Ciągle bez zwycięstwa

Remis lepszy niż porażka, ale nie jest to wynik, który w obecnej sytuacji satysfakcjonuje zawodników Milanu.


Gdzie, jeśli nie na San Siro ma w Lidze Mistrzów zbierać punkty Milan? „Rossoneri” przegrali pierwszą połowę grupowych zmagań, ulegając każdemu po kolei. W Mediolanie liczono więc, że tym razem wracający do Champions League po 8 latach piłkarze w końcu pokażą futbol jak za dawnych lat.

Nerwowi gospodarze

Porto jednak szybko ukróciło te zapędy. Już od pierwszych sekund zaatakowało gospodarzy i w 3 minucie wyszło na prowadzenie. Stratę przed swoją „szesnastką” zaliczył Ismael Bennacer, który oddał futbolówkę Marko Grujiciowi. Pomocnik wbiegł w pole karne, podał do Luisa Diaza, a ten wiedział, co należy zrobić z łatwą piłką. Asystujący Serb był najgroźniejszą postacią przyjezdnych. W kolejnych minutach miał dwie okazje na podwyższenie, lecz jego obiecujące uderzenia głową były nieskuteczne.

Intensywność spotkania była bardzo wysoka, na co wpływ miała także nerwowość Milanu. Włosi za wszelką cenę chcieli spokojnie konstruować akcje, co Portugalczycy starali się ograniczyć wysokim pressingiem – Bennacer sam się o tym zresztą przekonał. Porto szybko operowało piłką, a Milan był bezzębny. Jedynie w 33 minucie Oliver Giroud oddał efektowny strzał z dystansu, jeszcze bardziej widowiskowo obroniony przez Diogo Costę.

Późno się zabrali

Przez długi czas była to jedyna groźna okazja „Rossonerich”. Dopiero po przerwie można było dostrzec, że gospodarze prezentują większy pazur, lepiej też zaczęli organizować się w defensywie. Coraz mocniej zaczynali naciskać Porto, a te zaczynało żałować, że wcześniej nie podwyższyło na 2:0. Bliski był co prawda w 56 minucie Mehdi Taremi, który ostemplował poprzeczkę, ale do siatki koniec końców trafili gracze Stefana Pioliego. Remis dał wprowadzony w przerwie Pierre Kalulu, choć gola przypisano Chancelowi Mbembie, od którego odbiła się futbolówka.

Spotkanie było potem bardzo niestabilne – tj. mieszały się ze sobą momenty stagnacji oraz przewagi to jednej, to drugiej ekipy. Gola na 2:1 zdobył Milan, konkretnie wielki Zlatan Ibrahimović, ale… dogrywający mu Theo Hernandez był na spalonym. Im bliżej było końca, tym bardziej było widać, że bardziej na zwycięstwie zależy gospodarzom, ale ta sztuka im się nie udała. Mediolańczycy otworzyli swój tegoroczny dorobek w Lidze Mistrzów, chociaż trochę późno się za to zabrali…

Milan – Porto 1:1 (0:1)

0:1 – L. Diaz (6), 1:1 – Kalulu (61).

MILAN: Tatarusanu – Calabria (46. Calabria), Tomori, Romagnoli, Hernandez – Tonali (68. Kessie), Bennacer – Saelemaekers, B. Diaz (68. Krunić), Leao (85. Maldini) – Giroud (76. Ibrahimović). Trener Stefano PIOLI.

PORTO: D. Costa – Mario, Pepe, Mbemba, Sanusi – Otavio (86. Martinez), Grujić, Oliveira (79. Vitinha), L. Diaz (79. B. Diaz) – Taremi (85. Cossa „Pepe”), Evanilson (79. F. Conceicao). Trener Sergio CONCEICAO.

Sędziował Clement Turpin (Francja). Żółte kartki: Tomori – Grujić, Mbemba, Vitinha, F. Conceicao.


Na zdjęciu: Mecz Milanu z Porto pełen był zaciętych, bezpośrednich pojedynków.
Fot. Pressfocus