Co „wykiełkuje” w głowach?

Obrońcom tytułu oraz głównym kandydatom do mistrzostwa nie wypada co rusz robić takich błędów – twierdzą adwersarze tyskiego zespołu. Z kolei grono obrońców dodaje: ale przecież grają przeciwko dobrze wyszkolonej i doświadczonej drużynie, jaką jest Comarch Cracovia. Jedni i drudzy mają sporo racji, bo rzeczywiście finał przynosi nie tylko, ale niecodzienne zwroty akcji. I tak właśnie było 3. spotkaniu pomiędzy ekipami z Tychów i Krakowa.

Zawsze to samo

Tyszanie w tym sezonie na pewno zasłużyli na dodatkowy tytuł: mistrzowie komplikacji! Prowadzą 2:1, mają sytuację na kolejnego gola i w ciągu niespełna 60 sek. sytuacja się odwraca o 180 stopni. Tyszanie, takie mamy wrażenie, znikają na lodzie, z kolei ich rywal zaczyna umiejętnie rozgrywać krążek i, co najważniejsze, jest skuteczny. Wyrównuje na 2:2, a potem dorzuca kolejną bramkę i już nie podzielnie panuje nad wydarzeniami na lodzie.

Tej klasy zespół GKS dziwnie się zachowuje na tafli i sprawia wrażenie zakompleksionego, bo ma przed sobą rywala zdeterminowanego. Tak było z Cracovią, ale też tak było w meczach z Gdańskiem oraz Nowy Targiem.

– Nie potrafię podstawić diagnozy, co jest tego przyczyną – mówi nieco stremowany napastnik, Mateusz Gościński, który przecież nie pamięta poprzednich meczów z „Pasami” zakończonymi w finałach porażkami. – Wszystko się wydaje takie oczywiste i prowadzimy grę. Jedna niewykorzystana szansa (Cichy sam na sam – przyp.red.) i wszystko się odwraca w drugą stronę. Graliśmy zbyt głęboko we własnej strefie, a rywale naciskali, naciskali i skończyło się na 5 golach.

Dzień przerwy i znów mecz, ale tym razem pod Wawelem. Straty będzie znacznie trudniej odrobić.

– Trudno trzeba się zebrać, bo innego wyboru nie mamy – dodaje po chwili „Gościu”, bo tak nazywają go koledzy. – Mnie się wydaje, że im trudniejsza sytuacja tym prezentujemy się lepiej. Tak było w poprzednich seriach i tak też jest teraz. Jeżeli zachowamy spokój oraz chłodną głowę to jest szansą na korzystny wynik. Zresztą, my już specjalnie wyboru nie mamy.

Pytanie jest zasadne: co „wykiełkuje” w głowach tyskich hokeistów. A ponadto sporo będzie zależeć od postawy Johna Murraya w bramce, bo musi wspierać zespół. Inna sprawa kaloszy, że Amerykanin z polskim paszportem gole nie strzeli za swoich kolegów.

Wytrych się znalazł

Damian Kapica i Adam Domogała zdobyli po 2. gole dla „Pasów” w tym zwycięskim meczu. – To nie ma najmniejszego znaczenia, kto strzela gole, bo liczy się, jak funkcjonuje drużyna. – A ona zwycięża i tego się trzymajmy – stwierdził ten drugi, który pełni rolę środkowego w II formacji i w międzyczasie skończył 26 lta (3 kwietnia – przyp.red).

– Jednym razem Adam i ja, z kolei innym razem będzie ktoś inny – dodaje ten pierwszy skrzydłowy I ataku. – U nas teraz akcenty w zespole są równo rozłożone, choć w trakcie sezonu zasadniczego było inaczej. Mieliśmy nieco słabszą drużynę i w takich momentach kluczowych nie potrafiliśmy odwrócić wyniku na naszą korzyść. A teraz jest inaczej i wiąże się również z charakterem. A on jest najistotniejszy w play-offach. Jeżeli nogi nie podają, wówczas trzeba do wszystkiego dodać charakter.

– Znalazł pan „wytrych” na zespół tyski, a klucz jest bliski znalezienia? – zapytaliśmy pół żartem, pół serio napastnika „Pasów”. – Wygrywając na lodzie w Tychach, rozbiliśmy solidny krok do przodu, ale droga do złota. A klucz się znajdzie, gdy zwyciężymy w kolejnych meczach. Konsekwencja to chyba będzie podstawą sukcesu w potyczce u siebie.

Tak po prawdzie tyszanie już nie mają żadnego wyboru. „Pasy” od biedy mogą sobie pozwolić na odrobinę „szaleństwa”, ale nikt o tym nie myśli…

Polska Hokej Liga

Wtorek, 9 kwietnia
Półfinał
KRAKÓW, 18.15: Comarch Cracovia – GKS Tychy, sten rywalizacji 1-2.

 

Na zdjęciu: Mateusz Gościński (z lewej) przekonuje, że teraz odwrotu już nie ma: tylko zwycięstwo!