Raków Częstochowa. Ciężka praca popłaca

Zwycięstwo nad Wisłą Płock, oraz porażka Górnika Zabrze z Zagłębiem Lubin sprawiły, że Raków pierwszy raz w swojej historii został liderem ekstraklasy. Proces, jaki od kilku lat trwa pod Jasną Górą przynosi swoje efekty.


Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział, że Raków będzie w kolejnym sezonie liderem ekstraklasy prawdopodobnie zostałby uznany za szaleńca. Wówczas ekipa spod Jasnej Góry, choć prezentowała się nieźle, to serią bez zwycięstwa i traconymi bramkami w końcówkach spotkań zaprzepaściła szansę na górną ósemkę. Ówczesny beniaminek nie miał jeszcze wystarczającego obycia w lidze i zdarzały im się skoki formy.

W końcu na zero

W nowym sezonie przyszła stabilizacja. Zawodnicy, jak i sztab szkoleniowy okrzepli, wyciągnęli powtarzane przy każdej porażce mityczne wręcz wnioski i znaleźli mankamenty w swojej grze, które sukcesywnie eliminują. Jednym z nich są tracone gole. Lider spod Jasnej Góry w pierwszych pięciu kolejkach stracił ich siedem, a Jakub Szumski nie zachował ani jednego czystego konta. Zmieniło się to w pojedynku z Wisłą. Nafciarze nie tylko nie zdobyli gola, ale nawet nie oddali choćby jednego celnego strzału na bramkę Szumskiego. Raków w pełni dominował na własnej połowie zmuszając Wisłę do kapitulacji i wywieszenia białej flagi.


Czytaj także: Raków nie do zatrzymania!


Bez Schwarza da się grać

Rywalizacja z Nafciarzami udowodniła także, że zespół potrafi grać na wysokich obrotach i efektownie wygrywać nawet pomimo braku na murawie kluczowego zawodnika. W pierwszym składzie zabrakło miejsca dla Petra Schwarza. Niewątpliwie Czech jest jednym z liderów Rakowa, który w poprzednim sezonie zdobył osiem goli i dołożył siedem asyst. Dodając do tego rezultaty z ostatnich sześciu kolejek wychodzi, że Schwarz ma udział przy bramce średnio prawie co drugie spotkanie. Choć jego wpływ na grę Rakowa jest ogromny, to jednak trener Marek Papszun zdecydował się posadzić Czecha na ławce rezerwowych. W zastępstwie wystawił Marko Poletanovicia. Serb w tym sezonie zagrał zaledwie kilka minut w Pucharze Polski. Najwyraźniej jednak na treningach nie odstawał od Schwarza i reszty pomocników. Gdy pojawił się na boisku, to nie było widać różnicy. Poletanović cały czas pracował na murawie, dobrze kreował akcje ofensywne, pracował również bardzo skutecznie w destrukcji i wyróżniał się na murawie.

Bramka nie z tej ziemi

Choć można docenić występ serbskiego pomocnika, tak na kolejne pochwały zasłużył duet David Tijanić – Marcin Cebula. Mimo, że w ostatnich tygodniach teksty pochwalne płyną w ich kierunku z każdej strony, to w każdym kolejnym meczu zachwycają kibiców coraz bardziej. Obaj zdobyli z Wisłą gola i zaliczyli po asyście. Jednak ostatnie podanie od Tijanicia do Cebuli to widok wręcz niecodzienny na polskich boiskach. Słoweniec nie tylko idealnie wyczuł moment, w którym powinien zagrać do byłego zawodnika Korony. Podał piętą z gracją, jakiej z trudem szukać u innych ligowców. Nie dziwi fakt, że selekcjoner reprezentacji Słowenii, Matjaż Kek zdecydował się powołać Tijanicia na najbliższe zgrupowanie reprezentacji. Dla pomocnika Rakowa to szansa na debiut w narodowych barwach.

Droga daleka i kręta

Choć można się rozwodzić nad grą Rakowa, tak nie można zapomnieć, że jak na razie to dopiero początek rozgrywek i w każdej chwili może przyjść kryzys. W kolejnych spotkaniach niezbędna będzie koncentracja i wypełnianie zadań boiskowych, tym bardziej, że w kolejnej ligowej kolejce tuż po spotkaniach reprezentacji podopiecznych Marka Papszuna czeka wyjazd do jaskini lwa i mecz z wiceliderem z Zabrza.


Na zdjęciu: Raków pierwszy raz w swojej historii znalazł się na pozycji lidera ekstraklasy. Utrzymanie pierwszego miejsca będzie wymagało jednak jeszcze więcej pracy.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus