Cracovia. Zabrakło centymetrów

 

Michal Pesković dla Cracovii jest bardzo ważnym ogniwem. Świadczy o tym nie tylko kontrakt, który pod koniec rundy jesiennej został przedłużony do 2021 roku. 37-letni bramkarz, choć po zameldowaniu się pod Wawelem w 2017 roku dość długo musiał czekać na swoją szansę, od października 2018 roku praktycznie nie opuszcza swojego posterunku.

Także w Gliwicach, gdzie „Pasy” po dwóch wiosennych zwycięstwa musiały przełknąć gorycz pierwszej w tym roku porażki, nikt nie mógł mieć pretensji do słowackiego golkipera.

W 54 minucie meczu, gdy po rzucie rożnym Patryk Tuszyński zmylił czujność krakowskiej obrony i główkował z 5 metra, tylko znakomita interwencja Peskovica uratowała drużynę Michała Probierza od straty gola. Niewiele brakowało także, żeby wolej z 6 metra w 59 minucie padł łupem doświadczonego bramkarza. Mocno uderzona piłka dosłownie prześliznęła się po klatce piersiowej ostatniej instancji Cracovii.

Sytuacja na refleks

– W pierwszej połowie wszystko wyglądało bardzo dobrze – mówi Michal Pesković. – Wychodziliśmy spod pressingu. Zmienialiśmy stronę rozgrywania piłki z prawej na lewą i dostawaliśmy się pod bramkę gliwiczan. Nie mówię, że mieliśmy stuprocentowe okazje bramkowe, ale byliśmy aktywni z przodu.

W drugiej połowie też mieliśmy kontynuować taką grę, ale wymknęła się nam ona w pewnym momencie spod kontroli i skończyło się tak, jak się skończyło. Piast zaczął grać bardziej niebezpiecznie pod naszą bramką i gospodarze wypracowali sobie sytuację strzelecką po rzucie rożnym. Strzał był mocny i niespodziewany, ale udało mi się zareagować i odbiłem piłkę. To była taka sytuacja na refleks i mogłem z niej być zadowolony

Za mało groźnych strzałów

Niestety, po tej sytuacji gliwiczanie coraz bardziej się rozkręcili i 5 minut później zadali ten decydujący cios – dodaje słowacki bramkarz Cracovii. – Próbowałem skrócić kąt i ciałem zasłonić dostęp do bramki. Byłem blisko, ale zabrakło centymetrów i padł gol, który ustawił przebieg gry.

Gospodarze mogli ją od tego momentu kontrolować, a myśmy oddali za mało groźnych strzałów z najgroźniejszą główką Pellego van Amersfoorta, obronioną na linii bramkowej przez Frantiszka Placha. Żeby wygrywać mecze z tak groźnym rywalem musimy stworzyć więcej niebezpiecznych sytuacji pod bramką przeciwnika.

Potrzebują wsparcia

Po porażce z obrońcą tytuł mistrza Polski drużynę Cracovii czeka jeszcze trudniejszy wyjazdowy egzamin, czyli potyczka z liderem. I nikomu w Krakowie nie trzeba przypominać, że jesienią Piast przegrał na boisku przy ulicy Kałuży 0:2, a Legia wygrała 2:1.

– Jechaliśmy do Gliwic z nadzieją, że nie przegramy z obrońcą mistrzowskiego tytułu, a jeżeli się uda, to sięgniemy po kolejny komplet punktów – wyjaśnia Michal Peskovic. – Nic nam jednak z tych planów nie wyszło i dlatego już mobilizujemy się przed kolejnym meczem z bardzo trudnym rywalem, bo przed nami kolejny wyjazd, tym razem na boisko lidera.

Tam musimy zagrać wszyscy bardzo dobrze i na pełnej koncentracji. Każdy musi dać z siebie sto procent i trzeba tam walczyć o punkty, które zgubiliśmy w Gliwicach. Szkoda ich tym bardziej, że choć graliśmy na wyjeździe, dzięki naszym kibicom, mogliśmy się czuć jak u siebie.

Doping był bardzo fajny i dziękujemy kibicom, że przyjechali żeby nas wspierać. Tym razem nie udało się nam odpłacić im za ten doping zdobyciem punktów, ale bardzo liczymy, że nadal będą z nami i pomogą nam w następnych meczach, bo do końca sezonu jeszcze długa droga. Potknęliśmy się, ale szybko musimy się podnieść i maszerować do końca pewnym krokiem dlatego potrzebujemy wsparcia.

Na zdjęciu: Michal Pesković starał się, jak mógł, lecz nie uchronił Cracovii przed porażką z Piastem.