Ciche bomby Senatora

Blisko 40 letni Pacquiao wrócił w wielkim stylu, kończąc walkę z cztery lata młodszym Argentyńczykiem w siódmej rundzie, co samo w sobie jest wyczynem, bo wcześniej, ostatni raz przed czasem wygrał w Miguelem Angelem Cotto w 2009 roku. Tamta walka została zatrzymana w 12 rundzie.

W Kuala Lumpur od pierwszego gongu rządził ten, którego skazywano już na emeryturę, czyli Manny Pacquiao. Filipińczyk trzykrotnie rzucał na deski Lucasa Martina Matthysse (w trzeciej, piątej i siódmej rundzie), a jego lewe haki były jak ciche bomby zrzucane przez Senatora. Siedzący przy ringu prezydent Filipin Rodrigo Duterte bił brawo, a Pacquiao po ogłoszeniu werdyktu właśnie jemu dziękował za wsparcie.

Teraz Rodrigo Duterte mówi, że jego serdeczny przyjaciel powinien zakończyć karierę. Zdobył przecież kolejny pas mistrza świata (WBA regular w wadze półśredniej), a że do biednych nie należy może wreszcie cieszyć się życiem. Prezydent Duterte ponoć chciałby, by Pacquiao był jego następcą, ale na razie powinien skoncentrować się na pracy senatora.

Nie sądzę jednak, by „Pacman” skorzystał z tych niewątpliwie cennych rad. Ewentualna prezydentura to sprawa odległa, a teraz otwiera się szansa na naprawdę wielkie walki. Pojedynek z Matthysse był łatwiejszy niż sądził. Tego, że Argentyńczyk będzie wolniejszy od byłego mistrza ośmiu kategorii wagowych można się było spodziewać, ale że będzie padał po każdym mocniejszym ciosie ?

Trzeba się chyba zgodzić z opinią, że po porażce z Wiktorem Postołem w październiku 2015 roku Lucas Martin Matthysse nie jest już taki sam jak kiedyś. Doznał wtedy złamania kości oczodołu, miał 19 miesięcy przerwy i wrócił w nowej, wyższej kategorii wagowej w której nie prezentował zbyt dobrze. Do walki z Pacquiao przygotował się wprawdzie solidnie, ale to nie wystarczyło, by walczyć jak równy z równym z kimś takim jak „Pacman”.

Matthysse podkreślał wprawdzie, że przegrał z wybitnym pięściarzem, legendą zawodowego boksu, przekonywał że na tym właśnie polega sport: jednego dnia jesteś zwycięzcą, innego schodzisz z ringu pokonany, ale nie powiedział najważniejszego. Jego czas minął. Jeśli Pacquiao może jeszcze mówić o przyszłości, to on już nie, mimo że jest młodszy. Ma piękną rodzinę, sporo zarobił, wiele dokonał, ale właśnie minął linię mety.

A co z Senatorem Pacquiao ? Poświęci się tylko polityce jak chciałby prezydent Filipin, czy spróbuje jeszcze coś ugrać w boksie ? Myślę że będzie łączył jedno i drugie, a pieniądze które zarobi walcząc i wygrywając pomogą mu umocnić pozycję w świecie polityki.

Za wcześnie oczywiście, by spekulować, kto będzie jego kolejnym rywalem, ale być może Australijczyk Jeff Horn. „Pacmanowi” bardzo zależy na rewanżu, chciałby też wreszcie stoczyć pojedynek na Filipinach, gdzie nie walczył od 2006 roku.

A jeśli zechce powalczyć o poważne pasy (WBA regular, który zdobył takim nie jest), to lista ewentualnych rywali jest imponująca. Są na niej Terence Crawford (mistrz WBO), Keith Thurman (WBA Super), Errol Spence Jr (IBF) , mógłby też walczyć o wakujący pas WBC z Dannym Garcią lub Shawnem Porterem.
Ale jest przecież jeszcze pomysł, by zmierzył się z fenomenalnym Wasylem Łomaczenką, mistrzem wagi lekkiej. Manny Pacquiao nie mówi nie, mógłby zbić kilka kilogramów i walczyć w umownym limicie z dwukrotnym mistrzem olimpijskim, którego czego nie ukrywa bardzo ceni i podziwia za styl, który Ukrainiec prezentuje w ringu.

Blisko 40 letni Pacquiao oczywiście już nigdy nie będzie tak dobry jak wtedy, gdy toczył swoje najlepsze walki, ale wciąż może być groźny dla wielu bardzo dobrych pięściarzy. On jeszcze nie jest tak stary, jak się niektórym wydaje.