Co dalej z karierą i przyszłością Piątka?

Hertha nie chce go zostawić, Fiorentina nie planuje wykupić. Krzysztof Piątek ponownie znalazł się na rozdrożu kariery.


Dość szybko okazało się, że transfer „Piony” do Berlina był jednym, wielkim niewypałem. Nie chodziło tylko o samego Polaka, który – co nie jest tajemnicą – w wielu aspektach piłkarskiego rzemiosła jest ograniczony. Piłkarz trafił bowiem do klubu, który miał wielkie pieniądze, większe ambicje, a zanotował jeszcze większe fiasko.

Wszyscy na sprzedaż

Przez 3 lata inwestor Lars Windhorst wpompował w „Starą Damę” ok. 374 mln euro. Jednym z pierwszych ruchów „na bogato” był właśnie Piątek, który przybył do Niemiec na początku 2020 roku za ok. 24 mln. Tylko zakupiony w tym samym czasie (choć przybyły pół roku później) Lucas Tousart był w historii klubu droższy, ale minimalnie. Gdzie znajduje się Hertha 2,5 roku później, świetnie oddaje to, co niedawno działo się w Bundeslidze. Berlińczycy walczyli o utrzymanie w barażu z drugoligowym HSV i byli naprawdę blisko spadku – aczkolwiek koniec końców raczej zasłużenie w elicie pozostali.

Co więcej, zarówno Tousart, jak i Piątek są przeznaczeni na sprzedaż. Francuz w drugim spotkaniu barażu zagrał co prawda świetnie, był to jeden z jego najlepszych (najlepszy?) występ w barwach Herthy, co jednak raczej mu pomoże. Ogólnie tego lata „Stara Dama” chce się pozbyć ok. 20 zawodników. Na wylocie są wszyscy, którzy znajdują się na wypożyczeniach, także Piątek, który w trakcie swojej dwuletniej gry dla drużyny dobre miał tylko przebłyski.

Jego ograniczona charakterystyka to jedno, ale niewiele zrobiono, aby mu w strzelaniu goli pomóc. Hertha to jeden z najbardziej topornych zespołów Bundesligi, a przez cały okres „bogactwa” ściągano głównie nieefektywny szrot, głównie o inklinacjach defensywnych. Uzależniony od partnerów Piątek po prostu nie mógł w takich warunkach „odpalić”.

Galimatias a la Italia

Co okienko w Berlinie jest wesoło, dlatego nie dziwiło specjalnie nikogo, gdy „El Pistolero” w styczniu wrócił tam, gdzie nadano mu ów przydomek – do Włoch. Wypożyczyła go Fiorentina, najpierw mając na celu odciążenie i wywarcie pozytywnej presji na swojej gwieździe Duszanie Vlahoviciu, a potem – jak się okazało – do zastąpienia Serba, który kilkanaście dni po przyjściu „Piony” odszedł za gruby pieniądz do Juventusu.

Polak wejście do ekipy „Violi” miał wybitne. W 8 meczach zdobył 6 bramek, ale potem przestał strzelać. Przegrał rywalizację z Arthurem Cabralem, w przeciwieństwie do Piątka kupionym przez klub w styczniu definitywnie. Poza tym fakty nie sprzyjają blisko 27-letniemu napastnikowi z Dzierżoniowa.

Początek miał kapitalny, ale – jak to nieraz w przypadku „Piony” bywa – im dalej w las, tym więcej było drzew. I tak snajper czeka na trafienie od 6 marca, co daje ok. 2,5 miesiąca. Kolejna sprawa jest taka, że jeśli Fiorentina chciałaby go wykupić, musiałaby zapłacić Hercie 15 mln euro. Jak łatwo się domyślić, nie ma zamiaru tego robić i woli kupić innego napastnika.

Możliwe co prawda, że Polak zostanie we Włoszech, bo pojawiły się spekulacje łączące go z Romą prowadzoną przez Jose Mourinho. Tam miałby rywalizować o grę z Anglikiem Tammym Abrahamem, autorem 27 trafień w tym sezonie (licząc wszystkie fronty). To jednak na razie tylko zwykłe plotki.

Kasa przepalona

Krzysztof Piątek znalazł się więc w kropce. Wraz z agentem musi szukać nowego klubu i to jeszcze takiego, który zapłaci Hercie wcale niemałe – jak na obecną sytuację – pieniądze. Trudno przewidzieć, co by się stało, gdyby napastnik jednak pozostał w Berlinie. Klub nadal pogrążony jest w chaosie. W minionych dniach odszedł z jego gabinetów dyrektor finansowy oraz prezydent – choć to drugie akurat było jednym z warunków Windhorsta, który najpewniej uzależnił od tego kolejny wielomilionowy zastrzyk dla klubu. Hertha nie ma też jednak trenera, bo Felix Magath, mający na celu utrzymać zespół w Bundeslidze, swoje zadanie wykonał, ale pełniąc swoją rolę tylko tymczasowo.

Klub tnie koszty. Z wspomnianych niespełna 400 mln wpompowanych w „Starą Damę” nie zostało… podobno nic. Jedną z nielicznych sensownych inwestycji była rozbudowa klubowej infrastruktury. Poza tym? Długi, idiotyczne transfery, wysokie pensje piłkarzy i pracowników, covid – niedziwne, że Hertha szuka tańszych zamienników, także dla nieźle opłacanego Piątka.

Czy się to uda – nie wiadomo. Za tego typu działania odpowiada w Berlinie Fredi Bobić, który wcześniej wykonał kawał dobrej roboty w Eintrachcie Frankfurt, tworząc tak naprawdę podwaliny pod jego aktualną siłę. Sęk w tym, że wtedy miał jeszcze do pomocy dwóch właściwie równorzędnych pomagierów, którzy nie byli tak medialni jak on, co powodowało ich ogólnie niedocenienie.

Dziwne wybory

W Hercie Bobić jest sam i podjął szereg złych decyzji – co zdarzało mu się też często przed pracą w Eintrachcie. Przykłady podane przez berlińskiego dziennikarza Yannicka Hoeppnera mogą szokować. Bobić do roli człowieka odpowiadającego za rozwój filozofii gry i kompetencji szkoleniowych zatrudnił… osobę nie mającą licencji trenerskiej, która nigdy nie była trenerem. Z kolei dyrektorem technicznym został były analityk wideo Eintrachtu, który – jak nie trudno odgadnąć – kompletnie się to tej roli nie nadaje.

Trudno połapać się w tym, co dzieje się teraz w Hercie. Nie wiadomo, kto będzie ją prowadził, kto zarządzał, jak zarządzał… Trzy lata temu „Stara Dama” wydawała się ambitnym i ciekawym projektem, dziś jest zwykłym pośmiewiskiem. Piątek ma to zapewne w swojej świadomości.


Na zdjęciu: Przyszłość Krzysztofa Piątka to jeden wielki znak zapytania.
Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus