są wygranymi. Już są złotą generacją. Feta i tak będzie, już jest szykowana. Serce i walka mogą sprawić, że wygra się z lepszą drużyną. To pokazuje Chorwacja i w finale nie jest bez szans.

Do tej pory najbardziej znani byli piłkarze z mistrzostw świata we Francji w 1998 roku. Obecna kadra może się z nimi równać?
Łukasz GIKIEWICZ: – Oni już przebili drużynę z 1998 roku, która zdobyła brązowy medal! Nawet chorwacki związek piłkarski zaprosił całe tamto złote pokolenie na finał do Rosji. W chorwackich mediach pisze się, że drużyna jest w stanie „dotknąć nieba”, jak określa się zdobycie mistrzostwa świata. Oni są w stanie to zrobić, mimo zmęczenia i tego, że grają z faworytem, jakim jest Francja.

Co się będzie działo w niedzielę na ulicach chorwackich miast?
Łukasz GIKIEWICZ: – Jestem przekonany, że w niedzielę na ulicach nie będzie ani jednego samochodu czy człowieka. Ten kraj będzie skupiony tylko na jednym, na finale. Poniedziałek dla większości Chorwatów będzie dniem wolnym, bo niezależnie, jak to się ostatecznie skończy, piłkarze są już bohaterami, a drużyna odniosła wielki, wielki sukces. Chorwaci to dumny naród, kochają swoją ziemię i są patriotami. Ludzie tak czy owak będą świętować. Czteromilionowy kraj będzie co najmniej numerem dwa na świecie na najważniejsze imprezie. Czy to nie powód do święta i imprezowania?

Jak pan widzi szanse Chorwacji w finale? Większość kibiców i ekspertów stawia na Francję…
Łukasz GIKIEWICZ: – Chorwaci są świadomi siły przeciwników i tego, że sami w nogach mają de facto jeden mecze więcej. Oni chcą jednak przesuwać granice swoich możliwości. Wszyscy przed meczem z Anglią mówili, że Chorwaci padną i nie będą w stanie wytrzymać rytmu gry Anglików, a po golu na 1:1 to oni byli lepsi, bardziej chcieli, nacierali i dopięli swego. Charakter tego narodu ukształtowała wojna i są to niezwykle silni, twardzi ludzie. W chorwackiej telewizji można zobaczyć filmy odnoszące się do drużyny z 1998 roku, która w trudnych dla swojego państwa czasach, graja na mundialu jak natchniona. Przegrała z Francją w półfinale, ale w meczu o trzecie miejsce wygrała z Holandią.

Ulubiony pana zawodnik w kadrze Chorwacji?
Łukasz GIKIEWICZ: – Dla mnie „Super Mario”, czyli Mario Mandżukić. Może nie ma wyśmienitej techniki, ale sercem i walką może wiele zdziałać. W jego rodzinnej miejscowości chcą mu już wybudować pomnik. On już jest żywą legendą. Mario nie zmienił się od wyjazdu z rodzinnego miasta i za to wszyscy go szanują i kochają. Wiadomo, że Luka Modrić to wielki piłkarz, który może zdobyć „Złotą piłkę”. Chłopak, który miał trudne dzieciństwo, bo podczas wojny zabili mu dziadka. Od początku stawiałem na Chorwatów, mówiłem że zajdą daleko i nie podpowiadało mi tego tylko serce. Proszę zobaczyć w jakich klubach i ligach grają ci piłkarze. Modrić i Rakitić – wiadomo. Lovren w Liverpoolu, Vrsaljko w Atletico Madryt, Perisić i Brozović w Interze. I tak można by wymieniać. To nie są przypadkowi ludzi i przypadkowa drużyna. Trener Dalić ich zjednoczył i pokazali na co ich stać.

Na koniec kilka słów o trenerze Zlatko Daliciu. To kompletnie anonimowa postać. Jak jest odbierany w Chorwacji?
Łukasz GIKIEWICZ: – Może na początku nie wszyscy w niego wierzyli. Pracował w Arabii Saudyjskiej i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w najlepszym klubie Al-Ain FC. Dlatego ja mówiłem, że spokojnie sobie poradzi, bo nie tylko w Europie można pracować i grać w piłkę. Czasem tak niektórym się wydaje. Trener Dalić już jest porównywany do Miroslava Blażevicia, który jest w kraju nazywany „Ćiro”. Stawia się go na równie ze szkoleniowcem reprezentacji z 1998 roku. Widziałem wywiad z Blażeviciem, który mówił, że przed każdym meczem rozmawia z Daliciem. Wszyscy w kraju go lubią, bo on ciągle jest taki sam, zwycięstwa go nie zmieniają. Lubi tonować nastroje. Pamiętam, że jak Zlatko Dalić przyleciał na mecz z Ukrainą w eliminacjach, to od razu powiedział, że nic nie może zmienić, bo on jest z drużyną dwa dni. Mógł tylko wpłynąć na ich psychikę. Zaznaczał, że zmienić cokolwiek będzie mógł przed mundialem i wtedy będzie widać jego rękę. Po tournée ludzie troszkę zaczęli wątpić, ale on uspokajał i mówił, żeby ocenić go po mistrzostwach. No i miał rację. Co do samej osoby trenera, to Dalić jest bardzo skromny i zawsze staje w cieniu. Stawia drużynę na pierwszym planie, a sam nie lubi być na świeczniku.
Rozmawiał Krzysztof Brommer