Czasem brakuje chłodniejszego spojrzenia

Rozmowa z Marcinem Stokłosą, wiceprezesem Ruchu Chorzów.


20 kwietnia to dzień urodzin Ruchu. W jakich nastrojach wchodzicie w te nr 103?
Marcin STOKŁOSA: – Bardzo dobrych. Za nami świetny rok. Awans do pierwszej ligi to było coś wielkiego. Po nich postawiliśmy sobie za cel godnie reprezentować w niej Ruch i wydaje mi się, że go realizujemy, nie przynosząc wstydu. Jest się z czego cieszyć, choć oczywiście urodziny mają słodko-gorzki smak przez wzgląd na to, co dzieje się ze stadionem przy Cichej. Problemów związanych z infrastrukturą nie brakuje, ale jako klub musimy być zadowoleni z tego, co udało się zrobić i mieć świadomość, że nie na wszystko mamy wpływ; że nie wszystko jest zależne od nas. To jasne, że humory trochę popsuła nam ostatnia porażka w Sosnowcu. Trzeba podnieść się po niej i spróbować zrehabilitować w sobotę z Wisłą.

Drużyna nie wygrała żadnego z czterech poprzednich meczów. Jak zarząd reaguje na ostatnie wyniki?
Marcin STOKŁOSA: – Podchodzimy do tego bardzo spokojnie. Rozmawiamy z zawodnikami i sztabem, ale staramy się nie wtrącać w te tematy, nie wchodzić do szatni, nie podejmować gorących ruchów. Raczej jesteśmy wsparciem, po prostu wierzymy w tę drużynę. Każdy ma słabsze momenty, ten nasz nadszedł teraz. Nie ma co oszukiwać się, że nic się nie dzieje, ale nie mówmy o katastrofie. Przed nami kolejny ważny mecz w Gliwicach. Trzeba podnieść rękawicę. Ten zespół nieraz udowadniał, co potrafi, dlatego w niego nie wątpię.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

Ma pan swoją opinię, skąd ten regres wyników? Obniżka formy, siła rywali?
Marcin STOKŁOSA: – To taki moment, w którym zbyt wiele mamy słabych ogniw. Sprawy nie ułatwiają nam też urazy, które nie omijają, ale każdy klub może w zasadzie mówić o tym samym. Nie ma drużyny, która przejdzie przez sezon czy rundę bez szwanku. Jednoznacznej recepty, diagnozy nie ma. Zostawiamy to w rękach sztabu. Nasi trenerzy są fachowcami, wiedzą, co robią. Czas na rozliczenie pracy nas wszystkich przyjdzie po sezonie.

Tym trudniej pogodzić się nawet z pojedynczymi porażkami, gdy w ostatnich sezonach można było się od nich odzwyczaić, bo zdarzały się sporadycznie?
Marcin STOKŁOSA: – Skoro przez trzy sezony wygrywasz, a porażki przytrafiają się rzadko, to możesz przyzwyczaić się do takiego stanu. Czasem brakuje chłodniejszego spojrzenia z boku na to wszystko, co zrobiliśmy. Wiadomo, jacy jako społeczność chorzowska jesteśmy – tu zawsze będzie się wymagać, nikt nie ma zamiaru akceptować wpadek, Ruch zawsze ma wygrywać. Ale ugraliśmy dotąd tyle, że jest się z czego cieszyć.

Na 7 kolejek przed końcem sezonu drużyna ma punkt straty do miejsca premiowanego bezpośrednim awansem, niezły terminarz, słowem – swój los we własnych nogach. Przed startem rozgrywek taki scenariusz chyba każdy wziąłby z pocałowaniem ręki.
Marcin STOKŁOSA: – Jeden punkt straty do drugiego miejsca – i zarazem siedem zapasu nad siódmą pozycją. Czy terminarz można oceniać jako łatwy albo trudny – nie wiem. Z każdym w tej lidze można wygrać, z każdym przegrać, my z tymi sklasyfikowanymi niżej miewamy problemy. A przed nami jeszcze Wisła, ciężki wyjazd do Gdyni. Każdy z tych meczów będzie dla nas wymagający, bo nie ma w lidze zespołów walczących o nic, niemających niczego do udowodnienia. Trzeba też mieć świadomość, że choć tułaliśmy się kilka lat po niższych szczeblach, to Ruch nadal jest marką, na którą przeciwnicy się spinają. To naprawdę widać i czuć.

Wniosek licencyjny – zważywszy na sytuację infrastrukturalną – złożony został bez większych problemów?
Marcin STOKŁOSA: – Byliśmy do tego odpowiednio przygotowani i poradziliśmy sobie, bo zabraliśmy się za ten temat wcześnie, stworzyliśmy w klubie grupy ludzi zajmujące się konkretnymi zadaniami. Kwestie infrastrukturalne rzeczywiście wymagały pracy, a nie do końca mamy na to wpływ. To nasz największy problem. Jak wiadomo, jako macierzysty obiekt wskazaliśmy Stadion Śląski, a do czasu jego dostosowania chcemy grać w Gliwicach.

Co na Śląskim trzeba dostosować?
Marcin STOKŁOSA: – Spełnia jakieś 90-95 procent wymagań licencyjnych na ekstraklasę. Mowa o takich rzeczach jak sektor gości, do ogarnięcia są tematy związane z bieżnią. To wspólna robota do wykonania.

Gdzie kończy się w tym rola klubu?
Marcin STOKŁOSA: – Póki co pracujemy nad dograniem szczegółów umowy wynajmu Śląskiego.

I pewnie nasłuchujecie, kiedy spotkanie włodarzy Chorzowa z premierem Morawieckim w temacie rządowego dofinansowania budowy nowego stadionu przy Cichej?
Marcin STOKŁOSA: – Nie tylko nasłuchujemy, ale dopytujemy, naciskamy. Czekamy z niecierpliwością, kiedy to się zadzieje. Głęboko wierzymy w to, że nie były to tylko słowa, a pójdą za nimi czyny.

Na razie Cicha wypadła poza wniosek licencyjny Ruchu. Trudno przejść nad tym do porządku dziennego.

Marcin STOKŁOSA: – Dla ludzi, którzy spędzili tu znaczną część swojego życia, to coś nie do pojęcia. Jadąc codziennie do biura i nie widząc „świeczek”, za każdym razem mam ciarki na ciele. Ale nie ma się co obrażać na rzeczywistość. Tak się stało, nie mieliśmy na to żadnego wpływu. Trzeba walczyć, na ile się da, nie poddawać się, by na Cichej powstał kiedyś stadion. Żeby przynajmniej nasze dzieci zdążyły tam jeszcze kiedyś usiąść, dopingować Ruch.

Najbliższa przyszłość to wypełnione trybuny w Gliwicach na meczu z Wisłą.
Marcin STOKŁOSA: – Cały czas otrzymujemy pytania o bilety, do sprzedaży trafiła rezerwowa pula 300 wejściówek, którą zwrócili sponsorzy, partnerzy biznesowi albo zwolnili karnetowicze. Ci kibice, którzy będą mieli trochę więcej szczęścia, jeszcze zatem się załapią. Przed tym meczem jestem skupiony. Sam czekam na to, jakim składem wyjdziemy, patrzę na kadrę Wisły i zastanawiam się, co możemy zrobić, by ten mecz wygrać. Nerwy są zawsze. Bardzo przeżywam każdy mecz, jestem strasznie zdenerwowany, ale też pełen optymizmu i wiary w naszą drużynę, która nieraz udowadniała, że potrafi unosić ciężar gatunkowy spotkania na szczycie, pełnych trybunach. To naprawdę ważny mecz dla układu tabeli.

Przewija się jeszcze temat murawy w Gliwicach?
Marcin STOKŁOSA: – Klub pełni tu rolę pośrednika między Piastem a MORiS-em. Chcę podziękować pracownikom MORiS-u za zaangażowanie, profesjonalizm. Greenkeeperzy wykonali kawał dobrej roboty, MORiS poniósł pewne koszty, wraz z pracownikami Piasta ta murawa została wyprowadzona na prostą bez konieczności jej wymiany. Mam nadzieję, że tak już zostanie.

Pytanie, czy nawet jeśli na prostą wróci drużyna Ruchu, to przy takiej dyspozycji Wisły i Bruk-Betu pozwoli to awansować.
Marcin STOKŁOSA: – Tak naprawdę przed sezonem mało kto zakładał, że na takim etapie będziemy się liczyć w walce o bezpośrednią promocję. Wiedzieliśmy, jakie zasoby i możliwości ma Wisła, Termalica i to, że my w pewnym momencie dojdziemy do ściany. Finanse grają rolę. Na co innego mogą pozwolić sobie w Krakowie i Niecieczy, a na co innego – my. Jak na nasze możliwości, kadra została zbudowana dobrze, jesteśmy z niej zadowoleni. Liczyliśmy się, że rywale będą mocni, ale nie zamierzamy patrzeć na ich nazwy, budżety. Będziemy walczyć do samego końca o ten cel, który się objawił – może nie do końca dla wszystkich spodziewanie. A korzystając z okazji, w tym urodzinowym dniu chciałbym podziękować całej niebieskiej społeczności, wolontariuszom, kibicom, pracownikom klubu za to, co zrobili przez ostatni rok. Bez nich na pewno Ruch nie byłby w tym miejscu, w którym jest dziś.



Na zdjęciu: Ruch nie wygrał żadnego z czterech ostatnich meczów, ale wiceprezes Marcin Stokłosa (na małym zdjęciu w tekście, by nie robić z tego katastrofy, bo nikt nie przejdzie przez sezon suchą stopą…
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus