Chudy ma zamiar pobić rekord… Albańskiego!

Już 67 kolejnych ekstraklasowych gier! To świetny bilans, którym może się poszczycić golkiper zabrzan Martin Chudy.


Słowacki bramkarz przychodził do górniczego zespołu zimą 2019 roku, to już prawie dwa lata. jedenastce z Zabrza wtedy nie szło, traciła sporo bramek, a w tabeli ekstraklasy wyprzedzała tylko Zagłębie Sosnowiec. 31-letni obecnie bramkarz z miejsca stał się numerem 1.

Wiosną 2019 wystąpił w 17 ligowych grach. Zdarzały mu się mecze lepsze i gorsze, ale egzamin zdał. W poprzednim sezonie należał już do najlepszych w swoim zespole, ale i w całej lidze, o czym świadczy druga lokata w klasyfikacji „Złotych butów” naszej redakcji. Przegrał wtedy tylko z Frantiszkiem Plachem z Piasta. I teraz jest w ścisłej ligowej czołówce, nieznacznie ustępując pola w „Złotych butach” Dante Stipicy oraz Patrykowi Kunowi.

W bieżących rozgrywkach czyste konto zachowywał w 6 ligowych grach, Stipica w ośmiu. Do atutów Martina Chudego należy dobra gra na linii bramkowej i świetny refleks. Nieźle gra też nogami. W niejednym meczu w ostatnich dwóch latach ratował skórę kolegów. Ostatnio, pod nieobecność kilku zawodników, był nawet kapitanem Górnika.

To jeden z tych graczy, od których Marcin Brosz zaczyna ustalanie składu, a przecież konkurencji w Zabrzu nie miał czy nie ma łatwej. Wcześniej był to Tomasz Loska, Daniel Bielica czy teraz Dawid Kudła. Jego mocną stroną jest też stabilna forma oraz odporność na kontuzje. Jak niedawno nam tłumaczył, te na szczęście trzymają się od niego z daleka.

Na swoim koncie ma już 67 kolejnych ligowych gier. Czoła starał mu się dotrzymywać kapitan Wisły Płock Alan Uryga, ale jego seria skończyła się na 59 grach i kontuzji w meczu z Cracovią. Chudy gra tymczasem i śrubuje swój rekord.

– Wcześniej nie miałem takiego wyniku. Jestem z tego zadowolony i bardzo to sobie szanuję, bo długo i ciężko na to pracowałem, żeby tak długo bronić bez przerwy w kolejnych spotkaniach. Cieszę się z zaufania ze strony szkoleniowców. To też jeszcze dodatkowa mobilizacja do tego, żeby pracować jeszcze więcej, trzymać ten poziom i z całą drużyną Górnika iść jeszcze w górę – zaznacza bramkarz zza południowej granicy.


Czytaj jeszcze: Słabo u siebie, a apetyty rozbudzone

Do rekordu innych bramkarzy jeszcze mu jednak – choć wynik Chudego i tak jest imponujący – brakuje. Świetnie znany z naszych boisk Pavels Steinbors, naprzeciwko którego Słowak z Górnika stanie w niedzielę po południu w Białymstoku, grał nieprzerwanie od pierwszej do ostatniej minuty w aż 111 ligowych grach.

Swoją serię Łotysz zaczął w 31. kolejce sezonu 2016/17, kiedy w Arce postawił na niego, kosztem Konrada Jałochy, trener Leszek Ojrzyński. Jego niesamowita seria trwała do czerwca tego roku, kiedy to między słupkami zastąpił go debiutant Marcin Staniszewski. Teraz hegemonem w ekstraklasie jest Martin Chudy, ale do jeszcze jednego, przez wielu już zapomnianego rekordu, jeszcze mu dalej. O czym mowa? O niesamowitym wyczynie przedwojennego bramkarza Pogoni Lwów Spirydiona Albańskiego.

Golkiper Pogoni, przed II wojną jednego z najbardziej popularnych i lubianych klubów w kraju, z którymi mocna związana była rodzina Kucharów, grał nieprzerwanie na boiskach ekstraklasy czy wtedy I ligi, przez całe lata 30! „Od debiutu ligowego – 6 maja 1928 aż do wybuchu wojny opuścił tylko pięć spotkań, a od 9 listopada 1930 nie dał szans zmiennikom przez całe dziesięciolecie ani przez minutę, przez pełne 174 mecze!” – pisał o nim w „Kolekcja klubów. Lwów i Wilno w ekstraklasie” nieodżałowanej pamięci red. Andrzej Gowarzewski.

Po wojnie Albański znalazł się na Górnym Śląsku, gdzie prowadził wiele klubów, z Pogonią, Spójnią i Podlesianką Katowice na czele. Pięć lat temu, dzięki staraniom Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Katowicach i Zabrzu, a także wsparciu PZPN, odnowiono jego grób na cmentarzu przy ulicy Francuskiej w Katowicach.


Na zdjęciu: Martin Chudy to lider Górnika i czołowy brakarz ekstraklasy.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus