Nie przyszedłem tu na dwa miesiące
DARIUSZ LEŚNIKOWSKI, MACIEJ GRYGIERCZYK: W bezbramkowo zremisowanym meczu w Łęcznej w jedenastce Ruchu wybiegli Mateusz Bogusz, Kamil Słoma, Bartłomiej Kulejewski i wypożyczony z Legii Mateusz Hołownia, zaś Artur Balicki wszedł z ławki. O czym to świadczy?
DARIUSZ FORNALAK: – To wy możecie sobie szukać odpowiedzi na to pytanie. Czterech młodzieżowców od pierwszej minuty… Jedna z moich pierwszych decyzji – być może okaże się, że ważna – to Mateusz Bogusz w podstawowym składzie na mecz z Olimpią Grudziądz. Miałem to szczęście, że oglądałem wcześniej spotkanie Polska – Irlandia U-17. Coś mnie tknęło, by zwracać na niego uwagę.
Skoro pana jeszcze wtedy przy Cichej nie było, to co mogło tknąć?
DARIUSZ FORNALAK: – Staram się oglądać mecze reprezentacji młodzieżowych. Śledząc piłkarskie informacje, na te związane z Ruchem siłą rzeczy zwraca się zawsze baczniejszą uwagę. Słyszało się, że „Bogusz to, Bogusz tamto”. Mateusz grał w spotkaniu z Irlandią solidnie.
Gdy trafiłem do klubu, uznałem, że coś trzeba zmienić. Marzenia o Ruchu w przyszłości mogą krążyć tylko wokół jednego. Jestem ostatnim pokoleniem, które odnosiło sukcesy w tym klubie; przy czym sukcesem nazywam nie drugie czy trzecie miejsce, ale wygranie czegoś. Moje pokolenie jako ostatnie coś dla tego klubu wygrało – zdobyło mistrzostwo i Puchar Polski.
Mam tamten obraz przed oczami i wiem, jak to się budowało; dlaczego ten sukces mógł być w ogóle wtedy (1989 rok – dop. red.) możliwy. Czasy były inne. Górnik był wówczas mistrzem cztery razy z rzędu. W Zabrzu grali sami reprezentanci Polski. Najlepsi ludzie w kraju szli tam i nie mieli prawa nie zdobyć tytułu. My przeciwstawiliśmy się tym, czym Ruch się zawsze wyróżniał. Klimatem. Ludźmi, którzy funkcjonują w określonym środowisku i bez mrugnięcia okiem pójdą w jednym kierunku.
Dziś stworzenie takiego klimatu przy Cichej jest możliwe?
DARIUSZ FORNALAK: – Powtórzę – wiem, że czasy są inne. Ale jeśli czegoś nie zaczniemy, to nasze marzenia nigdy się nie ziszczą. Nawet jeśli w drużynie te proporcje byłyby 50 na 50, to już świadczyłyby o obraniu konkretnego kierunku. Tym bardziej cieszy mnie, że jeden, drugi, trzeci junior – bo to juniorzy! – wychodzi na mecz w pierwszej lidze w tak trudnym momencie i daje radę.
Ubolewam, że sytuacja Ruchu jest, jaka jest. Zdajemy sobie sprawę, że każdy z tych młodych ludzi ma prawo popełniać błędy. I oni będą je popełniać. Jeden mecz będzie lepszy, drugi gorszy. Dzieje się to w takim czasie, gdy każda pomyłka jest bardzo kosztowna. Ktoś powie mi – „no tak, ale nam potrzeba punktów”. Zgodzę się z tym. Taką drogę jednak wybrałem i myślę, że z niej nie zejdę.
Niezależnie od wszystkiego?
DARIUSZ FORNALAK: – Każdy pyta o plan „B”. Przychodząc do Ruchu powiedziałem ludziom, którzy chcieli mnie zatrudnić, że nie interesuje mnie praca na dwa miesiące. Tak na dobrą sprawę, teraz nie mam przecież wielkiego wpływu na to, czy drużyna zdobędzie 3 punkty, czy 30. Mamy bagaż trudnych doświadczeń. Sześć punktów nam zabrano i już ich nikt nie dopisze. Ta szatnia musi sobie z tym radzić i jest jej bardzo ciężko.
Z drugiej strony, dla większości tych chłopaków to olbrzymia szansa. Gra w pierwszym składzie takiego klubu to spełnienie marzeń, ale też olbrzymia odpowiedzialność. Przychodzą takie decydujące momenty, jak w Łęcznej, kiedy młody chłopak nie trafia do pustej bramki.
Co możemy zrobić? Zganić? Nie, co najwyżej spokojnie przeanalizować. To brak doświadczenia w nogach, ale i głowie. Ten chłopak przecież będzie dalej funkcjonował, dalej grał. Być może w innym układzie mielibyśmy dwa punkty więcej, ale to tylko gdybanie. Trzeba to brać na klatę. Jeśli chcemy taką drogę obrać, to musimy mieć świadomość, że pracujemy z grupą ludzi, która dopiero nabiera doświadczenia.
Z każdym meczem, odprawą, treningiem, oni dopiero się uczą. Jasne, że chciałoby się, by uczyli się w warunkach bardziej komfortowych. Drużyna w ekstraklasie, na bezpiecznym miejscu w tabeli… Wtedy systematycznie mógłby wchodzić do składu jeden, drugi, może kolejny młodzieżowiec. Ruch jednak jest gdzieś indziej. Nie mamy czasu, ale chcemy, by ci młodzi zawodnicy byli przyszłością tego klubu i na nich się opieramy. Bez względu na to, co się wydarzy.
Są następni?
DARIUSZ FORNALAK: – To, że mamy utalentowaną młodzież, jest poza dyskusją. To już wiem. Jeszcze nie będąc tutaj, wiele rozmawiało się o Ruchu. Nie potrafiłem zrozumieć, że sprzedaje się młodego człowieka – strzelam – za 200 albo 300 tysięcy euro, który nie rozegrał ani jednego spotkania w barwach Ruchu.
Kamil Grabara, Przemysław Bargiel?
DARIUSZ FORNALAK: – Na przykład. Na pewno Bargiel albo ludzie z jego otoczenia byli innego zdania i uważali, że tylko taki krok, odejście z Ruchu, pozwoli mu się rozwinąć. Ja twierdzę, że nie. Gdy więc mamy utalentowanego zawodnika, to chciejmy, aby był pierwszoplanowa postacią tego zespołu. Jeśli jest to dobry zawodnik, europejskiego formatu, to trzeba go sprzedać za 3-4 miliony euro. I powiedzieć: „Tak, wychowaliśmy piłkarza!”.
Bardzo dobrze życzę Przemkowi i chciałbym, żeby wybiegał w podstawowym składzie na San Siro. Nie chciałbym za to, by Milan w pewnym momencie zaczął wypożyczać go – raz, drugi, trzeci – do niższej ligi. Wtedy to wszystko się rozmyje; nie wiem też, co z tego będzie miał Ruch. Być może jakiś procent, ale na pewno nie taki, który nas by satysfakcjonował.
Jak takiego chłopaka przekonać, by nie odchodził do Milanu, tylko został przy Cichej?
DARIUSZ FORNALAK: – No właśnie! Dlatego ten problem jest bardzo złożony i nie dotyczy tylko Ruchu. Miałem do czynienia z takim zawodnikiem jak Jakub Świerczok. Śmieję się, że pokazałem go światu. Wyciągnąłem go z Młodej Ekstraklasy, stał się podstawowym zawodnikiem Polonii Bytom, która – tak jak Ruch – broniła się przed spadkiem z pierwszej ligi. Sprzedano go (do Kaiserslautern – dop. red), trener nie miał nic do powiedzenia, a potem wieszano na trenerze psy, bo zespół się nie utrzymał. Zabrakło nam punktu.
Spadku uniknęliśmy „kuchennymi drzwiami”, dzięki wycofaniu Radzionkowa. Patrząc z perspektywy trenera, pozbyto się po jednej rundzie podstawowego napastnika, gwaranta kilkunastu goli. Być może po kolejnej rundzie byłby jeszcze więcej warty.
Tego się nie dowiemy. Ale jak przekonać tego zawodnika, by został w Bytomiu? Nie ma szans. Żadnych. Można marzyć, że w klubie wychowujemy piłkarza pokroju Bargiela czy Świerczoka. Grają w pierwszym zespole przez jeden, drugi sezon.
W ekstraklasie o to łatwiej.
DARIUSZ FORNALAK: – Ruch grał w ekstraklasie! Nie przypominam sobie jednak milionowych transferów wychowanków. Obraliśmy kierunek, ale jest szereg czynników, które mogą spowodować, że nie będzie to w realizacji proste.
Gdyby obowiązywała wersja, że „pierwsza liga albo śmierć”, to w Łęcznej pewnie zagrałby nie Kulejewski, a na przykład Miłosz Trojak.
DARIUSZ FORNALAK: – Zostało dziewięć kolejek do końca. Przed meczem w Łęcznej zapytałem w szatni: „Czy stać nas na odniesienie dziesięciu zwycięstw?”. Tak, stać! Te trzy spotkania, odkąd przyszedłem, to pokazały. Boli, bo zanotowaliśmy trzy remisy, a 7 punktów było naprawdę na wyciągnięcie ręki. Zremisowaliśmy z Olimpią Grudziądz, która nie oddała celnego strzału na naszą bramkę.
Z Chojniczanką przed meczem być może wziąłbym remis w ciemno, ale nie w takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy. Wicelider zagroził nam tylko po stałych fragmentach gry, a my mieliśmy sporo szans. Spotkanie w Łęcznej z kolei to kuriozum. Działy się niewyobrażalne rzeczy, a nie padły gole i dopisaliśmy tylko jeden punkt. W dalszym ciągu uważam jednak, że ta drużyna może wygrać taką liczbę meczów, by się utrzymać.
Z pewnej drogi nie zejdziemy. Nie miałoby sensu przyjście tu na dwa miesiące, szukanie kwadratowych jaj, szalonych rozwiązań. No bo co, mielibyśmy jeszcze kogoś transferować?!
Bogusław Baniak po remisie w Łęcznej powiedział: „Jesteśmy strażakami”, na co pan odparł natychmiast: „Ja jestem trenerem”.
DARIUSZ FORNALAK: – Trener Baniak być może tak do tego podchodzi. Mieszka w Szczecinie, Łęczna to kawałek drogi, pierwszy raz jest „górnikiem”… Myślę, że powiedziałby to samo, co ja, gdyby teraz pracował w Pogoni. Nie, strażakiem nie jestem. Chcemy tu coś zbudować.
Jest inżynier, będą stroje
Ponad 2,1 mln zł – na tyle opiewać będzie umowa z inżynierem kontraktu, czyli firmą, która będzie nadzorowała przebieg budowy nowego stadionu w Chorzowie. Przetarg wygrała Sweco Consluting sp. z o.o, mająca swoją siedzibę w Poznaniu, a posiadająca doświadczenie w realizacji zamówień publicznych m.in. przy okazji budów obiektów w Bielsku-Białej i Zabrzu. W Chorzowie wciąż mają nadzieję, że zwyczajowa „pierwsza łopata” zostanie wbita przy Cichej jeszcze w tym roku.
Dziś 98. rocznicę powstania klub świętować będzie oczywiście na starym stadionie. Na murawę oba zespoły zostaną wyprowadzone przez zawodników klubowej akademii, ubranych w stroje, o które zadbało stowarzyszenie kibiców Wielki Ruch. To znak, że współpraca między stowarzyszeniem a klubem zacieśnia się.
– Przed meczem z Pogonią Siedlce pozyskaliśmy partnera, który za każde 1920 widzów na trybunach ufunduje dla akademii komplet strojów – poinformował nas Piotr Jarzębak, prezes Wielkiego Ruchu. Celem jest więc dziś frekwencja wynosząca co najmniej 6000 widzów, co oznaczałoby ufundowanie trzech kompletów strojów.