Czemu Niemcy odpadli?

„Die Mannschaft” jest na ostatnich mundialach drużyną skrajną. W 2014 roku został mistrzem świata, w 2018 i 2022 nie wyszedł nawet z grupy.


Jeszcze pół biedy, gdyby do domu polecieli po fatalnym występie, ohydnej grze, bez argumentów na pozostanie w turnieju. Jednakże Niemcy grali na ogół… dobrze. Jasne, że liczy się to, co w sieci, w efekcie czego porażka z Japonią zadecydowała o pożegnaniu. Aczkolwiek przeanalizować kolejne niemieckie fiasko jest po prostu trudno, bo „na papierze” to nie tak powinno wyglądać.

Coś się zacięło

Naszym zachodnim sąsiadom wyliczono, że w fazie grupowej stwarzali bezapelacyjnie najlepsze sytuacji do zdobycia bramki. Sami zresztą zapisali ich na koncie 6, co jest niezłym wynikiem, ale… trafień powinno być znacznie więcej. Kto jednak ogląda Niemców od dłuższego czasu, ten wie – co również potwierdzono statystycznie – że na ostatnich trzech wielkich turniejach strzelili znacznie mniej goli niż powinni. I analogicznie – „Die Mannschaft” stracił więcej bramek niż powinien (to też wyliczono). – Nie przenieśliśmy naszej jakości na boisko – komentował występ na MŚ 2022 pomocnik i lider [Joshua Kimmich], a stoper Antonio Ruediger nawoływał wprost Niemiecki ZPN do zadania sobie kilku trudnych pytań.

Regres u Niemców trwa od jakiegoś czasu. W latach 2002-2016 „Die Mannschaft” w 7 z 8 imprez dochodził co najmniej do półfinału. Potem coś się zacięło, choć na Euro 2016 widać było słabnącą skuteczność zespołu. Dwa minione mundiale to odpadnięcie w grupie, a choć na Euro 2020 wyjść się z niej udało – co samo w sobie nie jest w obecnej formule trudne – Niemcy od razu przegrali z Anglią. Były jej reprezentant, Gary Lineker, powiedział kiedyś, że „na końcu zawsze wygrywają Niemcy”, ale w dzisiejszych czasach w zdaniu tym powinno istnieć słowo „rzadko”.

Brak balansu

„Die Mannschaft” świetnie kontroluje mecze, prowadzi grę, stwarza okazje – ale marnuje je, a w następstwie błędów indywidualnych w obronie przegrywa lub remisuje „wygrane” spotkania. Zespół nie jest zbyt dobrze zbalansowany, co można zrzucić w pewnej części na karb fascynacji hiszpańską tiki-taką, która zrobiła w świecie furorę ponad dekadę temu. Niemcy też chcieli tak grać, być nowoczesnymi. Mocny nacisk położyli na szkolenie piłkarzy, w efekcie czego dziś mają multum środkowych i ofensywnych pomocników.

Brakuje jednak indywidualności, charakternych jednostek. Mnóstwo jest wymuskanych „chłopców” w stylu hiszpańskim (wybaczcie stereotypizację), a brakuje „mężczyzn”. Nie chodzi tylko o wieloletnie poszukiwanie napastnika, którego Niemcy nie potrafią wyszkolić. Przydałoby się też kilku dynamicznych skrzydłowych-dryblerów (poza Gnabrym i Sane) i porządni boczni obrońcy. Z roku na rok coraz mniejsza głębia robi się też na środku obrony, a nazwiska na liście bramkarzy są te same od kilku turniejów. Jeszcze niedawno można było chwalić Niemców za wachlarz kapitalnych golkiperów, ale dziś prawie każdy z nich ma już „trzydziestkę” na karku. Młodzian szykowany przez Bayern na następcę Manuela Neuera, Alexander Nuebel, ma… 26 lat. Lepszych nie ma, a i tak gracz Monaco do reprezentacji ma bardzo daleko.

Finał to za mało

Niemcy ślepi nie są. Zrozumieli, że ich szkolenie trzeba przemodelować, bo tiki-taka sprawdzała się dziesięć lat temu, ale dziś futbol poszedł do przodu i samo „klepanie” nie wystarczy. Potrzeba tempa i pressingu, których w „Die Mannschaft” często brakuje, choć i tak wygląda to lepiej niż za „późnego” Joachima Loewa. Za Odrą zapowiadano reformę, a w Polsce wszyscy przecierali oczy ze zdumienia, bo przecież Niemcy w trzech ostatnich Euro U-21 docierali… do finału, dwukrotnie wygrywając. Można było jednak odnieść wrażenie, że każda kolejna kadra jest słabsza, bo potencjalnych reprezentantów do „jedynki” było coraz mniej.

Niech wybrzmi to wyraźnie – Niemcy nadal mają wybitnych piłkarzy, kapitalnie szkolą i są globalną potęgą. Jednakże jako reprezentacja mają kłopoty z tym, co perfekcyjnie robi… Czesław Michniewicz – z efektywnością. W imię piłkarskich wartości postawili na konkretny styl, który często jest piękny dla oka, ale wielokrotnie łatwy to zatrzymania. Bo często zamiast piękna można u Niemców oglądać męczarnie z nisko ustawionym przeciwnikiem, neutralizującym ich atuty. Przełożyło się to także na mentalną… nijakość, taką „nieniemiecką”.

Warto będzie obserwować reakcje naszych sąsiadów, działania, decyzje kadrowe. W końcu mowa o kraju, który za dwa lata będzie gospodarzem mistrzostw Europy. Tam kolejnego fiaska zaliczyć już nie można.


Na zdjęciu: Jamal Musiala (klęczy) to jedna z nadziei niemieckiej piłki. W Katarze się wyróżniał, choć sam… zmarnował mnóstwo okazji na gola.

Fot. PressFocus