Daleko do normalności

Pragniemy, by rywalizacja toczyła się bez wstrząsów i skandali, bo już mamy wystarczająco dużo smrodu wokół rodzimego hokeja – to zdanie napisaliśmy przed sezonem 2018/19. Co napisać po sezonie? Niestety – od strony organizacyjnej nadal notujemy zapaść; na szczęście – od strony od sportowej coś drgnęło, zwłaszcza jeśli popatrzeć na fazę play off. Kto był mocny na obu tych płaszczyznach, ten notował sukcesy, kto był słaby pod każdym względem, ten zniknął z powierzchni.

Piękne oczy

Przed każdym sezonem, zgodnie z wymogami spółki Polskiej Hokej Ligi, drużyny występujące w ekstralidze muszą przejść proces licencyjny, by otrzymać zgodę na grę w ekstralidze. Ale choć nie były żadną tajemnicą kłopoty natury organizacyjno-finansowe Polonii Bytom oraz Orlika Opole, to jednak oba te kluby otrzymały licencję w pierwszej kolejności. Z kolei takie tuzy hokejowe, jak GKS Tychy czy Tauron KH GKS Katowice, musiały uzupełniać wymagane dokumenty, bo na pierwszym posiedzeniu ich wnioski zostały odrzucone.

Polonia, 6-krotny mistrz kraju, musiała wycofać się z baraży o utrzymanie się w lidze. Zabrakło dobrej woli ze strony nowych władz miasta… Klub z Opola zrezygnował z dalszej rywalizacji po dwóch meczach barażowych. Casus Polonii i Orlika świadczy, że daleko nam do normalności. Wniosek na najbliższą przyszłość nasuwa się jeden: nie można przyznawać licencji na „piękne oczy”!

Odmienne części

Sezonu zasadniczego nijak nie można porównać z play offami. Oczywiście, zawsze tak było, ale ten miniony pod tym względem był wyjątkowy. Obowiązywał limit 6 obcokrajowców, zaś za każdego dodatkowego klub płacił 7,5 tys. zł. Działacze z Torunia (zyskali możnego sponsora Energę) z góry założyli, że budują zespołu w oparciu o posiłki głównie ze Wschodu. Efekt? 6. lokata w sezonie zasadniczym i porażka w ćwierćfinale play off z Podhalem Nowy Targ 2-4. Tym tropem, ale w już w trakcie sezonu, poszli działacze z Gdańska. Dwie formacje plus bramkarz to obcokrajowcy, one też nadawały ton grze. Automatyka zameldowała się w play offie, a w ćwierćfinale dzielnie walczyła z GKS-em Tychy, by ostatecznie przegrać 3-4. Marek Ziętara i jego drużyna na pewno zaliczyli ten sezon po stronie plusów.

Oryginalny i nieco inny wariant budowy zespołu wybrała Comarch Cracovia. Przed sezonem zbudowała taki skład, który wystarczył do zdobycia 5. lokaty po 42. meczach. Przed zakończeniem okresu transferowego (koniec stycznia) sprowadzono do Krakowa ośmiu zawodników, przez co „Pasy” bardzo wydatnie się wzmocniły. Wystarczyło to na wicemistrzostwo kraju…

Związkowi działacze, widząc, co się dzieje, zaproponowali kontrowersyjny przepis, uwalniając w przyszłym sezonie limit obcokrajowców. Wielu skrytykowało ten pomysł, bo wychodząc z założenia, że większość klubów nie tyle będzie zainteresowana szkoleniem młodzieży, ile angażowaniem „emerytowanych” obcokrajowców.

Komorski: Radość podwójna

Śląsk górą!

Od kilku sezonów rywalizacja o medale toczy się między zespołami Śląska i Małopolski. Kluby z północy kraju miały ambicję przełamać tę hegemonię, ale na razie są to tylko plany. Zespoły z Tychów, Katowic oraz Jastrzębia do swoich miejsc dochodzą zupełnie różną drogą. Klub JKH GKS opiera zespół na własnych wychowankach. Młodzież – wspierana z różnym skutkiem – przez obcokrajowców po raz pierwszy w historii klubu sięgnęła po Puchar Polski. Na finiszu sezonu zasadniczego oraz w play offie było już nieco gorzej. Niemniej trener Robert Kalaber oraz dyrektor sportowy Leszek Laszkiewicz zapewne wyciągną wnioski z tej lekcji. Patrząc z tej perspektywy, zespół z Jastrzębia jest najbardziej perspektywiczny z całej ligowej stawki.

Rozczarowanie spotkało kibiców z Katowic, którzy liczyli na grę drużyny w finale. Niemniej gdy Tomasz Malasiński wraz z kolegami sięgnął po brązowy medal, fani zgotowali taką fetę, jakby zdobyli złoto. Trzeba przyjąć, że trenerzy popełnili na pewnym etapie błędy w pracy. W połowie grudnia rozpoczął się regres, zawodnicy już nie odzyskali świeżości i w play offach przeżywali istne koszmary. Obcokrajowcy, zwłaszcza rodem z Finlandii, prezentowali się poniżej swojego poziomu oglądanego w sezonie 2017/18. Na plus drużynie trzeba zapisać występy w Pucharze Kontynentalnym oraz 3. lokatę w finale.

Tyska moc

GKS Tychy, obrońca tytułu mistrzowskiego, uchodził za głównego kandydata do triumfu w kolejnym sezonie, choć dużo uwagi i sił koncentrowano nie tylko na lidze, lecz również na występach w Lidze Mistrzów. Zwycięstwo nad Bolzano 5:3 i zdobycie pierwszych punktów przez nasz zespół w tych elitarnych rozgrywkach odbiło się szerokim echem. To był sygnał, że trenerzy oraz zespół nie boją się wyzwań, jakie na nich czekają w kolejnej części sezonu.

Były one spore – chyba nikt nie przypuszczał, że w play offie zespół dwa razy znajdzie się nad przepaścią, konkretnie w konfrontacjach z Gdańskiem i Nowym Targiem. Ale zdołał podnieść się z kolan, a końcowe wygrane sprawiły, że finale tyszanie byli znacznie już spokojniejsi. Trzy wygrane z rzędu z Cracovią mają swoją wymowę.

Końcowa kolejność – jak się wydaje – dobrze odzwierciedla możliwości organizacyjno-sportowe poszczególnych klubów. Choć można przyjąć i to, że niektóre drużyny nie wykorzystały do końca potencjału sportowego, jak Unia Oświęcim czy Zagłębie Sosnowiec.

 

Na zdjęciu: Takie starcia w meczach finałowych były codziennością.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