Co się stało z Rakowem?

Tylko cztery punkty w sześciu tegorocznych meczach sprawiają, że Raków, który jesień zakończył na najniższym stopniu podium, obecnie też jest na podium, ale… najgorszych zespołów zaplecza ekstraklasy. – Oczekiwaliśmy lepszego startu, nie ma co ukrywać, ale wiara w zespół i w to, co robimy, wciąż jest taka sama. Słaby początek rundy nie zachwiał nami i zapewniam, że nie będzie to miało wpływu na to, co robimy. Mimo wszystko osobiście czuję wewnętrzny spokój i nadzieję, że będzie tylko lepiej – mówi nam prezes Rakowa, Janusz Żyła, który nie traci zaufania ani do trenera Marka Papszuna, ani do zawodników. – W moim przekonaniu wciąż naszą siłą jest szatnia. Mamy grupę zgranych chłopaków i to na pewno zaprocentuje. Oczywiście rozmawiamy z trenerem, ze sztabem. Szukamy najlepszych rozwiązań – tłumaczy szef klubu z Częstochowy.

Balonik nie pękł

Czy w takim razie zespół nie stał się niejako „ofiarą” swojej rewelacyjnej gry jesienią i marzeń o awansie do ekstraklasy? – Staraliśmy się nie pompować tego balonika, choć wiedzieliśmy, jakie zajmujemy miejsce na koniec poprzedniego roku. Dlatego też zrobiliśmy wszystko, aby pójść za ciosem. W naszym podejściu nic się nie zmienia. Podstawowym celem było utrzymanie, a poza tym chcemy po prostu jak najlepiej punktować i grać atrakcyjny futbol dla kibiców – wyjaśnia prezes Żyła. Jak na razie zespół jednak nie gra tak dobrze, jak jesienią. Przede wszystkim nie strzela tak wiele goli. – Ustawicznie nam czegoś brakuje, niemal ciągle musimy gonić wyniki spotkań, to nie ułatwia sprawy. Najgorsze, co w tym momencie możemy zrobić, to spuścić głowy i rzucić ręcznik. Widzę, jak pracujemy i wiem, że musi przyjść poprawa wyników. Najważniejsze, żebyśmy w końcu zaczęli strzelać gole, bo bez tego nie będzie zwycięstw. Czasami tak bywa, że nic nie wychodzi. Nikt nam nic nie da za darmo. Musimy pracować, nie ma innej metody zmienienia sytuacji – przyznaje Rafał Figiel, kapitan Rakowa.

Pokaże klasę

Gdy mowa o skuteczności, zwykle najbardziej dotyczy to napastników. Najmocniej krytykowany jest Mateusz Zachara, który zimą wrócił do klubu, w którym zaczynał przygodę z piłką. Jak na razie doświadczony napastnik z bogatym CV nie strzelił jeszcze ani jednego gola w lidze. – Ze swojej strony będę bronił i wspierał Mateusza. Według mnie on po prostu nie dostaje piłek i podań, które mógłby zamienić na bramki. Sam stara się wypracowywać sobie sytuacje, ale to trudne. Nie jest tak, że marnuje na potęgę okazje bramkowe. Dlatego prosiłbym kibiców o wyrozumiałość – podkreśla Janusz Żyła.

W klubie spod Jasnej Góry, jak widać, mocno wierzą w przełamanie i w to, że Raków będzie wygrywał równie często, jak jesienią. – Jest jeszcze sporo spotkań do rozegrania i na pewno drużyna pokaże na co, ją stać. Jestem przekonany, że będzie dobrze – zapewnia po raz kolejny szef klubu z Częstochowy.