Co Szymkowiaka boli?

Ktoś ważny, nie pamiętam już kto, przy okazji niedawnych zimowych igrzysk olimpijskich w Pjongczangu wyraził żal, że tak mocno została zdyskredytowana idea przeprowadzenia tego typu imprezy w Krakowie. Gdyby Kraków był bardziej zdeterminowany, pewnie prędzej czy później prawo do zorganizowania tych igrzysk by dostał, a zyskiem byłyby obiekty, których w Polsce albo nie było, albo są przestarzałe. Ten właśnie inwestycyjny boom miałby być warunkiem niezbędnym do uzyskiwania lepszych rezultatów na igrzyskach. Dziś, jutro, pojutrze…

No! Ryzykowna teza. Utwierdził mnie w tym przekonaniu… Mirosław Szymkowiak, były świetny piłkarz, m.in. Widzewa i Wisły Kraków, i oczywiście reprezentacji Polski, który w minioną niedzielę – w dyskusji na antenie Canal+ o problemach szkolenia w polskiej piłce – wypowiedział słowa zdumiewające, dające dużo do myślenia: bywa mianowicie, że na treningach drużyn juniorskich, w większych czy mniejszych klubach, często pojawia się raptem 6-7 zawodników. Mniejsza o przyczyny, choć może i trzeba byłoby rozprawiać o wypalających się chęciach, o trudnościach natury – powiedzmy – logistycznej (dojazd, wyjazd, niedostatki sprzętowe), wreszcie o pieniądzach, których nawet w piłce jest za mało. No ale jak tu z sześcioma czy siedmioma zawodnikami prowadzić normalne zajęcia?

Dzieje się to w sytuacji, w której od dobrych kilku lat mamy świetne, nowoczesne obiekty o reprezentacyjnym charakterze, przybywa też obiektów miejskich o bardzo wysokim standardzie, nie wspominajmy już o orlikach, które można liczyć w tysiącach. Mamy też za sobą dwie wielkie imprezy – Euro 2012 i ME do lat 21 w 2017 – które były wielkim sukcesem organizacyjnym. Wspomnijmy przy tej okazji o względnym sukcesie osiągniętym na Euro 2016, gdzie tylko rzuty karne dzieliły naszą reprezentację od półfinału, wreszcie – o pewnym awansie do finałów mistrzostw świata w Rosji.

Wszystko to zapewne w dużym stopniu zadecydowało o przyznaniu nam organizacji przyszłorocznych mistrzostw świata 20-latków (o uroku osobistym i rozmaitych zaletach Zbigniewa Bońka nie warto oczywiście wspominać). To sukces sam w sobie. Czy jednak osiągniemy sukces sportowy – to już będzie kwestia zalet bądź wad piłkarzy, no i pracy trenera Jacka Magiery.

Ale… Trudno uciec od konstatacji, że świetne obiekty i świetne imprezy niekoniecznie nam pomagają w osiąganiu sukcesów. Takie są bowiem dotychczasowe doświadczenia, że nowoczesna baza, medialne nagłośnienie imprez i towarzyszący im „narodowy szał” nie przekładają się na chęć podejmowania przez polską młodzież – w masowym wymiarze – wysiłku związanego z uprawianiem wyczynowego sportu. Tych 6-7 juniorów, o których wspominał Mirosław Szymkowiak, jest tego bolesnym symbolem.

Może więc dobrze, że w Krakowie – zresztą pod naciskiem społecznym – zrezygnowano z igrzysk? Bo kto da gwarancje, że te nowiuśkie obiekty na cokolwiek by się zdały?

24 216 thoughts on “Co Szymkowiaka boli?