Cracovia. Z whisky i cygarem

Złośliwi mogą nas nazywać „Dośrodcovia”, ale właśnie ten styl, który nie wszystkim musi się podobać, przyniósł nam zwycięstwo – stwierdził trener Cracovii


Michał Probierz ma w swojej trenerskiej kolekcji dwa pucharowe trofea. Do zwycięstwa odniesionego w 2010 roku na stadionie w Bydgoszczy, gdzie Jagiellonia Białystok 1:0 pokonała Pogoń Szczecin, dorzucił w piątek triumf z Cracovią. Te 120 minut w Lublinie zapamięta jednak na długo, bo jego zespół dwa razy przegrywał, ale podnosił się z kolan i po ostatnim gwizdku sędziego przeszedł do historii krakowskiego klubu jako pierwszy zdobywca Pucharu Polski.

– Spotkanie zaczęliśmy bardzo nerwowo – ocenia 47-letni szkoleniowiec Cracovii.

– Mieliśmy bardzo dużo strat. Wiedzieliśmy, że Lechia, która bardzo uważnie analizowała nasze spotkania, zagra zupełnie inaczej. Zabezpieczyła boki i od samego początku nie dali na skrzydła zawodników mocno ofensywnych tylko postawili na takich, którzy więcej grają w defensywie. Także w środku pola zawodników było troszkę więcej i zdawaliśmy sobie sprawę, że możemy mieć w tym sektorze problem. Jednak straconą bramkę sprokurowaliśmy sami. Nie możemy takich bramek tracić jeżeli chcemy o coś grać. W tym momencie przypomniał mi się początek sezonu, ale po to profesor Janusz Filipiak, jako właściciel klubu płaci trenerowi, żeby w przerwie meczu coś zmienił.

Ci sami, ale inni

– Pozmieniałem i choć na murawie pojawili się ci sami ludzie, to na II połowę wyszła zdecydowanie inna drużyna – kontynuuje Michał Probierz.

– Była pełna wiary i narzuciła rywalowi bardzo agresywny styl. Powiedzieliśmy sobie, że nie mamy nic do stracenia, że jest 45 minut, aby odrobić stratę. Piłkarze uwierzyli w to. Graliśmy ofensywnie, choć nie ustrzegliśmy się błędów nim zdobyliśmy bramkę, ale wyrównaliśmy i wtedy wyszedł brak doświadczenia niektórych zawodników. Przecież mieliśmy jeszcze sporo czasu i jednego zawodnika więcej. Mogliśmy więc spokojnie grać „na dogrywkę”, ale spróbowaliśmy szybko strzelić gola i nadzialiśmy się na kontrę. Przypomniał mi się wtedy świętej pamięci Jerzy Pilch, który mawiał, że nad Cracovią ciąży pewien rodzaj nieszczęścia. „Jak ma dowieźć remis do końca, to nie dowiezie. Jak ma stracić rozstrzygającą bramkę, to straci. Ma strzelić? Nie strzeli.” Wierzyliśmy jednak do końca i choć pierwsze trzy-cztery stałe fragmenty gry po stracie 2. gola wykonaliśmy katastrofalnie, to ten najważniejszy zakończył się trafieniem. Wróciliśmy do grania i mogliśmy jeszcze rozstrzygnąć losy spotkania w normalnym czasie gry. A w dogrywce chcieliśmy już zdecydowanie zmęczyć przeciwnika. Było to widać, że jeden i drugi zespół był bardzo zmęczony, ale udało się nam zrobić to co jest najbardziej istotne i zdobyliśmy bramkę. Wszystkie padły po dośrodkowaniach, które zadecydowały o zwycięstwie. Złośliwi mogą nas nazywać „Dośrodcovia”, ale właśnie ten styl, który nie wszystkim musi się podobać, przyniósł nam zwycięstwo.

Gra z sercem

Michał Probierz dobiera zawodników nie tylko pod względem umiejętności. Patrzy także na charakter piłkarzy, których chce mieć w zespole. Ten rodzaj selekcji także się sprawdził.


Przeczytaj jeszcze: Puchar dla „Pasów”!


– Mogę pogratulować zespołowi, bo grał z sercem – dodaje trener „Pasów”.

– Przeszliśmy trudną pucharową drogę. Z Bytovią zdobyliśmy wyrównującą bramkę w 90 minucie, a zwycięską w 120 minucie. Potem wygraliśmy w karnych z Rakowem Częstochowa i po dogrywce pokonaliśmy GKS Tychy. To pokazuje, że morale zespołu jest odpowiednie. W finale też zawodnicy dali wszystko co mogli. Nikt nie patrzył na to, że to już koniec sezonu i nie kalkulował, co się może wydarzyć w przypadku kontuzji. Na przykład Rafał Lopes grał z urazem i takich piłkarzy szczególnie trzeba cenić. Szanuję i przyjmuję też głosy tych, którzy wieszali na mnie psy. Takie jest życie trenera w trudnych momentach, dlatego mam dużą pokorę i rozumiem tych, którzy chcąc jak najlepiej dla Cracovii wyrażali swoje krytyczne zdanie. Nikomu nie muszę niczego udowadniać, ani odwdzięczyć. Też żałuję, że nie udało się nam zdobyć medalu, ale w końcówce – coś kosztem czegoś – dwa ostatnie mecze ligowe graliśmy drugim, bardzo mieszanym składem i tych punktów zabrakło do wyższego miejsca w tabeli. Mam jednak nadzieję, że po zdobyciu pucharu wszyscy są zadowoleni i zrozumieli, że tak przygotowywaliśmy zespół do tego ostatniego spotkania w sezonie, po którym nie ma czasu na długi urlop. Kilka dni musi zawodnikom wystarczyć, bo już 4 sierpnia wznawiamy treningi, dzień później odbędą się badania, a 9 sierpnia gramy o Superpuchar z Legią Warszawa. Będzie jednak czas, żeby napić się whisky i zapalić cygaro…

Pierwszy raz w historii

Michał Probierz należy do trenerów, którzy nie ukrywają, że mierzą wysoko. Dziesięć lat czekania na zdobycie kolejnego trofeum miało jednak swoje piętno.

– Jestem dobrym trenerem i nie przejmowałem się tym, że czas ucieka. Trofea się zdobywa i to jest ważne, ale wiem też, ilu piłkarzy wychowałem, wiem jak to wszystko funkcjonuje. Oczywiście zdobycie Pucharu Polski bardzo cieszy i to bez dwóch zdań. Szczególnie, gdy robi się to po raz pierwszy w historii klubu. W Jagiellonii byłem pierwszy, w Cracovii też. Tym bardziej to smakuje i daje motywację do dalszej pracy. Jako drużyna zrobiliśmy krok do przodu, jako klub także. Przed urodzinami właściciela klubu profesora Janusza Filipiaka sięgnęliśmy po historyczny sukces. To dla niego najfajniejszy prezent i nagroda za wieloletnią pracę w Cracovii. Brakowało mu takiego trofeum i jego zdobycie mu dedykuję. On pieniędzy nie potrzebuje, bo ma ich dużo, ale jak sobie postawi na stole Puchar Polski w dniu urodzin, to będzie dla niego miła sprawa – kończy Michał Probierz.


Na zdjęciu: Sergiu Hanca w dość osobliwy sposób fetował zdobycie Pucharu Polski przez Cracovię.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus