Czy polscy ligowcy są potrzebni Brzęczkowi?

Pytanie zatem, czy na zapowiadanych modyfikacjach – o których całkiem głośno można usłyszeć w otoczeniu selekcjonera – skorzystają zawodnicy ekstraklasy, czy też stracą?

Na październikowe spotkania, które zostały rozegrane na Stadionie Śląskim Brzęczek powołał pięciu zawodników z polskich klubów – Artura Jędrzejczyka, Rafała Pietrzaka, Macieja Makuszewskiego, Damiana Szymańskiego i Przemysława Frankowskiego. Szansę dał jednak tylko dwóm, tyle że jedynie doświadczony obrońca Legii Warszawa dostał pełne 90 minut w starciu z Portugalią (i wszedł na końcówkę spotkania z Włochami). Szymańskiego trener reprezentacji zdjął już bowiem po pierwszej połowie rywalizacji z Italią.

Egzamin oblany na Verattim

– Damian dużo biegał, tyle że najczęściej głupio, a w każdym razie chaotycznie – analizował dla „Sportu” już po wrześniowym, czyli debiutanckim dwumeczu Brzęczka Andrzej Iwan. Wówczas jednak pomocnik Wisły Płock był ustawiany bardzo wysoko, a na pozycji najbardziej ofensywnego pomocnika miał prawo sobie nie poradzić. Gdy naprzeciw – w Chorzowie – stanęli Marco Veratti i Jorginho, zaś on był członkiem tercetu odpowiadającego za walkę o inicjatywę w drugiej linii, także był zupełnie bezproduktywny i słusznie został zmieniony w pierwszej kolejności. Należy więc liczyć się z tym, że wyczerpał już kredyt zaufania.

Jędrzejczyk także na Śląskim nie popisał się – i nie chodzi wcale o gola dla Włochów w końcówce, gdy broniliśmy strefą, a legionista zgubił krycie Cristiano Biraghiego. Wspierany, a raczej pozbawiony wsparcia Rafała Kurzawy na lewej obronie w meczu z Portugalią, nie ustrzegł się błędów przy dwóch golach dla zespołu Fernando Santosa. Legionista nie potwierdził więc formy demonstrowanej w klubie, choć trzeba mu sprawiedliwie oddać, iż przy Łazienkowskiej ostatnio jest stoperem, nie zaś lewym obrońcą. Czy to jednak coś zmieni w ocenie selekcjonera przed kolejnymi powołaniami?

Skrzydłowi będą potrzebni

Brzęczek dokonał już gruntownej analizy obu październikowych spotkań o punkty w Lidze Narodów – choć mecz z Włochami obejrzał dodatkowo jeszcze we wtorek, przed organizowaną przez PZPN konferencją „Łączy nas szkolenie”. Po to, aby wychwycić wszystkie niuanse. I nie łudzi się już, iż reprezentacja Polski będzie w stanie grać bez skrzydłowych. Selekcjoner ma sporo żalu o zmasowaną krytykę, która na niego spłynęła po kolejnym powołaniu dla Kuby Błaszczykowskiego.

Przy okazji jednak – także sporą, choć gorzką, satysfakcję, iż dopiero zimne prysznice w starciach z Portugalią i Włochami unaoczniły wszystkim negatywnie nastawionym, ile skrzydłowy VfL Wolfsburg jest jeszcze w stanie dać drużynie narodowej. Zwłaszcza w parze z Kamilem Grosickim, bo dopiero gdy na boisku pojawiali się w duecie w Chorzowie, nasz zespół zaczynał sensownie atakować.

Poszukiwania dublerów

A skoro biało-czerwoni mają wrócić do ustawienia, które najczęściej przerabiali w ostatnich latach, i najlepiej w nim się czują, raczej nie należy zakładać, iż miejsc w szerokiej kadrze – o ile oczywiście będą w pełni sił – zabraknie dla Frankowskiego i Makuszewskiego. Dublerzy dla Kuby i Grosika są bowiem nieodzowni. I to nie tylko dlatego, że żaden z doświadczonych bocznych pomocników nie jest obecnie przygotowany – i zapewne nie będzie także w listopadzie – na 90 minut walki na najwyższych obrotach.

Jeśli kogokolwiek ze skrzydłowych ma objąć redukcja przed kolejnym zgrupowaniem, to najszybciej Rafała Kurzawę, który przyczynił się do obniżonych not Jędrzejczyka. Sobie jednak zaszkodził najmocniej nie realizując zadań taktycznych w defensywie w starciu z Portugalią.

W oczekiwaniu na Rybusa i… młodzieżowców

A skoro lewy obrońca Pietrzak wyraźnie przegrał rywalizację z Jędrzejczykiem, to trzeba zakładać, że nawet po powrocie do „bolońskiego” ustawienia, trudno będzie graczowi Wisły Kraków utrzymać miejsce w szerokiej kadrze. Z otoczenia Brzęczka można się dowiedzieć, iż selekcjoner z utęsknieniem czeka na powrót Macieja Rybusa, ale bierze też pod uwagę fakt, iż defensor Lokomotiwu Moskwa jest podatny na kontuzje. I to bardziej niż którykolwiek z etatowych kadrowiczów.

Dlatego właśnie trener drużyny narodowej nadal będzie inwestował przede wszystkim w Arkadiusza Recę, którego czas w Atalancie Bergamo ma nadejść – podobno – szybciej niż później. Zaś lepszej szkoły gry w destrukcji – a ten element niedawny podwładny Brzęczka z Wisły Płock musi poprawić w pierwszej kolejności – od włoskiej, raczej nie sposób znaleźć.

Nikt nie aspiruje

W tym momencie nikt z Lotto Ekstraklasy nie aspiruje do miejsca w ataku drużyny narodowej, i nic pod tym względem się nie zmieni. Zwłaszcza że wariantem wyjściowym będzie ten z jednym napastnikiem. W innych formacjach szansa na promocję polskich ligowców jest większa.

– Sebastian Szymański i Szymon Żurkowski, gdyby nie rywalizowali o udział w finałach Młodzieżowych Mistrzostw Europy, byliby zapewne, obok Dawida Kownackiego, regularnie powoływani przez selekcjonera drużyny narodowej – nie ma wątpliwości szkoleniowiec młodzieżówki, Czesław Michniewicz. – Nie mam pomysłu, aby na listopadowy baraż ściągać z pierwszej reprezentacji stopera Jana Bednarka, bo już na mistrzostwach świata piłkarz Southamptonu został etatowym obrońcą drużyny narodowej. Za chwilę będzie miał jednak większą konkurencję, bo zakładam, że Paweł Bochniewicz także poradziłby sobie grając u boku Kamila Glika. A nie wykluczam, że Mateusz Wieteska – również.

Wszechstronność zawsze była w cenie

Wiadomo jednak, że przed listopadowym meczem – de facto tylko o honor – z Portugalią w Guimaraes, nie będzie przegrupowań między młodzieżówką i pierwszą drużyną także w drugą stronę. Brzęczek nie zapomina jak ważny był w jego karierze występ w igrzyskach w Barcelonie, a że obecne kwalifikacje MME stanowią olimpijską preeliminację – nie chce żadnemu zawodnikowi odbierać wykorzystania takiej szansy. Gdyby jednak bardzo się uparł, w pierwszej kolejności sprawdziłby zapewne Żurkowskiego. Choćby bowiem mecz z Włochami pokazał, że czas specjalistów od występów na pozycji numer 6, którzy wyłącznie przecinają akcje rywali, bezpowrotnie minął.

Współczesne wymagania

– Nikt dziś nie powie, że Varatti, czy Jorginho to szóstki. Środkowy pomocnik, nawet jeśli jego podstawowym zadaniem jest destrukcja, musi umieć także kreować akcje, takie są współczesne wymagania – ocenił po wtorkowej konferencji na Stadionie Narodowym Zbigniew Boniek, prezes PZPN.

– W cenie zawsze zresztą była wszechstronność, a najlepszy dowód to fakt, że najwięcej odbiorów w historii naszej reprezentacji ma… Kazimierz Deyna. Nie był szczególnie szybki, ale świetnie czytał grę i dzięki temu ustawiał się tam, gdzie powinien. Grzegorz Krychowiak także może być bardzo wszechstronnym środkowym pomocnikiem, tylko dajmy mu złapać oddech. Kiedy z nim rozmawiałem podczas zgrupowania w Katowicach, powiedział, że nie przepracował właściwie trzech ostatnich okresów przygotowawczych. A teraz w Rosji w krótkim czasie rozegrał kilkanaście meczów. Akumulatory miały mu więc prawo mocno się wyczerpać.

Co z Żurkowskim?

To jednak nie zmienia faktu, że w przypadku Żurkowskiego pytanie nie brzmi: – Czy zagra w kadrze Brzęczka, tylko kiedy. Podobnie zresztą wygląda ocena potencjału Szymańskiego, który w Legii pod okiem Sa Pinto zaczął pracować na opinię ciekawej alternatywy dla Piotra Zielińskiego.

Selekcjoner – który zupełnie zbagatelizował incydent z udziałem Roberta Lewandowskiego skarżącego się na uwierającą cały zespół taktykę bez skrzydłowych – pretendentów do pierwszej reprezentacji szuka jednak także jeszcze niżej. Wychodząc ze wspomnianej szkoleniowej konferencji, Brzęczek umawiał się na analizę meczu kadry U-20 z jej trenerem Jackiem Magierą. Wypada zatem życzyć, aby wyszukał wartościowych kandydatów na reprezentantów, których odkryć nie zdołał Adam Nawałka…

 

Na zdjęciu: Kibice czekają, aż selekcjoner Jerzy Brzęczek sprawdzi duet najzdolniejszych pomocników młodego pokolenia, czyli Sebastiana Szymańskiego i Szymona Żurkowskiego.