Cracovia. Stoper w roli napastnika

Dawid Szymonowicz odpłacił Michałowi Probierzowi za wprowadzenie do ekstraklasy.


Po odejściu Michała Helika, który 9 września, w dniu 25 urodzin został zawodnikiem Barnsley FC oraz po transferze grającego ostatnio w chorwackim NK Varażdin 24-letniego Mateja Rodina, kibice Cracovii zastanawiali się kto w meczu ze Stalą Mielec zagra na środku obrony. Trener Michał Probierz zdecydował, że obok Ivana Marqueza ustawi wypożyczonego przed sezonem z Jagiellonii Białystok Dawida Szymonowicza.

Zaskoczenie? W pewnym sensie tak, bo 25-letni wychowanek Polonii Lidzbark Warmiński, dwa wcześniejsze występy w „Pasach”, zaliczył jako rezerwowy… pomocnik. Najpierw zastąpił Floriana Loshaja – w meczu z Pogonią Szczecin wchodząc do gry w 78 minucie, a następnie zmienił Milana Dimuna w spotkaniu z Podbeskidziem wchodząc na murawę w Bielsku-Białej w 70 minucie. Szkoleniowiec krakowian wiedział jednak doskonale, że „Szymon” poradzi sobie także w roli stopera. Zna bowiem nowego zawodnika Cracovii od 2016 roku, kiedy to prowadząc białostocki zespół wprowadził 20-letniego wówczas piłkarza do ekstraklasy. Nie sądził jednak, że właśnie Szymonowicz, wyręczy napastników i w sobotnim meczu strzeli gola na wagę jednego punktu.

Szybko strzelić pod poprzeczkę

– Nie jestem bramkostrzelnym obrońcą – mówi Dawid Szymonowicz. – Do meczu ze Stalą Mielec miałem na swoim koncie tylko jednego gola, strzelonego cztery lata temu w spotkaniu Jagiellonii z Podbeskidziem. Nie myślałem jednak o tym gdy w ostatnich minutach znalazłem się 7 metrów przed bramką Stali. Było blisko i tak trzeba był zrobić. Piłka spadła mi pod nogi więc wystarczyło szybko strzelić pod poprzeczkę, bo bramkarz leżał.

Szkoda, że tylko w tej sytuacji zdołaliśmy zdobyć bramkę, bo gdybyśmy wcześniej skuteczniej sfinalizowali jakąś akcję to ten gol dałby nam 3 punkty. Dlatego po ostatnim gwizdku czuliśmy rozczarowanie. Po pierwszej połowie nie kontynuowaliśmy naszej gry i nie staraliśmy się jeszcze bardziej przeważać oraz mocniej dążyć do strzelenia bramek. Tego w drugiej połowie w naszej grze zabrakło. Na pewno łatwiej by się nam grało gdybyśmy w pierwszej połowie „napoczęli” przeciwnika, ale tego otwierającego trafienia zabrakło.

Kontrowersyjna sytuacja

Stal Mielec okazała się mocnym przeciwnikiem, który nie tylko długo odpierał ataki Cracovii, ale także groźnie atakował i strzelił gola. Dawid Szymonowicz był w tej sytuacji blisko Pawła Tomczyka jednak nie powstrzymał napastnika gości.


Czytaj jeszcze: Mikael Ishak nie jest przypadkowym snajperem

– Po strzale w słupek w naszym polu karnym powstało spore zamieszanie – dodaje Dawid Szymonowicz. – To jednak nie jest usprawiedliwienie. Skoro padła bramka to obrońcy wiedzą doskonale, że powinni się w takiej sytuacji lepiej zachować. Co prawda sędzia sprawdzał na VAR-ze czy nie byłem faulowany i na pewno było to kontrowersyjna sytuacja, ale ostatecznie gol został uznany. Trzeba więc z tego wyciągnąć wnioski. Nie można jednak powiedzieć, że przy tym straconym golu zabrakło naszej formacji obronnej, pierwszy raz grający w takim składzie, zgrania czy komunikacji. To była jednorazowa sytuacja, w której powinniśmy się lepiej zachować.

Dobrze rozłożyć siły

Nie można też mówić, że gol dla Stali został strzelony dlatego, że w końcówce meczu Dawidowi Szymonowiczowi, który w poprzednich meczach ligowych wchodził na boisko na ostatnie minuty meczu, zabrakło sił. Gdyby zabrakło to kilkanaście minut później nie doprowadziłby do remisu.

– W meczu są różne fazy – wyjaśnia Dawid Szymonowicz. – Gdy Stal miała piłkę i nią operowała, to były cięższe momenty więc trzeba było dobrze rozłożyć siły. Gra przez 90 minut nie sprawiła mi jednak problemu. Jestem dobrze przygotowany. W przerwie reprezentacyjnej ciężko popracowaliśmy i to powinno przynosić rezultaty. Myślę, że już w następnym meczu z Zagłębiem w Lubinie w niedzielę dopniemy swego i życzę sobie trzech punktów w tym spotkaniu.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus