Chorzowski cud pod Jasną Górą. „Mogliśmy zamknąć niektórym usta”

W ostatni piątek lipca pracownicy, trenerzy i zawodnicy Ruchu w dramatycznych słowach opowiedzieli mediom o chylącym się ku upadkowi klubie. Byli ubrani na czarno, a bramkarz Dawid Smug miał na sobie t-shirta z napisem „The End”. Dwanaście dni później był jednym z tych, którzy wybiegli w wyjściowym składzie na pierwszy oficjalny mecz nowego sezonu.

Choć przy Cichej więcej niż o sferze sportowej mówi się o pieniądzach, strajkach i bojkotach, choć „Niebiescy” pojechali do Częstochowy po ponad dwóch tygodniach od swego ostatniego sparingu, jako drużyna, której przygotowania były zachwiane, treningi – nieraz odwoływane, a ligowe mecze – przekładane, choć zmierzyli się z rywalem z wyższej ligi, choć przyszło im zagrać na sztucznej murawie, choć od 7. minuty przegrywali – to byli w stanie pokonać Skrę. Nie dziwiły łzy wzruszenia, jakie pojawiły się w oczach wieloletniego pracownika klubu Tadeusza Knopika, nie dziwiła duża radość zespołu i kibiców.

– Jadąc tu, chcieliśmy zapomnieć o tym, co się wokół nas dzieje, a skupić tylko na boisku. Nie byliśmy w roli faworyta, dlatego fajnie, że mogliśmy zamknąć niektórym usta. Nawet gdy z powodu strajku nie odbywały się treningi, to i tak przyjeżdżaliśmy do klubu, staraliśmy się robić swoje. Ćwiczyliśmy, bo kochamy to robić. Mam nadzieję, że pójdziemy w dobrą stronę. Za wcześnie jeszcze o tym mówić, ale taka wygrana z pewnością nas podbuduje – mówił Mateusz Bartolewski, lewy obrońca Ruchu, którego wyrównujący gol z 88. minuty dał sygnał do ataku.

– Wyrównujący gol bardzo nam pomógł, dodał nam skrzydeł, poszliśmy za ciosem – przyznawał trener Łukasz Bereta, który po końcowym gwizdku chwalił zmienników. Jeden z zawodników wprowadzonych z ławki, Marcin Kowalski, wywalczył karnego, którego w doliczonym czasie gry wykorzystał Mariusz Idzik. – Czy był wyznaczony? W dalszej kolejności… Mariusz zabrał piłkę, strzelił, dlatego rozgrzeszamy – uśmiechał się szkoleniowiec Ruchu.

Bartolewski: – W końcówce miałem już kryzys. Wyszedł zapewne brak meczów. Dobrze, że udało się to zamknąć przed dogrywką. To pierwsze takie spotkanie, w którym część z nas zagrała w pełnym wymiarze. Do ligi mamy jeszcze 10 dni. Wierzę, że będziemy właściwie przygotowani.

Marcin Waszczuk, wiceprezes klubu z Chorzowa, wparował na stadion Skry w samej końcówce. – Wchodziłem na trybunę i widziałem radość naszych kibiców po wyrównującej bramce – emocjonował się Waszczuk, a kilka minut później skakał z radości po karnym Idzika. Waszczuk dotarł do Częstochowy z tak dużym opóźnieniem z racji uczestnictwa w posiedzeniu trzecioligowej komisji licencyjnej. Dobre nastroje po zwycięstwie zmącił nieco fakt, że KL odjęła Ruchowi dwa punkty i ukarała go 3-tysięczną grzywną za nieuregulowanie zobowiązań licencyjnych (około 780 tys. zł), z czego klub miał się wywiązać do końca lipca, a nie uczynił tego. Sytuacja wokół „Niebieskich” jest jednak tak dynamiczna, że trudno wyrokować, by coś stało się definitywnie. Pożyjemy, zobaczymy…

– Nie mam na to jako trener wpływu, ale to nic przyjemnego. Mam nadzieję, że działacze się odwołają. Zobaczymy, czy zaczniemy z poziomu zero, czy jednak minus dwa, co byłoby nie za ciekawe. Ruszamy z opóźnieniem, bo w trzeciej kolejce, i od razu będziemy na ostatnim miejscu, a potem mecze będą się nakładały – zwracał uwagę Łukasz Bereta.

Dwa pierwsze spotkania – z Zagłębiem II Lubin i Rekordem Bielsko-Biała – zostały przełożone na odpowiednio 18 września i 4 września. Ruch zacznie ligę dopiero za 9 dni, domowym starciem z Foto-Higieną Gać. Kumulacja będzie spora tym bardziej, że drużyna gra na… trzech frontach: w lidze i dwóch Pucharach Polski. 20 sierpnia zmierzy się na szczeblu podokręgu z… UKS-em Ruch Chorzów. Tego samego dnia pozna rywala na I rundę Pucharu Polski, która odbędzie się 25 września. „Niebiescy” w Częstochowie zarobili 10 tys. zł za awans do tej fazy pucharowych rozgrywek, ale – z drugiej strony – sprawili, że kolejny wrzesień będzie dla nich szalony i obfitujący w granie co trzy dni.

