Częstochowski Lew podany na tacy

We wtorek Komisja Orzekająca Ligi podejmie decyzję dotyczącą meczu Włókniarza Częstochowa z Stalą Gorzów. W efekcie ekipa, która miała zepchnąć z tronu Unię Leszno nie ma ani toru, ani trenera.

W piątkowy wieczór po raz kolejny w tym sezonie kibice zostali pozbawieni żużlowych emocji w meczu Włókniarza. Po ulewach, pożarach i braku prądu przeszedł czas na powódź. Tor został kilka dni przed zawodami zalany, podobnie jak park maszyn. Uszkodzona została także instalacja elektryczna. Prawie wszystko udało się przygotować, pozostawał problem toru, którego nie udało się rozwiązać.

Kłopoty z częstochowską nawierzchnią sugerował brak trenera Włókniarza, Marka Cieślaka na stadionie. Wcześniej szkoleniowiec Lwów w klubowym sekretariacie zostawił kopertę. Było w niej wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Decyzja Cieślaka nie zaskakuje, tym bardziej, kiedy spojrzy się na wypowiedzi prezesa klubu, który od początku współpracy z trenerem reprezentacji Polski narzekał na przygotowanie toru.

Prezes zepsuł tor?

Michał Świącik już w poprzednim sezonie narzekał na częstochowski owal. Jego przygotowanie, w jego mniemaniu pozostawiało wiele do życzenia. I faktycznie, po rozmowach z Cieślakiem owal przy Olsztyńskiej trochę się zmienił. Choć daleko mu było do najlepszych czasów i rywalizacji na torze na niesamowitym wręcz poziomie, to zawody w Częstochowie dało się oglądać z przyjemnością, a zarazem z punktami dla gospodarzy.

Powtórka z rozrywki miała jednak miejsce i w tym roku. Po trzech przegranych meczach za przygotowanie nawierzchni wziął się Świącik wraz z toromistrzami. Cieślak, jak podkreślał na antenie Nsport+ nie brał w tych pracach żadnego udziału.

– W poniedziałek rano, na Facebooku była już reklama kto zajmuje się torem, czyli pan prezes Świącik, na bronach. Tor zbronowany po kolana… Ja się nie będę tłumaczyć, niech zrobią to inni. Ja przy tym torze nie pracowałem, ja protestowałem. Powiedziałem w poniedziałek, że meczu w piątek nie będzie – powiedział szkoleniowiec Lwów.

Walkower prawie pewny

Cieślak się nie przeliczył. Tor jest w tak złym stanie, że KOL zdecydowała zawiesić licencję dla częstochowskiego owalu. Czy ją odwiesi we wtorek? Trudno powiedzieć. Tor został zbronowany bardzo głęboko, dodatkowo dosypano do nawierzchni toru tak zwanej glinki, później przyszła ulewa która zniweczyła cały plan. Pomijając już fakt, że przepisy nakazują poinformowanie Głównej Komisji Sportu Żużlowego o takich zmianach, to dziwi, że prezes Świącik tak gubi się w zeznaniach.

Jednego dnia mówi dziennikarzom, że nic nie zostało dosypane, w oświadczeniu na stronie klubowej czytamy o dosypaniu „suchej mączki gliny”. Ta decyzja i zawarcie jej w oświadczeniu sprawia, że walkower jest prawie pewny, a władze żużlowe ośmieszyłyby się, gdyby jej nie podjęły i zarazem stworzyłyby bardzo nieprzewidywalny precedens.

To nie jest sytuacja równoznaczna z tą, jakiej byliśmy świadkami kilka tygodni temu w Gorzowie. Tam nikt nie miał wpływu na to, że rozdzielnia się spaliła i faktycznie zawody powinny zostać odjechane ponownie. Tutaj nieodpowiednie decyzje i odsunięcie trenera od prac przy torze, co leży w palecie jego obowiązków sprawiły, że zawody nie mogły się odbyć, a Stal na punkty za ten mecz zasłużyła. Prezes Świącik ma jednak inne spojrzenie na tą sprawę.

– Zawodnicy i ja doskonale zdajemy sobie sprawę z możliwych konsekwencji zdarzeń, jednakże ja będę bronił faktycznego stanu rzeczy i walczył o powtórzenie zawodów, zawodnicy natomiast dalej bronić będą barw naszego klubu, do samego końca walcząc o zwycięstwa – napisał w oświadczeniu prezes klubu.

Najwyraźniej pan Świącik ma problem z rozróżnieniem sytuacji losowej, a własnoręcznym zniszczeniem toru i kilkudniowej walce o jego naprawę. To nie są identyczne sytuacje. Decyzja KOL powinna być jednoznaczna. Chociaż tyle, że wziął na siebie odpowiedzialność za całą tą sytuację. Punktów straconych przez walkower to jednak nie zwróci.

Nie chciał świecić oczami

Jak twierdził prezes Włókniarza w rozmowie z Nsport+ Cieślak do środy brał udział przy przygotowaniu toru do piątkowych zawodów, a Świącik z trenerem konsultowali przygotowanie toru. Były już szkoleniowiec Włókniarza ma zupełnie inne spojrzenie na tą sytuację.

– Była krótka wymiana zdań między mną a właścicielem klubu, była bardzo ostra. Pomyślałem tylko sobie: twój klub, rób sobie co chcesz. Po tej sytuacji byłem tylko obserwatorem. Liczyłem, że coś wyjdzie z tego co tam wymyślili. Dla dobra klubu jeszcze się tam kręciłem, ale nie miałem wpływu na nic. Poszedłem do toromistrza i okazało się, że prezes zakazał wykonywać mu moje polecenia pod groźbą wyrzucenia z pracy. Niech tłumaczą się winni, ja nim nie jestem, ponieważ zostałem obrażony i odsunięty od jakichkolwiek prac – tłumaczył w magazynie ligowym Cieślak.

W piątek coś jednak pękło. Trener wszedł tylko do sekretariatu klubu i zostawił tam wypowiedzenie. Nie chciał podpisywać się pod torem, który w jego ocenie nie został wraz z nim przygotowany. Odejście Cieślaka można było wyczuć w powietrzu już dawno. Po zeszłorocznej kłótni o tor można było odczuć, że to małżeństwo jest tylko z rozsądku, a nici porozumienia między prezesem i trenerem po prostu nie ma. Eskalacja konfliktu sprawiła, że w ciągu tygodnia klub stracił tor, trenera oraz, prawdopodobnie, punkty i pieniądze. To prawdopodobnie koniec sezonu dla Lwów, które same podały się lidze w półmisku.

Fot. Kamil Woldański/PressFocus