Sobański: Czuliśmy w kościach

Najpierw pół żartem, pół serio. Czy zdradzi pan nazwę cudownego eliksiru, który miał wpływ na grę w meczu ze Skrą?
Rafał SOBAŃSKI: – Gdyby był takowy, wówczas bylibyśmy liderami tabeli (śmiech), ale – niestety – nie ma. Natomiast, owszem, przed meczem była mała kawa. Jednak poważnie rzecz ujmując, to chyba wygrany mecz ze Stocznią dał nam poważnego kopa i chyba uwierzyliśmy, że można prezentować dobry poziom gry i wreszcie zdobywać punkty. Niestety, tak dobrze już nie było w Warszawie. Uważam, że poniedziałkowy trudny, wygrany mecz w Sosnowcu z Będzinem dodał nam pozytywnej energii. Wszystko ułożyliśmy sobie w głowach. We wtorek mieliśmy lekki trening i trener przed meczem w szatni powiedział, że gościmy mistrza Polski i on musi poczuć naszą moc. Nie możemy oddać punktów za darmo, lecz muszą oni sobie je wywalczyć. Tym razem nie wywalczyli żadnego. Najważniejsze było przyjęcie, bo trzymaliśmy je na wysokim poziomie.

Atak również funkcjonował właściwie.
Rafał SOBAŃSKI: – Funkcjonował, bo było odpowiednie przyjęcie. Nie ma co ukrywać, że my musimy przeciwników „kopać” silną zagrywką. Musieliśmy ich odrzucić od siatki i to uczyniliśmy. Paradoks polega na tym, według statystyk jakie nam ostatnio przekazali trenerzy, że im gorzej przyjmujemy – tym lepiej atakujemy. Z kolei w Warszawie lepiej przyjmowaliśmy, ale popełnialiśmy błędy w ataku. Podczas zajęć sporo trenujemy na wysokich piłkach, bo wiemy, że mieliśmy kłopoty z przyjęciem. Teraz ten trening przełożył się na warunki meczowe. Udało nam się zatrzymać Skrę. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że rywale będą wywierali presję zagrywką i tym elementem będą szukać punktów. Mariusz Wlazły czy Kuba Kochanowski gdy pojawią się w polu serwisowym w każdej chwili mogą „odpalić”. Kilka razy dokonali tego w meczu z nami. Jednak Bartek Mariański i Thomas Rousseaux świetnie utrzymali przyjęcie i to my dominowaliśmy na parkiecie.

Uniknęliście również błędów własnych, a drobne pomyłki w zagrywce idą w niepamięć…
Rafał SOBAŃSKI: – Pomyłki w polu serwisowym są wkalkulowane w każdy mecz, zwłaszcza w taki jak ze Skrą. Owszem, ryzykowaliśmy maksymalnie i parę razy serwisy były nieudane. Tym razem jednak uniknęliśmy seryjnych błędów. Zdarzały nam się mecze, że każdy z nas walił piłkę w siatkę lub w aut. Seria sześciu błędów jest niewybaczalna, a kiedyś takie notowaliśmy. W tym meczu potrafiliśmy to zbilansować, bo przecież zdobywaliśmy punkty zagrywką (7 – przyp. red.). Były one niesłychanie ważne. Dobrze graliśmy w elemencie blok – obrona i potrafiliśmy wyprowadzać skuteczne kontry.

Po dwóch wygranych setach nie obawiał się pan dekoncentracji czy drobnego rozluźnienia?
Rafał SOBAŃSKI: – Wszyscy nas przestrzegali przed trzecim setem, bo jeżeli pozwolimy rywalom złapać oddech, powrócić do gry, to wówczas mogą to wykorzystać. Jednak ta ważna odsłona potoczyła się po naszej myśli, bo w swojej grze byliśmy szalenie konsekwentni. Byliśmy do bólu skoncentrowani i to właśnie wypaliło!

Czy spodziewał się pan, że sety będziecie wygrywać do 17 czy 19?
Rafał SOBAŃSKI: – Ależ skąd! Pół żartem, pół serio – śmialiśmy się w szatni, że czujemy w kościach fajny mecz. Gdybym miał obstawiać to postawiłbym na 3:2 i że zdobędziemy punkty. Chyba jednak nikt nie zakładał, że możemy dobyć pełną pulę. Trenerem nam mówił, że jeżeli będziemy kolektywem, takim łańcuchem, w którym nie wykruszy się żadne ogniwo, to wówczas możemy sprawić niespodziankę. I tak się stało.

Czyli o niepowodzeniach zapominacie i będzie tylko lepiej.
Rafał SOBAŃSKI: – Dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy i byliśmy optymistycznie nastawieni do ligi. Takie spotkanie jak z Lubinem na własnym parkiecie zupełnie nie powinno mieć miejsca. I wcale nie chodzi tutaj o porażkę, lecz o styl jaki wówczas zaprezentowaliśmy. Katastrofa! Ta porażka mocno utkwiła w naszych głowach, jak i przegrana w kiepskim stylu w Bydgoszczy. Dopiero mecz ze Stocznią odblokował naszą psychikę.

Czy ZAKSA w sobotę ma się bać?
Rafał SOBAŃSKI: – Ona straciła zaledwie punkt i zawodnicy są w gazie, na wysokiej fali. Jedziemy uspokojeni i tylko przypomnę, że w ubiegłym roku wygraliśmy na ich parkiecie. Mamy dobre wspomnienia.

Wówczas zbliżały się urodziny trenera…
Rafał SOBAŃSKI: – To może w sobotę komuś wymyślimy urodziny… (śmiech). Nie ma co ukrywać, że faworyt w tym meczu jest tylko jeden: gospodarze. My jedziemy zrobić wszystko, by zaprezentować swoją siatkówkę i… zdobyć punkty. Żeby zdobyć jeden, to trzeba myśleć o trzech – tak nam powtarza trener i tego się trzymamy!