Daniel Tanżyna: Król Bytomia jest tylko jeden!

„Wygląda na to, że opinie mówiące, iż będzie zawodnikiem przerastającym swoimi umiejętnościami II ligę, wcale nie były na wyrost”. Wie pan, o kim napisano tak na stronie „Widzew To My” po wygranym meczu w Wejherowie?
Daniel TANŻYNA: (śmiech). Dochodzi to do mnie… Dużych portali o Widzewie nie brakuje, na większość wpada po kilka informacji dziennie, dlatego zawsze ktoś mi coś podrzuci. Co mogę powiedzieć? W głowie mam zakodowane tylko to, by w każdym treningu i meczu sumiennie wykonywać swoją pracę, udowadniając całemu widzewskiemu środowisku, że takie opinie nie są na wyrost.

 

Na Twittera wrzucił pan zdjęcie okładki „Wielkiego Widzewa” autorstwa Marka Wawrzynowskiego. Przeczytany?
Daniel TANŻYNA: Calutki! Bardzo fajna książka. Polecam tym, którzy lubią literaturę związaną z piłką i sportem – ale nie tylko. Lubię poczytać historie z dawnych lat. Jak Zbigniew Boniek nie strzelił w Bydgoszczy rzutu karnego, Zdzisław Krzyszkowiak posądził go o sprzedaż meczu, a w odpowiedzi został zrugany. 17-latek powiedział lekkoatletycznej legendzie Zawiszy, co o nim myśli! Lektura „Wielkiego Widzewa” tylko utwierdziła mnie w tym, że trafiłem do wielkiego klubu, który dzięki meczom z Liverpoolem czy Juventusem stał się drużyną całej Polski.

 

Kto polecił książkę?
Daniel TANŻYNA: Sam kupiłem, w klubowym sklepiku! Zawitałem do niego szybko. Przyszedłem po kubek, by mieć w szatni z czego wypić kawę, a w oko wpadła mi też książka. Gdy będzie okazja i spotkamy się na Śląsku, podaruję ją trenerowi Koniarkowi.

 

Na razie Ślązacy przyjadą do pana, bo w sobotę gracie z ROW-em Rybnik. Jakie ma pan skojarzenia z tym klubem?
Daniel TANŻYNA: Z rodzinnego domu w Rogowie na stadion mam 20 kilometrów. Nigdy nie było jednak tematu, bym mógł tam trafić. Grałem w Odrze Wodzisław – przedzierając się od wojewódzkiej ligi juniorów, Młodą Ekstraklasę, aż do kadry pierwszego zespołu – a w Rybniku była wtedy niższa klasa rozgrywkowa. W pamięci utkwiło mi, gdy w II lidze ROW przyjechał do Tychów. Wygraliśmy 3:1 po hat tricku Łukasza Grzeszczyka. Więcej niż skojarzeń, mam jednak… znajomych. Z Robertem Tkoczem i Przemkiem Szkatułą graliśmy w Rozwoju. Obaj też pochodzą z południa Śląska – „Diego” jest z Pszowa, a „Szkati” – Łazisk Rybnickich, ale na treningi wspólnie nie jeździliśmy, bo mieszkałem wtedy w Katowicach. Z Mateuszem Bukowcem przez dwa lata dzieliliśmy szatnię w Tychach. Do dziś utrzymuję też kontakt z trenerem Jackiem Trzeciakiem.

 

Jesteście na „ty”?
Daniel TANŻYNA: Nie, nie. Choć mamy relacje koleżeńskie, to zawsze na „trenerze”. Z szacunkiem! Nie mieliśmy okazji razem grać, bo w Polonii Bytom był już asystentem trenera Fornalaka. Mieszkaliśmy blisko siebie, przy rynku. Pamiętam, że kiedyś wracaliśmy autem trenera Jacka z klubu. Zaparkował, wysiedliśmy… Obok siedziało sobie dwóch gości. Groźnie wyglądali. I nagle:

– Witamy królu Jacku!

– Dzień dobry, dzień dobry…

– Królu Jacku, będziemy tego auta królowi pilnować całą noc!

Na kolejny dzień też umówiłem się z trenerem, pytając, czy mogę się z nim zabrać na zajęcia. Rano wychodzę z klatki i patrzę – a ci dwaj goście siedzą koło auta. Chyba faktycznie pilnowali! Od tamtej pory powtarzam, że król Bytomia jest tylko jeden. Ma szacunek u ludzi. Nie dziwi mnie to, bo jest fajnym gościem.

 

W sobotę będzie chciał urwać wam punkty. Czerwona latarnia u lidera…
Daniel TANŻYNA:  Ale to zawsze jest złudne. Nie przywiązuję do tego wagi, bo każdy zespół przyjeżdżając na Widzew jest naładowany. Chce zagrać dobry mecz i urwać punkty. Przy tej ekstraklasowej otoczce (na trybunach może zasiąść komplet 18 tysięcy widzów – przyp. red.) wielu zawodników wspina się na wyżyny swoich możliwości. Nie mam wątpliwości, że ROW będzie niewygodnym rywalem. My jednak sumiennie trenowaliśmy i jesteśmy dobrze przygotowani do tej wiosny.

 

Ostatnie 2,5 roku grał pan w I-ligowym GKS-ie Tychy. Jakie ma pan refleksje po powrocie do walki o punkty piętro niżej?
Daniel TANŻYNA:  W Wejherowie mieliśmy bardzo trudny mecz, tam jeszcze niejedna drużyna zgubi punkty. Infrastruktura nie pozwalała na wielkie widowisko. Wygraliśmy charakterem, zadziornością. Odpowiedzieliśmy Gryfowi walecznością, dokładając do tego piłkarskie umiejętności, co pozwoliło na odniesienie ważnej wygranej 2:1.

 

Więcej jest łokci i walki fizycznej niż na zapleczu ekstraklasy?
Daniel TANŻYNA:  Nie ocenię tego przez pryzmat jednego spotkania. Łatwiej będzie odpowiedzieć za 2-3 kolejki, gdy boiska będą w lepszym stanie – bardziej sprzyjając piłkarskim aspektom. Bo piłkarsko mamy mocną drużynę, do tego liczną kadrę. Pod tym względem powinniśmy górować nad przeciwnikami.

 

Z jakimi odczuciami czeka pan na debiut przed łódzką publicznością?
Daniel TANŻYNA:  Doczekać się nie umiem! Jest dreszczyk emocji. Gdy w Tychach graliśmy derby z Górnikiem, Ruchem czy GKS-em Katowice, a na trybunach było po 10 tysięcy widzów, czułem się bardzo dobrze. Wypatrywałem tych meczów, serce się radowało. Teraz tym bardziej się raduję przed grą w „Sercu Łodzi”. Otoczka wokół Widzewa jest niesamowita. Do Wejherowa przyjechało za nami 400 kibiców, na prezentacji – zorganizowanej przy okazji meczu koszykarek – była pełna hala. A to tylko przedsmak tego, co będzie na Piłsudskiego 138. „Czekaj, aż usłyszysz, jak Zegar krzyknie” – powtarzają mi koledzy…

 

Daniel Tanżyna w Widzewie Łódź
Daniel Tanżyna (w środku) miał udział w pierwszym zwycięstwie Widzewa na wiosnę i już nie może się doczekać występu przed łódzką widownią.
Fot. Tomasz Zasiński/400mm.pl