By temu podołać, trzeba mieć szeroką kadrę. Na razie przy Cichej liczy ona 22 zawodników. W dniu wyjazdu do Częstochowy klub poinformował o zakontraktowaniu Mateusza Iwana. Środkowy obrońca trenował z zespołem niemalże od początku okresu przygotowawczego, poprzednio występował w Unii Kosztowy. Stoperem jest też Konrad Kasolik. 21-latek wiosnę spędził w trzecioligowej Sole Oświęcim, ma być pozyskany przez „Niebieskich”. Na złożenie podpisu pod umową oczekuje też gruziński napastnik Giorgio Tsuleiskiri (AKS Mikołów).

– Prócz nich, chciałbym jeszcze dwóch zawodników – ale tylko i wyłącznie takich, którzy będą dla drużyny wartością dodaną. Jeśli mieliby być podobni do tych, których mamy, to wolimy stawiać na swoją młodzież. Ta pucharowa wygrana to dla nas pozytywny impuls, będziemy się zgrywać. 14 zawodników od nas odeszło. Teoretycznie, mamy dużo słabszy skład niż w drugiej lidze. W zamian pozyskaliśmy chłopaków w sporej mierze z naszej akademii, którzy potrzebują czasu na stabilizację i oswojenie się z seniorską piłką – przypominał trener Bereta.

I dodawał: – Zawodnicy cały czas narzekają, że zbyt ciężko trenujemy, że są zajechani. Dzisiaj pewnie sami otrzymali odpowiedź, że tylko taką drogą możemy zrobić wynik. Jeśli nie będzie wzmocnień w postaci zawodników „z nazwiskami”, a finansów ku temu nie ma zbyt wiele, to musimy nadrabiać jakością treningu.

Trudno jednoznacznie wykluczyć ruchy w drugą stronę. Sygnał dał Lucjan Zieliński. Skrzydłowy tego lata podobno wielokrotnie wyrażał swoje niezadowolenie z pobytu w Chorzowie, aż wreszcie dopiął swego i za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt, mający obowiązywać jeszcze przez dwa lata.

– To już sprawa indywidualna między zawodnikiem a klubem. Nie nam to oceniać, musimy to uszanować. Ja nie kalkuluję. Robię swoje, póki co jestem w Chorzowie i wychodząc na boisko, będę dawał z siebie maksa – przyznawał Mateusz Bartolewski, pytany o swoją przyszłość. Lewy obrońca zapewne nie miałby problemów ze znalezieniem pracodawcy w wyższej lidze.

Mimo mało sprzyjających okoliczności, mało sprzyjającego terminu, marnych perspektyw sportowych i mało atrakcyjnego kibicowsko rywala, do Częstochowy zjechało w środowe popołudnie ponad 250 fanów Ruchu, którzy szczelnie wypełnili sektor gości. Bojkot niezmiennie obowiązuje – ale niezmiennie dotyczy tylko meczów domowych, a nie wyjazdów. Godne podkreślenia jest, że na trzech ostatnich „spędach” kibiców było bardzo kulturalnie. Ani podczas spotkania na nowym chorzowskim rynku, ani na sobotnim meczu UKS-u z Wawelem Wirek, ani w Częstochowie kibicowska narracja nie była prowadzona wprost przeciw spółce. Po środowej wygranej pozwolono sobie jedynie na krótkie: „Ch… z działaczami, Niebiescy jesteśmy z wami” – adresowane oczywiście do drużyny.

Kibice długo dziękowali zawodnikom. – Pozdrawiam kibiców z Łazisk, na sektorze widziałem liczną ekipę – uśmiechał się Daniel Paszek, pozyskany latem z Rozwoju Katowice, który w środę zanotował oficjalny debiut w swoim ukochanym klubie. „Dzięki za dzisiaj! Bez Was to się nie uda!” – napisał Tomasz Foszmańczyk, wrzucając na Twittera zdjęcie szczelnie wypełnionego sektora gości. Stamtąd skandowano też nazwisko Łukasza Berety, czyli trenera, którego na to stanowisko namaścili kibice. – Będę pamiętał ten mecz długo. Zrobiło to na mnie duże wrażenie – przyznawał 28-letni szkoleniowiec.

Słyszy się, że wkrótce na konto klubu wpłynąć ma pierwsza transza środków z tytułu promocji miasta (150-200 tys.). Nie dlatego jednak Ruchowi ta wygrana – zwłaszcza odniesiona w takich okolicznościach – spadła niczym gwiazdka z nieba. Postanowiono kuć żelazo, póki gorące. Narracja prowadzona przez klub w mediach społecznościowych ukierunkowana była na docenienie kibiców, jeszcze w środę późnym wieczorem poinformowano też o rozpoczęciu sprzedaży karnetów na trzecioligowy sezon. Drużyna takim zwycięstwem zagrała na emocjach wszystkich tych kibiców, którzy nie byli w pełni przekonani co do bojkotu. Uśmiechnąć też można się, co będzie, jeśli w I rundzie Pucharu Polski ślepy los sprawi, że na Cichą we wrześniu przyjedzie – dajmy na to – Legia, Górnik czy GKS Katowice. Na razie kibice twardo stoją przy swoim. Zapewniają, że bojkot mimo wszystko będzie podtrzymany, mimo że akcjonariusze chcą usiąść do kolejnych rozmów.

Trudno przesądzać cokolwiek, skoro piłka jest tak przewrotna. No bo kto spodziewał się, że właśnie teraz, po tak burzliwym okresie, Ruch odniesie pierwsze wyjazdowe zwycięstwo od maja… 2018?

 

Na zdjęciu: Kibice skandowali w środę nazwisko Łukasza Berety, czyli trenera, którego sami w rozmowach z akcjonariuszami zarekomendowali na to stanowisko.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem