Czas (na) Słoweńca. Sasza Żivec znów imponuje w Gliwicach

W poprzednim sezonie zespół Piasta w marcu, kwietniu czy maju „ciągnął” Gerard Badia. Hiszpan, który nie miał wówczas kapitańskiej opaski rozgrywał najlepszy sezon w karierze, strzelając w lidze 9 goli i dokładając 5 asyst. Fani Piasta z pewnością zapamiętają mecz we Wrocławiu, gdzie „Badi” niemal w pojedynkę ograł Śląsk 4:3.

Życie nie znosi próżni i wobec tego, że Katalończyk wciąż szuka formy i przede wszystkim skuteczności po kontuzji, w rolę ofensywnego lidera wciera się Sasza Żivec. 27-letni Słoweniec w gliwickim klubie gra od sezonu 2014/15 i przez te lata dał się poznać, jako świetnie wyszkolony technicznie piłkarz, który jako jeden z nielicznych zawodników Piasta potrafi perfekcyjnie strzelić z dystansu lub dalekiego dystansu. Problemem u Saszy zawsze były urazy, które co jakiś czas się pojawiało, co sprawiało, że piłkarz długo nie potrafił utrzymać równej i wysokiej formy. Tak naprawdę postawa skrzydłowego przypominała sinusoidę.

Rollercoaster

Ten sezon w wykonaniu Żivca jest… właśnie taki. U trenera Dariusza Wdowczyka grał „od deski do deski”. W debiucie Waldemara Fornalika też rozegrał 90 minut i… przytrafił mu się uraz, przez który piłkarz nie zagrał w kilku spotkaniach z rzędu i wszystkie grudniowe mecze Piasta obserwował z wysokości trybun. Solidnie przepracowana zima sprawiła, że od drugiego wiosennego meczu Żivec gra niemal zawsze w wyjściowym składzie. Dzięki temu forma pomocnika systematycznie rosła i widoczne efekty są w meczach grupy spadkowej. W Krakowie cudowny gol Żivca jeszcze nic nie dał, bo Piast przegrał 1:2, ale jego świetny występ w Gdyni, dwa gole i wywalczony rzut karny, dały w końcu cenne trzy punkty.

– Bramki nie mają wielkiego znaczenia, jeśli daje punktu lub punktów. Mogę wewnętrznie odczuwać małą satysfakcję, że tak potrafię strzelić, ale to tylko tyle. W naszej sytuacji najważniejsze są punkty i wygrane, a nie styl czy ładne bramki – powtarza Sasza Żivec. – W meczu z Arką w końcu wykorzystaliśmy sytuacje, które mieliśmy. Wcześniej graliśmy podobnie, ale nic nie wpadało. W Gdyni ja pomogłem drużynie, ale jutro ktoś inny będzie bohaterem. Dla mnie najważniejsza była obrona rzutu karnego przez Kubę Szmatułę, gdyby nie to, to wszystkie moje bramki poszłyby w zapomnienie. Dla kogoś piłkarzem meczu jestem ja, ale dla mnie to bramkarz i cała obrona zasługują na wyróżnienie. Czasami słyszy się różne rzeczy i nie jest prawdą, że ktoś się u nas nie angażuje w grę. W naszym zespole nie ma zawodnika, któremu się nie chce czy coś takiego. W każdym meczu dajemy z siebie sto procent – podkreśla Słoweniec.

Co dalej?

Kibice Piasta muszą cieszyć się dobrą formą piłkarza, bo za niedługo może… go już nie być. Kontrakt Żivca z Piastem wygasa 30 czerwca a z klubu nie wypływają żadne informacje o toczących się rozmowach w sprawie przedłużenia kontraktu. To po pierwsze. Po drugie sam zawodnik nigdy nie ukrywał, że chciałby spróbować swoich sił w innej, europejskiej lidze, w silniejszym klubie niż Piasta. Przypomnijmy, że zimą 2017 roku pomocnik był więcej niż jedną nogą we włoskiej drużynie US Latina Calcio, ale tamtejsi działacze nie dopełnili formalności i pomocnik wrócił do Piasta.

– Nigdy nie mówiłem, że muszę odejść lub że muszę tam iść. Każdy piłkarz chciałby spróbować czegoś innego, Seria A czy Serie B to bardzo atrakcyjna liga. Transfer do Włoch nie wyszedł, ale już wtedy pomyślałem, że dobrze iż nic z tego nie wyszło. Jestem w Gliwicach ponad 3,5 roku, a to bardzo długo… Dlatego jestem otwarty na wszystko – podkreśla Żivec. – Niektóre rzeczy są poza mną. Nie chcę myśleć o tym co będzie, bo na razie jeszcze jestem w Piaście. Zobaczymy jak to się wszystko potoczy – odpowiedział nam niedawno Słoweniec na pytanie o swoją przyszłość.

Na razie wszyscy w klubie skupiają się na utrzymaniu ekstraklasowego bytu. Gdy to już się stanie, władze klubu z pewnością przyśpieszą swoje działania odnośnie kadry na kolejny sezon. Wyjaśni się także i przyszłość Saszy Żivca.