Cracovia. Jeszcze dołożyć dwa ogniwa

Po trzech kolejkach ekstraklasy niespodziewanie, ale zasłużenie Cracovia zbiera największe gratulacje i pochwały.


Historycy musieli mocno wgłębić się w kroniki rozgrywek ekstraklasy żeby znaleźć rok tak dobrego startu Cracovii. Dotarli wreszcie do roku 1939, bo wtedy to drużyna „Pasów” wygrała trzy pierwsze mecze. Zaczęła od wyjazdowego zwycięstwa 2:1 z AKS-em Chorzów. Następnie – także 2:1 – pokonała u siebie Polonię Warszawa i również w domu, ale 1:0 Union-Touring Łódź. Nie po to żeby psuć humoru krakowskim kibicom, tylko z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że zespół spod Wawelu w czwartej serii gier uległ w Chorzowie broniącemu tytułu Ruchowi 1:5.

Po 73 latach zapisany w klubowych annałach rekord wyrównali podopieczni Jacka Zielińskiego, którzy pokonali po 2:0 Górnika w Zabrzu i Koronę Kielce u siebie oraz dorzucili do tego dorobku efektowne 3:0 z Legią Warszawa.

Ruszyli napastnicy

– To był piękny wieczór dla nas – powiedział na konferencji prasowej po trzecim z rzędu triumfie Jacek Zieliński, szkoleniowiec Cracovii. – Bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. Nie na co dzień się wygrywa 3:0 z Legią. Nie na co dzień po trzech kolejkach ma się komplet punktów i zero z tyłu, jeśli chodzi o stracone bramki. Bardzo się więc cieszę z tego w jaki sposób rozegraliśmy ten mecz, bo przebiegał na naszych warunkach. W defensywie zagraliśmy bardzo dobrze, a do tego ruszyli napastnicy. Patryk Makuch był bardzo widoczny i trafił z karnego, a „Bendżi” Kallman dał super zmianę i golem potwierdził, że będziemy mieć z niego dużą pociechę.

Duże słowa uznania dla chłopaków, bo zagrali naprawdę super mecz, ale – podkreślę to wyraźnie – po trzech meczach nie zdobywa się mistrzostwa Polski, ani nie spada się z ligi. Jest na pewno duża radość, ale bez euforii. Nie ma pompowania balonu i spokojnie zaczęliśmy się szykować na Stal Mielec.

Zaskakujące zmiany

Pięciokrotny mistrz Polski w trzech pierwszych meczach zaprezentował się jako kolektyw. Od Karola Niemczyckiego w bramce po rezerwowych, którzy swoim wejściem dolali oliwy do ognia, wszystko gra jak z nut, a nawet pozwala Jackowi Zielińskiemu wprowadzać zaskakujące zmiany systemu w trakcie meczu. Nie znaczy to jednak, że Cracovia, mająca motory napędowe w nogach młodzieżowców strzelającego Kamila Rakoczego i asystującego Jakuba Myszora już zamknęła okienko transferowe.

Będzie wzmocnienie

– Na pewno jeszcze kogoś ściągniemy i będzie to zawodnik, który od razu wejdzie do gry i będzie wzmocnieniem drużyny – dodał trener „Pasów”. – Tego zespołu nie trzeba uzupełniać. Warto jednak zauważyć, że teraz wejście nowego piłkarza do tego rozpędzonego pociągu wcale nie będzie proste. Mam nadzieję, że zrobimy jeszcze dwa ruchy transferowe, bo choć jestem zadowolony z tej kadry, którą teraz mam, to żeby mówić o wyższych celach musimy do niej jeszcze dołożyć dwa ogniwa. Pewnie będę miał wtedy ból głowy, bo przecież widzę – tak samo jak kibice – jak rozkwitają Myszor czy Rakoczy i cieszę się z tego.

Zresztą „Raki” już wiosną dawał bardzo mocne sygnały, ale był bardzo niepowtarzalny i po dobre mecze przeplatał słabszymi. Teraz złapał powtarzalność i gra bardzo równo na wysokim poziomie. Jest wiodącą postacią. Zdobywa bramki. Cieszę się, że ci 20-latkowie – ja już nawet nie mówię o nich młodzieżowcy, bo to są pełnoprawni członkowie drużyny, którzy w ekstraklasie po prostu dają sobie radę.

Różne warianty

– Możemy też zmienić system gry, bo wejścia Kallmana i jego gra razem z Makuchem świadczy o tym, że próbujemy różnych wariantów. Do tego musimy jednak spokojnie dojść, dopracować to, a Fin grywał w Interze Turku czy w reprezentacji swojego kraju także cofniętego napastnika, albo z boku, a także lekko cofniętego za „dziewiątką” więc w różnych ustawieniach da sobie radę.

Wpuszczając go gry za „dziesiątkę” chciałem wprowadzić element mobilności, żeby zaczynać pressing od przodu i „Bendżi” super spełniał tę rolę. Możemy więc grać lepiej, możemy inaczej i do tego dążymy pracując na każdym treningu – zakończył Jacek Zieliński.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus