Krótka piłka. Czas Nawałki minął. Szacunek – pozostanie

W premierowym starciu z Senegalem – które okazało się kluczowe, Kolumbia jest bowiem zespołem znajdującym się obecnie daleko poza zasięgiem biało-czerwonych – nie dość, że dał fory starej, mocno już zmęczonej gwardii, to jeszcze eksperymentował z taktyką. A to najlepsze dowody, że selekcjoner się pogubił. Szybko zresztą przyznał się do błędu, robiąc aż cztery zmiany w wyjściowym składzie przed drugim meczem grupowym. To był krzyk rozpaczy, nigdy wcześniej nie decydował się na tak radykalne kroki. Był konserwatywny jeśli idzie o personalia, i wręcz nudny jeśli idzie o preferowany wariant gry. Dobrze jednak na tym zachowawczym podejściu wychodziła reprezentacja Polski, która w Rosji – niestety – okazała się jedną z najsłabszych ekip uczestniczących w mundialu. A jeszcze może się okazać, że występ w MŚ 2018 był najgorszym dla biało-czerwonych w XXI wieku, czyli najgorszym w ogóle…

Zasadnie krytykując teraz selekcjonera, nie wolno jednak Nawałce zapomnieć, z jakiej głębokości w czarnej dziurze wyciągał nasz narodowy zespół. Kiedy pod koniec 2013 roku przejął kadrę po Waldemarze Fornaliku, de facto nie było przecież drużyny, nie było atmosfery wokół niej, nikt nie miał pomysłu na skuteczne zagospodarowanie Roberta Lewandowskiego. W zasadzie – była spalona ziemia. Dzięki tytanicznej pracy trenera, a także jego sztabu, który był sukcesywnie poszerzany i dozbrajany w nowoczesne instrumenty, technologie i medykamenty, udało się dogonić europejskie standardy. A nakłady poniesione z tego tytułu przez PZPN, naprawdę szybko przełożyły się na wyniki reprezentacji. Historycznej, pierwszej wygranej z Niemcami, którzy na dodatek byli w 2014 roku świeżo kreowanymi mistrzami świata, zwycięskich kwalifikacji ME, awansu do ćwierćfinału Euro, i wygranych eliminacji rosyjskiego mundialu kibice nigdy 61-szkoleniowcowi nie zapomną. A w każdym razie nie powinni.

Szybko bowiem może się okazać, że kadencja Nawałki była miłym przerywnikiem w dość siermiężnej polskiej rzeczywistości futbolowej. Pomijając nawet ranking FIFA – który Adam przechytrzył i potrafił przeskoczyć z 78. pozycji na 5. w najkorzystniejszym momencie – obecny selekcjoner przez cztery lata wyciągnął naprawdę sporo z naszego dość mizernego potencjału. A w każdym razie na tyle dużo, że jego następcom trudno będzie zbliżyć się do tych osiągów. Za plecami generacji Kuby Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego nie ma przecież kłopotu bogactwa. Zaś na pierwsze efekty szkolenia, które w profesjonalnej odmianie dopiero zaczyna w Polsce raczkować, będziemy musieli poczekać co najmniej dekadę. A może i dłużej.

Przy całym moim niekłamanym szacunku i sympatii dla Nawałki – który naprawdę harował jak trzech jego poprzedników razem wziętych – uważam, że czas Adama w kadrze minął. Prawda jest bowiem taka, że jako selekcjoner stracił dziewictwo doznając nokautu na rosyjskich boiskach. A przegranemu trenerowi – przynajmniej pod naszą szerokością – nigdy nie udało się odzyskać autorytetu u piłkarzy. Nie ma zatem sensu, aby po mundialu zaczęli się nawzajem męczyć.