Czysta fantazja

SPORT: Wygląda na to, że przełomem dla was była 90 minuta środowego meczu z Miedzią, kiedy pański gol uratował Stali remis…

Jakub ARAK: – Myślę, że nie. Mecz z Miedzią był raczej dobrą lekcją. W ciągu trzech dni mieliśmy w planie dwa spotkania z zespołami, które wiosną są – moim zdaniem – w najlepszej dyspozycji. Do tego pierwszego, z legniczanami, podeszliśmy ze zbyt wielkim szacunkiem dla rywala: skupialiśmy się na nim, a nie na tym, co sami powinniśmy prezentować. W Katowicach wyciągnęliśmy wnioski; byliśmy bardziej świadomi swej wartości i chcieliśmy realizować swoją taktykę.

A jak wyszło porównanie owych dwóch mocnych ekip?

Jakub ARAK: – Miedź fantastycznie operuje piłką w ataku pozycyjnym, w związku z czym jest – myślę – bardziej kompetentnym zespołem do gry o awans. GieKSa gra bardziej z kontry. Statystyki nie kłamały: we wszystkich dotychczasowych meczach wiosennych katowiczanie mieli mniejsze posiadanie piłki, choć w dwóch spotkaniach grał z przewagą jednego zawodnika. Dlatego oddaliśmy gospodarzom inicjatywę, dzięki czemu to my – po odbiorze piłki – mieliśmy więcej miejsca na jej rozgrywanie.

Czuliście w którymś momencie, że mecz wymyka się wam spod kontroli?

Jakub ARAK: – Raczej czuliśmy trudy minionego tygodnia: trzy trudne spotkania w ciągu siedmiu dni. Organizmu się nie oszuka. Tym większa jest radość z trzech punktów w Katowicach.

Słówko o okolicznościach bramki stawiającej kropkę nad „i”?

Jakub ARAK: – To była już pełna fantazja, bo w końcowych minutach łapały mnie już skurcze. Ale po wrzucie z autu pomyślałem, że zaryzykuję jeszcze resztkami sił indywidualnej akcji, żeby już „zamknąć” ten mecz. Pewność siebie była na wysokim poziomie, bo udało się przecież ostatnio strzelić bramkę po podobnej akcji.

(DaL, mag)