Czechy. „Uratowała” śląskie kluby

Ostrawska higienistka, Pavla Svrcinova, jest w ostatnich dniach osobą numer 1 w czeskim futbolu.


Czesi w walce z koronawirusem na początku mieli większe problemy niż my. Wskaźniki zachorowań za południową granicą w pierwszych tygodniach epidemii był wyższe niż w Polsce. Pomogło wymuszenie noszenia maseczek, które szyli także piłkarze, a także bardziej drastyczne środki walki z COVID-19, w tym zamykanie miejscowości, w których zachorowań było najwięcej.

Powiększyli ligę

Za południową granicą szybciej zduszono pierwszą falę zachorowań. Piłkarze wcześniej też wrócili do wspólnych treningów oraz gry, bo 26 maja. W czwartek miały się odbyć przedostatnie mecze w grupie spadkowej. Tak się jednak się stało. Najpierw koronawirusem zakaziło się kilku piłkarzy MFK Karvina. We wtorek poinformowano, że zakażony jest jeden z piłkarzy innego ze śląskich klubów z czeskiej strony, a mianowicie z SFC Opava. Oba te kluby, położone tuż obok naszej granicy, walczyły z 1.FK Pribram o uniknięcie bezpośredniego spadku. Potem miały je czekać baraże z drugim i trzecim zespołem z zaplecza Fortuna: Liga, a mianowicie ze Zbrojovką Brno oraz Duklą Praga.

Jednak tematu już nie ma. Higienistka z Ostrawy, Pavla Svrcinova, na kilka godzin przed czwartkowym meczem SFC Opava – Sigma Ołomuniec zdecydowała, że cały zespół Slezský Fotbalový Club Opava idzie na… 14-dniową kwarantannę! W tej sytuacji nie sposób dokończyć rozgrywek, które z powodu koronawirusa już raz były przerwane.

Władze czeskiej federacji zdecydowały się na następujące rozwiązanie. Z ekstraklasy nikt nie spada, a awansują dwa najlepsze zespoły z jej zaplecza, czyli pierwszy FK Pardubice oraz druga Zbrojovka. W przyszłym roku w czeskiej Fortuna: Liga ma grać nie 16, a 18 zespołów. Trzy ostatnie spadną.

„Hygienička z Ostravy zachránila Opavu a s ní i Příbram s Karvinou” – piszą czeskie media. Nie brakuje głosów oburzenia w związku z tą decyzją, która – jak mówi wielu kibiców za południową granicą – ze sportem nie ma wiele wspólnego. Co zrozumiałe, najbardziej pokrzywdzeni czują się w Dukli Praga, która zamiast barażów o Fortuna: Liga w kolejnym sezonie znowu będzie grała na niższym poziomie.

To przekręt!

– Od samego początku koronawirusowego kryzysu byliśmy zwolennikiem grania meczów, preferując takie zakończenie wszystkiego, a nie przy zielonym stoliku, jak to się stało. A stało się źle – grzmi w czeskich mediach Bohumil Paukner, prezes zarządu Dukli.


Przeczytaj jeszcze: Młody Anglik w Dortmundzie


Wtóruje my były świetny reprezentant Czechosłowacji Ladislav Vizek.

– Pan Pauker z Dukli dobrze powiedział w jednej z gazet, że sprzedawczynie idą w dobie koronawirusa do pracy za znacznie mniejsze pieniądze niż piłkarze. Nie jęczą, nie narzekają. A oni? W końcu to ich życie, to nie są jakieś lalki czy kaleki. Powinni grać! Najgorsi grają z najgorszymi w lidze, więc niech się na boisku rozstrzygnie, kto z nich faktycznie jest najsłabszy – mówi obrazowo mistrz olimpijski z Moskwy z 1980 i brązowy medalista z mistrzostw Europy z tego samego roku.

– To cała czeska piłka! Nie ma nawet co mówić i komentować. U was w Polsce Arka czy Korona też mogły powiedzieć, że mają chorego na koronawirusa i nie grać. Nic takiego nie miało jednak miejsca. To, co się stało, jest niepoważne – mówi nam jedna z osób związanych z czeskim futbolem.

W leżącej nieopodal Raciborza Opawie bronią się.

– Reakcje niektórych osób przekraczają granice zdrowego rozsądku. My jako klub życzymy naszemu piłkarzowi, żeby jak najszybciej wrócił do zdrowia – mówi krótko Jaroslav Rovnan, dyrektor SFC Opawa.


Na zdjęciu: Za naszą południową granicą wybuchł skandal z powodu zakończenia rozgrywek przy zielonym stoliku.