Cracovia. Wejście marzeń Balaja

Pierwszy gol słowackiego napastnika w barwach Cracovii zasłużył na miano „Akcja Meczu PKO BP Ekstraklasy”.


Długo musiał czekać Filip Balaj na swoją pierwszą bramkę w ekstraklasie. Mierzący 192 centymetry słowacki napastnik, który 21 maja ubiegłego roku podpisał trzyletni kontrakt z Cracovią w rundzie jesiennej nie potwierdził swoich snajperskich umiejętności. Zaczął wprawdzie sezon w wyjściowej jedenastce, ale po trzeciej kolejce stracił miejsce w pierwszym składzie i w sumie w siedmiu występach uzbierał tylko 320 minut spędzonych na murawie. W dodatku ani razu nie wpisał się na listę strzelców.

Przychodzący do „Pasów” wychowanek TJ Nova Ves nad Żitavou legitymował się jednak dorobkiem 14 trafień w 26 meczach dla FC ViOn Zlate Moravce więc kibice spod Wawelu wierzyli, że nowa strzelba kiedyś wreszcie wypali. Nikt jednak nie mógł przypuszczać, że jak już „huknie” to echo poniesie się na cały kraj. A tak się właśnie stało w meczu z Lechem Poznań.

24-letni piłkarz wszedł na boisko w 89 minucie gry, a w 15 sekundzie doliczonego czasu, po dośrodkowaniu Jakuba Myszora, główkując z dziesiątego metra doprowadził do remisu 3:3. Właśnie ten gol zdobył oficjalne miano „Akcji Meczu PKO BP Ekstraklasy”.

Jest na fali

– Jestem szczęśliwy, że strzeliłem gola, który dał nam punkt w meczu z liderem – mówi Filip Balaj. – Przez długi czas Lech był w tym spotkaniu drużyną prowadzącą grę, a nawet momentami dominującą, ale my się nie poddaliśmy. Potwierdziliśmy, że zimowa praca została przez nas wykonana bardzo dobrze, bo mieliśmy siły walczyć do końca i cieszę się, że moja bramka była udokumentowaniem naszego wysiłku.

Nie chcę, żeby to zabrzmiało jako przechwałka, ale gdy wchodziłem na boisko na ostatnie minuty spotkania miałem wrażenie, że nasza drużyna jest na fali, że się rozpędza, że ma jeszcze dużo sił o czym świadczyły nasze okazje, a przeciwnicy już myślą tylko o ostatnim gwizdku. Nie wiem co bo się stało gdyby to spotkanie potrwało jeszcze trzy-pięć minut dłużej. Myślę jednak, że bylibyśmy jeszcze w stanie strzelić gola i pokonać najlepszą w tej chwili drużynę ekstraklasy.

Z kibicami i dla kibiców

Podział punktów sprawił, że kibice obydwu drużyn mogli opuszczać stadion przy ulicy Kałuży zadowoleni. Dodać też warto, że zaprzyjaźnieni sympatycy klubów z Krakowa i Poznania do znakomitego piłkarskiego widowiska na murawie dołożyli także swoją cegiełkę na trybunach i o meczu rozpoczynającym zmagania w 2022 roku pod Wawelem na pewno długo się będzie jeszcze dyskutować.

– Cieszymy się, że mogliśmy grać dla tylu kibiców – dodaje słowacki napastnik. – Ich wsparcie było dla nas bardzo ważne. Gdy przegrywaliśmy 1:3 czuliśmy, że musimy się jeszcze postarać, dać z siebie wszystko, bo nasi sympatycy na nas liczą. A kiedy Kuba Myszor zdobył kontaktową bramkę to jeszcze bardziej nas zmotywowali i dodali wiary, że możemy odrobić stratę. Natomiast po moim trafieniu to już była prawdziwa „masakra” szczęścia. Ten punkt to także ich zasługa i liczymy, że tak jak w niedzielę będą z nami także w następnych meczach od początku do końca.

Grać lepiej i wygrywać

Następny mecz już w piątek, bo o godzinie 20.30 Cracovia podejmie na swoim stadionie Lechię. Gdańszczanie zwycięstwem ze Śląskiem Wrocław zapewnili sobie awans na czwarte miejsce w tabeli i dali sygnał, że wiosną chcą powalczyć o najwyższe miejsca w ligowej stawce. Zapowiada się więc kolejne ciekawe widowisko.

– W tych czterech dniach, które mamy pomiędzy tymi meczami przede wszystkim potrzebna jest dobra regeneracja – wyjaśnia zawodnik mający za sobą występy w juniorskiej i młodzieżowej reprezentacji Słowacji. – O nasze przygotowanie do rundy jestem spokojny i wierzę, że w każdym kolejnym meczu będziemy grać lepiej i wygrywać. Mam więc nadzieję, że sięgniemy po 3 punkty.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus