Bez rozgrzewki. Czy to jest kraj dla młodych ludzi?

Wygląda na to, że kolejny młody polski piłkarz wyjedzie grać do Włoch. Konkretnie 18-letni Sebastian Walukiewicz, obrońca Pogoni Szczecin oraz reprezentacji Polski U-20. Ma on przejść do Cagliari za ok. 4 mln euro. Prezentując na naszych łamach subiektywną jedenastkę jesieni, znaleźliśmy miejsce i dla niego. Zwróciliśmy jednocześnie uwagę na to, że wspomniana kwota usytuuje Walukiewicza w gronie najdroższych piłkarzy transferowanych za granicę z polskiej ekstraklasy. I jeszcze na to, że nie poznano się na nim w Legii Warszawa, choć przebywał tam cztery lata.

Każde zdanie z wyżej zamieszczonych nadaje się do rozwinięcia.

Po pierwsze – jakże licznie obsadzany jest przez Polaków włoski szlak. Mogłoby to sugerować, że na Półwyspie Apenińskim uważniej niż gdzie indziej śledzi się polską ekstraklasę i że rozwinięty tam zmysł do prowadzenia interesów podpowiada, iż na naszych piłkarzach da się zarobić. I to się dzieje. Na przykład bardzo dobry interes zrobiło Udinese, sprzedając za 13 mln euro do Napoli Piotra Zielińskiego, kupionego wcześniej z Zagłębia Lubin za 100 tys. euro, a Genoa wciąż jest jeszcze przed takim interesem, czekając aż cena za Krzysztofa Piątka – kupionego z Cracovii za 4 mln euro – osiągnie poziom… niebotyczny.

Po drugie – czy Walukiewicz idzie za granicę za rzeczywiście duże pieniądze? Zależy z jakiej perspektywy spojrzeć. Skoro będzie jednym z najdroższych piłkarzy transferowanych z polskiej ekstraklasy, choć ma dopiero 18 lat, to znaczy, że te pieniądze w istocie są duże. A Pogoń bodaj jeszcze nigdy takiej kwoty jednorazowo nie zarobiła. Z drugiej strony, równie młodzi Chorwaci czy Serbowie są drożsi niż Polacy, ale to też kwestia marki, jaką piłkarze z tych krajów mają u (głównie) zachodnich pracodawców. O transferowych kwotach, jakie krążą między klubami zachodniej Europy za zawodników tam wychowanych i wyszkolonych, już lepiej nie mówić. Słusznie tak dużo płacą czy też nie, to już zupełnie inna kwestia. Stać ich, więc płacą.

Walukiewicz, piłkarz Pogoni Szczecin w meczu z Piastem Gliwice
Credit: Norbert Barczyk / PressFocus

Wreszcie po trzecie – i bodaj najważniejsze – to co odnosi się do stwierdzenia, że na Walukiewiczu nie poznano się w Legii Warszawa, mimo że – powtórzmy – przebywał tam aż cztery lata. Oczywiście mógłby to być powód do wyzłośliwiania się, podparty legendarnymi już pięcioma tysiącami zł, za którą to kwotę bez żalu, i definitywnie, oddano z Legii do Znicza Pruszków Roberta Lewandowskiego. Ten strzelał dla Znicza tak dużo, że szybko wylądował w Lechu Poznań. Resztę znacie bardzo dobrze.

Można znaleźć milion powodów, dla których w stolicy nie poznano się również na Walukiewiczu. Może się nie wyróżniał, może zawalił w „młodej Legii” ileś bramek, może zbyt wielu miał trenerów, w dodatku nastawionych nie na szkolenie, a na wynik w jakiejś tam trampkarsko-juniorskiej rywalizacji, może był za chudy albo za gruby, za niski albo za wysoki czy „kontuzjogenny”. A może po prostu nikt za nim nie stał, nie pomagał, nie popierał, nie przepychał. A w sumie nikt nie widział tego, co doświadczony szkoleniowiec lub działacz z piłkarskim CV, chyba jednak powinien widzieć. Potencjał konkretnie.

Nie odrzucam w tym wszystkim prawa do pomyłek. Trzeba przecież przyjąć i taki punkt widzenia, że z młodymi piłkarzami to nie zawsze wiadomo, czy się rozwiną, czy zwiną, nie wykluczając i tego, że futbol im się znudzi lub jakimś sukcesikiem, czy samym miejscem w szerokiej kadrze (i relatywnie dużymi pieniędzmi), tak zawróci w głowie, że powrót na dobre sportowe tory nie będzie już możliwy.

Trudno wszakże nie mieć wrażenia, że w tej pracy z młodzieżą jest w naszych klubach sporo – delikatnie rzecz ujmując – niefachowości, a mówiąc bardziej brutalnie: niekompetencji, niechlujstwa, bylejakości. Co niekoniecznie dotyczy tylko tych, którzy z młodzieżą na co dzień mają do czynienia, ale całych klubowych struktur, zapatrzonych wyłącznie w pierwszy zespół. Z wszelkimi tego konsekwencjami i z… menedżerską prywatą w tle. No to gdzie w tym wszystkim miejsce dla młodych, zwłaszcza tych, którzy w wieku 17 czy 18 lat nie rzucają się (jeszcze) w oczy lub wręcz nie rzucają na kolana? Dlatego trzeba przyjąć, że Walukiewicz miał szczęście, że znalazł się w Pogoni. Ale ile jemu podobnych nie miało? Popadło w szarość? Poszło w zapomnienie?

Walukiewicz w meczu Pogoni Szczecin z Górnikiem Zabrze
Credit: Rafal Rusek / PressFocus

 

 

Adam Godlewski o Pogoni Szczecin i Cracovii.