Cracovia. Wrócić do tego, co kochamy

Bramkarz Cracovii Michal Pesković cieszy się z narodzin drugiego syna, ale najważniejsze jest dla niego pomoc drużynie w odniesieniu sukcesu.

Poniedziałkowe testy w zespole Cracovii przebiegły sprawnie. Zawodnicy, sztab szkoleniowy i pracownicy klubu przeszli badania mające na celu wykrycie obecności przeciwciał przeciwko koronawirusowi. Teraz zaczyna się kolejny etap przygotowań do rozgrywek, które w przypadku „Pasów” mają docelową datę 29 maja. Tego dnia podopieczni Michała Probierza powinni się zmierzyć z Jagiellonią.

– Czekaliśmy niecierpliwie na rozpoczęcie treningów i ten moment, w którym pojawimy się w klubie – mówi Michal Pesković. – Czujemy, że to się wreszcie rusza do przodu i od razu człowiekowi robi się weselej. Ja akurat na brak radości nie mogłem ostatnio narzekać, bo w czasie sportowej izolacji przyszedł na świat mój drugi syn. Szymon urodził się w trudnym momencie i gdzieś tam po głowie chodziły myśli o tym, że po świecie krąży koronawirus.

Było więc inaczej niż przy narodzeniach pierwszego syna, bo tym razem zawiozłem żonę do szpitala i zostawiłem ją, a dopiero tydzień później mogłem się z nią znowu spotkać i zobaczyć synka. Słowo kwarantanna zmieniło życie nie tylko piłkarzy, ale także każdego człowieka, ale trzeba się z tym pogodzić, bo w takich czasach żyjemy.

To nie jest tylko praca

Od ostatniego występu Michala Peskovicia minęły dwa miesiące, bo spotkanie w Zabrzu, gdzie Cracovia przegrała 2:3, rozegrane zostało 6 marca. – Od kilkunastu lat, bo tyle jestem już w wyczynowej piłce, nie miałem takiej długiej przerwy – dodaje Michal Pesković.

– Z jednej strony to był fajny czas, bo byłem z rodziną i w sytuacji, gdy jest z nami „malutki”, na pewno przydałem się w domu. Z drugiej jednak strony piłka nożna, czyli treningi i mecze, to jest moje życie i tego mi brakuje. Teraz miałem okazję poczuć, że to jest dla mnie wszystko.


Czytaj jeszcze: Gol samobójczy


Czekam więc na powrót i zastanawiam się jak trener to ustawi, czy będziemy trenować w grupie bramkarzy, czy też każdy bramkarz wejdzie do grupy zawodników, żeby oni mogli wykonać trening strzelecki, a my poczuć piłkę i odnaleźć się między słupkami. W sumie nie jest to jednak najważniejsze. Przede wszystkim cieszę się, że już będziemy mogli wrócić do tego, co kochamy.

Jak wino

Michal Pesković ma już 38 lat, ale to wcale nie znaczy, że czuje się „wypalony”. Pod koniec ubiegłego roku przedłużył kontrakt z Cracovią do 30 czerwca 2021 roku, więc śmiało spogląda w przyszłość. – Mówi się, że bramkarz jak wino – im starszy tym lepszy i uważam, że to jest prawda – twierdzi Pesković.

– Doświadczenie na tej pozycji jest chyba cenniejsze niż w przypadku każdego innego zawodnika. Lata spędzone na boisku, wszystkie treningi i mecze w moim przypadku przekładają się na większą pewność siebie i spokój, który trzeba zachować na tej pozycji. Kiedyś nawet mówiło się, że bramkarze to swojego rodzaju wariaci, ale to się zmienia.

Kolory koszulek

– Oczywiście są też nadal emocjonalnie reagujący bramkarze, ale coraz częściej bramkarz to jedno z ogniw gry defensywnej zespołu i nie może być całkiem inny. Ja należę do typu spokojnych bramkarzy, mam swoje rytuały.

Na przykład mam ulubione kolory koszulek i choć nie jest tak, że cały sezon występuję w jednej bluzie, to kolor stroju jest dla mnie ważny. Ale najważniejsze jest to, żeby pomóc drużynie w odniesieniu sukcesu i na tym się koncentruję, przygotowując się do restartu ekstraklasy, w której chcemy walczyć o jak najwyższe miejsce i zdobyć po Puchar Polski – kończy Michal Pesković.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus