Dawid Gnojny: Stać mnie na więcej

W Suwałkach strzelił pan swojego pierwszego gola dla GKS-u Jastrzębie i w ogóle w I lidze. Podwójna radość i satysfakcja?
Dawid GOJNY: – Na pewno tak, chociaż najważniejsza jest zawsze drużyna. Cieszę się, że moja bramka i asysta przyczyniły się do naszego zwycięstwa. W ROW-ie Rybnik na pierwszego gola czekałem ponad trzy lata, teraz udało się już w 18 meczu, więc jest progres.

Statystyki są dla pana ważne?
Dawid GOJNY: – Nie będę ukrywał, że tak, chociaż jak zaznaczyłem na wstępie, na pierwszym planie jest wynik drużyny. Do tej pory strzeliłem jednego gola, dorzuciłem do tego trzy asysty i wywalczyłem jeden rzut karny, więc tragedii nie ma. Chociaż mogłem mieć znacznie więcej asyst, ale po moich podaniach koledzy zmarnowali doskonałe okazje do zdobycia gola. W ostatnim meczu z Wigrami na przykład Kamil Adamek, który z kilku metrów strzelając głową posłał piłkę obok bramki. To było w momencie, gdy prowadziliśmy 3:1.

W kilku wcześniejszych meczach miał pan okazje do zdobycia bramki. Czego wtedy zabrakło, by piłka wylądowała w siatce rywali?
Dawid GOJNY: – Myślę, że przede wszystkim szczęścia i trochę precyzji. Albo moje strzały obronił bramkarz, albo futbolówka minimalnie mijała cel. Czasu się już nie cofnie, więc nie ma sensu wracać do tamtych sytuacji, trzeba patrzeć przed siebie, na czekające mnie mecze. Myślę pozytywnie i wierzę, że do końca rundy jeszcze coś „ustrzelę”.

W meczu z Wigrami strzelił pan nie tylko gola, ale zaliczył również asystę przy trafieniu Patryka Skóreckiego. To był pana najlepszy występ w tym sezonie?
Dawid GOJNY: – Pod względem statystycznym na pewno tak, chociaż zdarzały mi się już lepsze mecze. Na przykład spotkanie z Bytovią. Z Wigrami w I połowie byłem praktycznie bezrobotny, bo większość akcji szła naszą prawą stroną. W przerwie powiedziałem sobie, że muszę bardziej być widoczny na boisku, no i udało się. Ale zaręczam, że stać mnie na więcej. Przy straconej bramce mogłem się lepiej zachować.

Trener Jarosław Skrobacz jeszcze w żadnym meczu nie ośmielił się pana zmienić. Ma pan przysłowiowe końskie zdrowie?
Dawid GOJNY: – Cieszy mnie to, że trener Skrobacz ma do mnie całkowite zaufanie. W okresie przygotowawczym solidnie pracowałem, trener na mnie postawił i teraz powoli mu się za to odwdzięczam. Czy jestem nie do zdarcia? Powiem szczerze – im dłużej trwa mecz, tym więcej mam sił (śmiech). Tak naprawdę rozkręcam się dopiero w drugiej połowie i zawsze martwię się, że czas tak szybko leci.

Jak na obrońcę łapie pan niewiele kartek. W ROW-ie Rybnik, w którym grał pan wcześniej, górny pułap to sześć upomnień. W bieżących rozgrywkach tylko raz sędzia ukarał pana „żółtkiem”. To znaczy, że gra pan ostrożnie?
Dawid GOJNY: – Też to analizowałem i wychodzi na to, że najwięcej w tym pomaga prawidłowe ustawienie i czytanie gry. Często potrafię odgadnąć zamiary przeciwnika i to jest połowa sukcesu, by czysto odebrać mu piłkę. Do tej pory zobaczyłem żółtą kartkę w Opolu, ale nie będę ściemniał – należała mi się. Może uda mi się dotrwać do końca sezonu bez meczu pauzy z powodu kartek, w Rybniku zawsze w jednej kolejce musiałem „odpocząć”.

Przed wami mecz z liderem tabeli, Rakowem Częstochowa. Na wyjeździe potrafiliście drużynie Marka Papszuna urwać punkt. Jak pan wspomina tamten mecz?
Dawid GOJNY: – Pierwszego gola z Rakowem straciliśmy po stałym fragmencie gry, drugiego w kuriozalnych okolicznościach i nawet nie chce mi się do tego wracać. Przegrywając dwoma bramkami nie mieliśmy nic do stracenia. Zagraliśmy agresywnie, wysokim pressingiem i odrobiliśmy straty. Remis w Częstochowie był dla nas jak zwycięstwo.

W sobotę zadowoli was remis z tak silnym przeciwnikiem?
Dawid GOJNY: – Raków jest w gazie, ale my będziemy starali się z nim wygrać. Jak to wyjedzie, zweryfikuje boisko, ale na pewno nie boimy się lidera. To nasz ostatni mecz w sezonie przed własną publicznością, więc będziemy chcieli pozostawić po sobie dobre wrażenie i tanio skóry na pewno nie sprzedamy.