Częstochowski karabin się nie zaciął

To nie jest szczyt moich możliwości – zapewnia Kamil Wojtyra, który do Skry Częstochowa trafił z IV-ligowego Znicza Kłobuck i we wszystkich dotychczasowych meczach sezonu wpisywał się na listę strzelców.

Przez trzy sezony strzelał gola za golem dla Znicza Kłobuck, będąc postrachem bramkarzy drużyn z klasy A, „okręgówki” i IV ligi. Po przenosinach na szczebel centralny nie zamierza zwalniać tempa. [Kamil Wojtyra] przygodę ze Skrą Częstochowa zaczął od zdobycia 3 bramek w 3 meczach.

Trafiał w konfrontacjach ze Śląskiem II Wrocław (1:0), KKS-em 1925 Kalisz (1:0) i Wigrami Suwałki (1:2). – Jestem zadowolony z tego, że trener na mnie stawia, a ja pomagam drużynie i zdobywam bramki, na które pracujemy wszyscy. Nie ma znaczenia, kto finalnie strzela. Najważniejsze są punkty, dlatego szkoda, że mój trzeci gol nie dał nam ani jednego na dalekim i ciężkim wyjeździe – mówi 23-letni napastnik.

W rodzinnym mieście

Wojtyra ten sezon rozpoczął jeszcze w Kłobucku, choć wydawało się, że otoczenie zmieni już zimą. 140 bramek w 2,5 sezonu – taki bilans przykuwał uwagę wielu klubów, nawet biorąc poprawkę na to, że został wyśrubowany na niższych szczeblach rozgrywkowych.

– Zimą wraz z moim menedżerem Dominikiem Płazą szukaliśmy klubu na szczeblu centralnym. Propozycji zbyt wielu nie było, żadnej z góry nie odrzucaliśmy. Trzeba pamiętać, że byłem zawodnikiem IV-ligowca. To ja musiałem się starać o angaż. Nie było tak, że kluby składały mi nie wiadomo jak dobre oferty. Musiałem do tematu podejść spokojnie, pracować, robić swoje. Trudno powiedzieć, co by było, gdybym teraz nie trafił do Skry.

Do porozumienia doszliśmy dość szybko, już wcześniej znałem wielu chłopaków z szatni – czy to z innych klubów, czy z boiska – dlatego to była dla mnie bardzo dobra opcja, tym bardziej że z miasta, w którym cały czas mieszkam. Nie był to jednak dla mnie żaden wyznacznik i jeśli wcześniej trafiłaby się ciekawa opcja związana z koniecznością wyjazdu, to też bym się nad nią zastanowił.

Nie było dla mnie kluczowe zostać w Częstochowie, choć został mi jeszcze rok studiów magisterskich i na miejscu będzie mi łatwiej je skończyć. Bardzo się z tego transferu do Skry cieszę. Pozostaje mi udowadniać swoją wartość, pomagać drużynie – podkreśla Wojtyra.

Więcej obowiązków

Skoro po przenosinach do II ligi jego „karabin” ani na moment nie przestał strzelać, można powiedzieć, że nie taki diabeł straszny, ale… – W porównaniu z IV ligą na pewno jest przeskok. Tempo gry, jakość zawodników, organizacja taktyczna stoją na zupełnie innym poziomie. Sam po sobie widzę, że jako napastnik muszę tu dużo więcej pracować w defensywie.

W IV lidze czy niżej można to było delikatnie odpuścić, ale na poziomie centralnym nie ma na to szans. Trzeba grać w kompakcie, całą drużyną, dobrze się przesuwać, wiedzieć, w którym momencie ruszyć do pressingu. Czas spędzony w Kłobucku nie był jednak dla mnie pod tym względem stracony.

Mieliśmy bardzo dobrego trenera (Tomasz Juszczyk – przyp. red.), pracowaliśmy nad taktyką, poziom organizacji treningów był wysoki. Uważam te trzy lata za pożyteczne. A czy po takim czasie w Skrze taktycznie odstaję od zespołu? To pytanie nie do mnie, choć sądzę, że nie. Gdy przed laty byłem w Rakowie, trenerzy duży nacisk kładli na taktykę, organizację gry. Wiele kwestii sobie przyswoiłem, tego się nie zapomina – opisuje Kamil Wojtyra.

Skończyć dietetykę

Jego życie po przenosinach z IV do II ligi mocno się nie zmieniło. – Zawsze starałem się podchodzić do piłki w 100 procentach profesjonalnie. Wiadomo, że teraz muszę poświęcić na to więcej czasu, bo jest więcej treningów, są odprawy przedmeczowe i pomeczowe, analizy przeciwników, czego w IV lidze nie ma. Do tego dochodzi odnowa, regeneracja – wylicza nasz rozmówca. W odróżnieniu od części zawodników Skry, do pracy na razie się nie wybiera, ale czeka go końcówka studiów na kierunku „dietetyka i żywienie człowieka”.

Powrót na szczebel centralny, o który otarł się już jako młodzieżowiec w Rakowie, wychodzi mu na razie tak dobrze, by sądzić, że w futbolu nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.


Czytaj jeszcze: Podziurawieni przez „Adamsa”

– Nie ma co osiadać na laurach. To na pewno nie jest szczyt moich możliwości. Muszę ciężko pracować na treningach, meczach i zobaczymy, co przyniesie los… W II lidze czuję dodatkową adrenalinę, motywację. Gram przeciw lepszym zawodnikom, nieraz mającym przeszłość ekstraklasową czy I-ligową. Celu w postaci liczby bramek na ten sezon sobie nie stawiam. Nie jest to dla mnie żaden wyznacznik.

Jako napastnik oczywiście chcę strzelać, gole zawsze odbijają się echem, ale liczy się dobro drużyny. Równie mocno będą cieszyć mnie asysty i punkty. Nie ma co windować na świecznik jednego zawodnika – podkreśla snajper Skry, przed którą domowy mecz z Motorem Lublin. – Ostatnio przegraliśmy w Suwałkach, dlatego teraz chcemy pokazać się z lepszej strony i zwyciężyć – dodaje Wojtyra.


Na zdjęciu: Kamil Wojtyra (w środku) już trzykrotnie „tonął” w objęciach kolegów, ale z pewnością nie zamierza na tym poprzestać.

Fot. Skra Częstochowa