Dawid Konarski rywalizacji się nie boi

Mam nadzieję wrócić na zwycięską ścieżkę, być w play off i walczyć do ostatniej piłki tego sezonu o medale – Dawid Konarski zdradził powody przyjścia do zawierciańskiego klubu.


„Jurajscy rycerze” w dwóch ostatnich sezonach rozczarowali. Nie udało im się nawet zbliżyć do wyniku z 2019 roku, gdy niewiele brakowały, by wywalczyli historyczny, bo pierwszy medal. Skończyło się wtedy na czwartym miejscu. Przed nowymi rozgrywkami mocno się więc zbroją, by znów być liczącą się siłą w kraju.

Pozyskali już m.in. serbskiego gwiazdora, Urosa Kovacevicia, doświadczonego argentyńskiego przyjmującego Facundo Conte, środkowych Michała Szalachę i Miłosza Zniczszoła oraz rozgrywającego Miguela Tavaresa.

Coś udowodnić

Teraz dołączył do nich Dawid Konarski. To jeden z najbardziej utytułowanych polskich siatkarzy. Jest jednym z zaledwie pięciu graczy, którzy wygrywali mistrzostwa świata zarówno w 2014, jak i 2018 roku. W barwach reprezentacji zdobywał też brązowe medale mistrzostw Europy i Pucharu Świata. Jest też olimpijczykiem z Rio de Janeiro.

– Dwukrotnego mistrza świata nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Dawid trafia do nas po niezbyt udanym sezonie, na dodatek pozbawiony szansy wyjazdu na igrzyska olimpijskie. Dlatego też jestem przekonany, że w naszych barwach, mimo bogatego CV, będzie chciał coś udowodnić – zauważył prezes Aluronu CMC Warty Kryspin Baran.

– W najlepszym do tej pory sezonie naszego klubu Mateusz Malinowski i Grzegorz Bociek świetnie uzupełniali się na pozycji atakującego, prezentując odmienne walory. Wierzymy, że podobnie będzie w nadchodzących rozgrywkach, a komplementarność atutów „Maliny” i „Konara” będzie jednym z kluczy do sukcesu – dodał.

Wrócić na zwycięską ścieżkę

Faktycznie, ostatni sezon w wykonaniu Konarskiego nie należał do najlepszych. Wraz z Czarnymi Radom zajął dopiero 12 miejsce. Atakujący wystąpił w 22 spotkaniach, w których zdobył 341 punktów, kończąc 299 z 615 ataków, dokładając do tego 28 bloków oraz 14 asów serwisowych.

– Nie ukrywam, że ostatni sezon był dużo poniżej oczekiwań moich i byłego klubu, więc mam nadzieję wrócić na zwycięską ścieżkę, być w play offie i walczyć do ostatniej piłki tego sezonu o medale. Chcę swoją osobą pomóc w walce o historyczny wynik. Wierzę w to głęboko, że z tych nazwisk, które są tutaj w Zawierciu, stworzymy super ekipę i będziemy walczyć w każdym meczu o zwycięstwo – przyznał Konarski, którego w Aluronie CMC Warcie czeka trudna walka o podstawowy skład z Mateuszem Malinowskim, który w ostatnich latach wyrósł na czołowego bombardiera ligi. Doświadczony atakujący nie boi się jednak rywalizacji.

– W Kędzierzynie-Koźlu był Grzesiu Bociek i Dominik Witczak, Kuba Bucki w Jastrzębiu, więc to nie jest tak, że ten kolega na tej samej pozycji jest gdzieś łatwiejszy czy trudniejszy. Zawsze trzeba dawać z siebie wszystko na treningach, żeby trener miał łatwiejszą decyzję i czyste sumienie, kogo posłać na plac boju. Oczywiście, Mateusz zrobił w ostatnich latach duży progres, wcześniej był głównie zmiennikiem, teraz dużo częściej grał w podstawowej szóstce i się sprawdził. Będzie ciekawie, ja rywalizacji się nie boję. Gdybym miał jakieś obawy, to bym w siatkówkę nie grał, tylko zajął się graniem na PlayStation – ocenił Konarski.

Pożegnanie z kadrą na własnych warunkach

W tym sezonie siatkarz stracił miejsce w kadrze. Do Tokio nie jedzie. Z reprezentacji Polski nie zamierza jednak tak łatwo rezygnować. – Zobaczymy, kto będzie trenerem reprezentacji, czy zostanie Vital, czy będzie nowy selekcjoner i czy będzie mnie widział w swojej wizji zespołu? Będę robił wszystko, żebyśmy osiągnęli jako drużyna jak najlepszy wynik. Indywidualnie też oczywiście będę chciał grać jak najlepiej, żeby wrócić do reprezentacji. Jak już kiedyś wspominałem, chciałbym skończyć tę przygodę reprezentacyjną na swoich warunkach, po którymś z turniejów, gdy sam powiem, że to jest ten ostatni. Wtedy chcę się z kadrą pożegnać, a nie tak, jak to miało miejsce w tym sezonie – zadeklarował.


Na zdjęciu: Dawid Konarski przez lata przyzwyczaił się grać o najwyższe cele, więc rok spędzony w Radomiu mocno go rozczarował.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus