Damian Michalik: Chciałem się przypomnieć Katowicom

Rozmowa z Damianem Michalikiem, pomocnikiem Stali Rzeszów.


Jak nastrój?
Damian MICHALIK:
– Emocje opadły, myślimy już o piątku. Przed nami Resovia, najważniejszy mecz w sezonie.

A wracając do wtorkowego wieczoru w Katowicach…
Damian MICHALIK:
– GieKSa miała optyczną przewagę, częściej była przy piłce, ale nic z tego nie wynikało. Dobrze się broniliśmy, mądrze i skutecznie. Z gry stworzyliśmy sobie lepsze sytuacje. Uważam, że zasłużenie wygraliśmy. Mogliśmy nawet wygrać wyżej, ale i tak cieszy wynik 2:0. Najważniejsze, że jest zero z tyłu i przedłużona świetna seria, która daje nam coraz większą pewność. Mam nadzieję, że to zaowocuje w derbach.

Grał pan kiedyś w takim deszczu?
Damian MICHALIK:
– Szczerze, to nigdy. Taka ulewa… Nie było prawie nic widać, buty miałem pełne wody. Istna powódź na boisku, pierwszy raz z czymś takim miałem do czynienia. „Babole”, poślizgnięcia… Dramat. Niektórzy proponowali sędziemu, by to przerwał. „Nie da się grać!” – krzyczano, ale odpowiedział, że skoro nie walą pioruny, nie ma burzy, to nie będzie tego przerywał. Słyszałem, że nawet bardziej naciskała na to GieKSa.

Panu najwyraźniej się spodobało, bo w momencie największego oberwania chmury padł gol na 0:1.
Damian MICHALIK:
– Miałem z tyłu głowy, że skoro jest taka pogoda, to po prostu trzeba oddawać strzały, dać szansę popełnić błąd rywalom, bramkarzowi. Strzeliłem, pomógł rykoszet, objęliśmy prowadzenie.

Portal 90minut.pl zapisał tę bramkę jako „swojaka” Michała Gałeckiego.
Damian MICHALIK: – Ja oczywiście zostawiłbym ją sobie! (śmiech). Już z dwóch asyst mnie w tym sezonie „okradziono”, na jednym czy drugim portalu, ale pal to licho. Najważniejsze, byśmy w piątek wygrali, wtedy wszystko – łącznie z indywidualnymi statystykami – zejdzie na dalszy plan.

Po bramce odwrócił się pan do trybuny głównej i wskazał na nazwisko na koszulce.
Damian MICHALIK:– Mój półroczny pobyt tutaj nie należał do najlepszych w mojej przygodzie z piłką. Sposób, w jaki mnie wtedy potraktowano – pozbyto się mnie już po półroczu – powodował, że chciałem się przypomnieć kibicom w Katowicach. Cieszę się, że stało się to w taki sposób.

To był pański najlepszy występ na Bukowej?
Damian MICHALIK:
– Tak myślę. W czerwcu też nie było źle, ale drużyna przegrała. Teraz zdobyłem bardzo ważną bramkę, wygraliśmy. Zaliczam go zatem jako najlepszy.


Przeczytaj jeszcze: Zbici, ale mocniejsi


W Rzeszowie złapał pan stabilizację po okresie częstej zmiany klubów.
Damian MICHALIK:
– Czas gra na moją korzyść. Im dłużej jestem w danym klubie, tym lepiej się czuję. Tak było w Grudziądzu, gdzie spędziłem dwa dobre lata, tak jest teraz w Stali, do której trafiłem rok temu z Rakowa. Może w moim przypadku proces aklimatyzacji trwa dłużej, ale potem odpłacam się dobrą grą. Nie pamiętam, kiedy miałem tak dobrą rundę, jeśli chodzi o liczby. Trochę już pograłem, ale to chyba najlepsza runda w mojej przygodzie z piłką seniorską. Wiem, że będzie jeszcze lepiej. Czuję się dobrze, czuję się mocny, choć jesień miałem przecież straconą. Zdarzyła się nawet przykra przygoda, bo wylądowałem w szpitalu z podejrzeniem zapalenia osierdzia. Lekarze straszyli mnie, że przez pół roku nie będę mógł niczego robić – po prostu zero aktywności – ale wyszedłem z tego. Przez miesiąc leczyłem też mięsień dwugłowy, dlatego teraz doceniam to, że zdrowie mi dopisuje i staram się odwdzięczyć na boisku.

