Czy to miejsce dla Kiwiora?

Arsenal jest liderem Premier League i zmierza po mistrzostwo Anglii. Nie da się ukryć, że nasz obrońca aspiruje do wielkiej piłki.


Mikel Arteta, trener Arsenalu, czyli klubu, który w następnych tygodniach, miesiącach, a nawet latach, będzie wzbudzał bardzo znaczne zainteresowanie polskich kibiców, był bardzo zadowolony po tym, co wydarzyło się wczesnym wieczorem w niedzielę. Przypomnijmy, że „Kanonierzy”, po znakomitym meczu z obu stron, pokonali przed własną publicznością Manchester United 3:2. Zdaniem angielskich mediów zespół z Emirates Stadium właśnie tym występem dojrzał do tego, by na poważnie myśleć o wywalczeniu mistrzostwa Anglii. Droga jest jeszcze długa, by nie powiedzieć bardzo długa. Przypomnijmy, że Arsenal jest liderem Premier League i ma pięć punktów przewagi nad Manchesterem City. To jeszcze jednak nie wszystko. „Kanonierzy” rozegrali o jedno spotkanie mniej od najpoważniejszych rywali.

Ogromna szansa

Arteta do tematu stara się podchodzić spokojnie, ale trzeba podkreślić, że po meczu z United również jego poniosły emocje. To, jak cieszył się wraz z zespołem, jest najlepszym dowodem na więź, jaka łączy go z zawodnikami.

– Nie wiem, czy kiedykolwiek doświadczyłem takiej atmosfery, ale trudno o coś lepszego. To był piękny moment, bardzo szczególny, bo naciskaliśmy, naciskaliśmy i naciskaliśmy, a gol nie padał. Ale w końcu piłka znalazła się w bramce. VAR jeszcze nam trochę utrudnił sprawę, ale było elektrycznie, naprawdę emocjonalnie, pasjonująco. Bardzo mi się podobało – powiedział, cały w skowronkach, hiszpański szkoleniowiec.

Wygrana z Manchesterem United, w takich okolicznościach, może mieć dla Arsenalu kolosalne znaczenie w walce i mistrzostwo Anglii. Arteta doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

– Nasz sposób gry. Jest kluczowy. Zagraliśmy z zupełnie innym zespołem, który stawia zupełnie inne wymagania i gra zupełnie inaczej. Granie od razu przeciwko tej drużynie jest niezwykle niebezpieczne, bo możesz zacząć atakować w taki sposób, że będą w stanie cię ukarać. Strzeliliśmy gola na 2:1, a potem wydarzyło się dokładnie to samo co na Old Trafford w pierwszym spotkaniu. Przy wyniku 2:1 w pełni kontrolowaliśmy grę, oni strzelili gola i przyszedł ten moment, w którym jeśli nie zachowasz równowagi emocjonalnej, jeśli nie jesteś wystarczająco inteligentny, by wiedzieć, czego wymaga gra, to przegrasz. My zrobiliśmy odwrotnie. Byliśmy coraz lepsi i w pełni zasłużyliśmy na zwycięstwo – podkreślił hiszpański szkoleniowiec, niegdyś znakomity piłkarz, po którym niewielu spodziewało się, że będzie dokonywał z Arsenalem rzeczy wybitnych. Tymczasem były gracz m.in. Evertonu czy Arsenalu, któremu pozwolono popracować, wykonuje na Emirates Stadium doskonałą robotę.

Powalczy o skład?

Bardzo ciekawe, w związku z powyższym jest to, jak w jego otoczeniu odnajdzie się Jakub Kiwior. Trzeba podkreślić, że nasz obrońca będzie miał spore wyzwanie, by przedrzeć się do wyjściowego składu Arsenalu. Nie ma się co oszukiwać. Duet środkowych obrońców, żelaznych wybrańców Artety, jest – tak się wydaje – na razie nie do przeskoczenia. Francuz William Saliba, a także Brazylijczyk Gabriel, to – na obecną chwilę – zawodnicy poza zasięgiem Kiwiora. W pewnym sensie dowcip polega na tym, że Francuz był na mundialu w Katarze i zagrał tylko w jednym spotkaniu. Spędził na boisku 27. minut. Gabriel nie został w ogóle powołany do drużyny „Canarinhos”, bo trener Tite uznał, że ma lepszych obrońców.

Kwior zagrał we wszystkich czterech spotkaniach naszej drużyny narodowej na mistrzostwach świata od pierwszej do ostatniej minuty. W tej zatem klasyfikacji znacznie przewyższa swoich konkurentów. Sęk jednak w tym, że zarówno Saliba, jak i Gabriel, wyrobili sobie znakomitą markę w Premier League. Wprawdzie w ostatnim meczu Arsenal stracił dwa gole, ale trzeba podkreślić, że wcześniej w tym sezonie podobna sytuacja miała miejsce zaledwie dwa razy. Jesteśmy dziwnie przekonani, że Jakub Kiwior, który pewnie nie będzie grał „od strzału” trafił do dobrego miejsca.

Mistrzów jak na lekarstwo

Warto przypomnieć sytuację, która dotyczyła Jana Bednarka. Otóż Polak, z Lecha Poznań, trafił do Southamptonu. Mówimy o środkowym obrońcy, czyli dokładnie o takim samym zawodniku, jakim jest Kiwior. Bednarek, po transferze za sześć mln euro, pierwszych kilka miesięcy spędził w rezerwach, albo na ławce rezerwowych. Pierwsze spotkanie ligowe rozegrał w kwietniu, a do klubu trafił w sierpniu poprzedniego roku. Obecnie jego status nie jest najlepszy, ale składa się na to więcej czynników. Otóż Jan Bednarek zdecydowanie obniżył loty, przez co wypożyczono go do Aston Villi. Co ciekawe jego obecnie macierzysty zespół, czyli Southampton, zajmuje ostatnie miejsce w tabeli angielskiej ekstraklasy. Jeszcze w zeszłym roku doszło do zmiany trenera w tym klubie. Ralpha Hassenhuettla, który ratował „Świętych” przed spadkiem z Premier League, zastąpił Nathan Jones. Warto zaznaczyć, że Southampton rozważa skrócenie wypożyczenia reprezentanta Polski.

To jednak nie jest w obecnej sytuacji kluczowe. Najważniejsze jest to, by Kiwior powalczył o miejsce w składzie zespołu zmierzającego po mistrzostwo Anglii. Według przepisów musi wystąpić w pięciu spotkaniach. To nie jest nie do zrobienia. Nasz obrońca jest doskonałym ucieleśnieniem tego, że marzenia nie tyle się spełniają, co można je jeszcze bardziej rozwijać. Nie chcemy się za bardzo podniecać, ale trudno byłoby sobie wymyślić bardziej ekscytujące rozwiązanie. Dotychczas tylko Marcin Wasilewski zdobył mistrzostwo Anglii w barwach Leicester City, choć to przecież najstarsze ligowe rozgrywki na świecie. Kiwior może być tym drugim.


Na zdjęciu: Jakub Kiwior jest blisko czegoś, czego nie osiągnął żaden polski piłkarz.
Fot. Pressfocus