Kontrakt ze Stalą ma pan ważny jeszcze przez rok.
Damian MICHALIK: –
Jest jeszcze opcja przedłużenia go o kolejny sezon. Spokojnie. Zagrajmy na razie ten finał, wygrajmy go, pozwólmy się pocieszyć kibicom, sprawmy radość i niespodziankę samym sobie.

Niespodziankę?
Damian MICHALIK:
– Tak, bo z przebiegu sezonu nasz awans byłby niespodzianką. Oczywiście, rok temu zakładaliśmy miejsce w szóstce, a głosy w środowisku i wśród kibiców były takie, że powinniśmy śmiało powalczyć o bezpośrednią promocję do pierwszej ligi, ale przecież bywało różnie. Miesiąc temu wylądowaliśmy w strefie spadkowej. Wtedy chyba nikt nie myślał, że przed nami będzie finał baraży. W drużynie jest jednak megapotencjał. Potrzebowaliśmy trochę czasu i… chyba prztyczka w nos. Znaleźliśmy się pod kreską, zapaliła się czerwona lampka, zdaliśmy sobie sprawę, że musimy szybko wziąć się w garść. To nas zmotywowało, podziałało. Obudziliśmy się, wzięliśmy do robot, zaczęliśmy punktować. Z meczu na mecz nasza gra wygląda lepiej, złapaliśmy pewność, stwarzamy sporo sytuacji. Chyba widać, że jesteśmy mocni.

Mieszka pan w Rzeszowie od ponad roku. Rozumie pan już, czym są derby Stali z Resovią?
Damian MICHALIK:
– Nie da się tego nie czuć, bo kibice tu na każdym kroku żyją piłką. Stosunki między fanami Stali i Resovii są gorące. Zdaję sobie sprawę doskonale, jak wielki to mecz dla całego miasta. Nie mogę się doczekać. Mam nadzieję, że okażemy się o tę jedną bramkę lepsi.

Resovia grała we wtorek 120 minut i rzuty karne w odległym Bytowie. To może mieć znaczenie?
Damian MICHALIK:
– Na pewno. Za nami dwa intensywne miesiące, mecze co 3 dni. Dogrywka, daleka podróż… To w jakimś stopniu na zawodnikach Resovii się odbije, nikt im przecież tych 120 minut z nóg nie wyciągnie, ale na pewno wybiegną na boisko i nie odpuszczą, a przed swoją publicznością dadzą z siebie jeszcze coś ekstra.

GieKSa w finale barażu będzie trzymała za was kciuki. Jeśli awansujecie, odpadnie jej poważny rywal na kolejny sezon.
Damian MICHALIK: – Słyszałem już takie głosy po wtorkowym meczu od ludzi z Katowic. Chcemy jednak wygrać przede wszystkim dla siebie i naszych kibiców.

Jest pan zdziwiony, że GKS i Widzew miały w tym sezonie takie problemy?
Damian MICHALIK:
– Szczerze? Nie jestem, bo ta liga jest nieobliczalna, niemożliwa, każdy z każdym może wygrać. W I lidze wyglądało to podobnie. Po prostu poziom się wyrównuje. Może są dwa, trzy, cztery słabsze zespoły, które nie chcą grać w piłkę i tylko się bronią licząc na kontry, ale poza tym stawka jest wyrównana. Dlatego z jednej strony mnie to nie dziwi, a z drugiej, patrząc na kadry, jakimi dysponują te zespoły, jakim zapleczem – to dla kibiców może być to sytuacja nie do zrozumienia.