Kownacki: Ograć Portugalię i potańcować

Adam GODLEWSKI: Czy to prawda, że po mundialu grał pan w młodzieżówce tak naprawdę na własną prośbę? Podobno jeszcze podczas pobytu biało-czerwonych w Rosji na mistrzostwach świata, odbył pan rozmowę na ten temat z szefem PZPN, Zbigniewem Bońkiem.

Dawid KOWNACKI: – Dyskutowaliśmy z prezesem, i otwarcie powiedziałem, że jeśli będzie taka wola i przyzwolenie, to – mimo występu w Rosji w pierwszej reprezentacji – będę nadal chciał grać w młodzieżówce. Byłem przecież jej kapitanem od początku, więc nawet nie wypadało, żebym w połowie drogi zostawił kolegów. Kapitan z okrętu zawsze schodzi ostatni, przynajmniej ja właśnie w ten sposób pojmuję tę funkcję.

Rozumiem, że z perspektywy czasu nie mam pan wątpliwości, że warto było zostać w kadrze U-21?

Dawid KOWNACKI: – Jestem zadowolony z podjętej decyzji. W okresie pomundialowym nie byłem w topowej formie, być może z tego powodu, że znacznie później rozpocząłem przygotowania do sezonu niż większość kolegów w klubie. I chyba właśnie z tego powodu przegrałem rywalizację w Sampdorii, gdzie musiałem zadowalać się początkowo kilkuminutowymi występami.

Patrząc choćby z tej perspektywy, trudno byłoby mi rywalizować o miejsce w pierwszej reprezentacji Polski, biorąc pod uwagę poziom, jaki prezentują napastnicy powoływani przez selekcjonera Jerzego Brzęczka. Mecze w młodzieżówce dają mi natomiast bardzo dużo, przede wszystkim rytm, bo gram zawsze po 90 minut. No i łapię pewność siebie dzięki zdobywanym bramkom. Dlatego uważam, że było to dobre rozwiązanie. Zarówno dla kadry U-21, jak i dla mnie.

Trener Czesław Michniewicz mówi, że Kownaś jest dla zespołu wszystkim – kapitanem, liderem i egzekutorem. To na pewno miłe. Czy także zasłużone?

Dawid KOWNACKI: – Nie tylko miłe, ale też bardzo budujące. Jeśli ma się z tyłu głowy, że jest szkoleniowiec, który w ciebie wierzy, powierzył ci opaskę, i na tobie buduje nadzieje, to nie tylko czujesz się wyróżniony, ale także wezwany do odpowiedzialności. A mam taki charakter lidera i przywódcy, który nie siedzi cicho, nie jest zamknięty w sobie. Żyję na boisku, żyję w szatni. I wydaje mi się, iż dobrze wywiązuję się z roli kapitana.

Z roli napastnika także bez zarzutu. Wystąpił pan w 9 kwalifikacyjnych meczach, zdobył 10 goli, a pusty przebieg zaliczył tylko raz.

Dawid KOWNACKI: – Cóż mogę powiedzieć – przytoczona statystyka jest prawdziwa. Nie zagrałem, z powodu kartek, tylko raz – z Danią w Gdyni, a nie zdobyłem bramki jedynie w wyjazdowym spotkaniu z Litwą, które wygraliśmy 2:0. Nie mam więc prawa narzekać na dorobek, choć słyszałem też głosy tonujące moje zadowolenie, ponieważ aż sześć bramek strzeliłem z karnych.

Nie przejąłem się jednak w ogóle, bo jedenastki też trzeba umieć wykorzystywać. Zwłaszcza że trenerzy i bramkarze zespołów przeciwnych szczegółowo analizują, jak uderzam rzuty karne. Tym bardziej więc cieszę się, że sześć na sześć wykonałem skutecznie. A właściwie do każdej jedenastki podchodziłem wtedy, kiedy wynik meczu nie był jeszcze rozstrzygnięty, więc presja była duża. Tyle że nawet podchodząc do piłki ustawionej jedenaście metrów od bramki w drugim spotkaniu z Danią – kiedy ważyły się losy pierwszego miejsca w grupie – byłem pewien, że strzelę nie do obrony.

Dużo pracuje pan nad wykonywaniem jedenastek?

Dawid KOWNACKI: – Po każdym treningu staram się wykonać co najmniej dwa karne, zostaję też z bramkarzami po meczach i ćwiczę strzały na różne sposoby. Często zasięgam też opinii golkiperów, co z ich perspektywy sprawia największą trudność. Mam oczywiście opracowanych kilka wariantów, ale też dużo pracy wkładam w analizę gry rywala, któremu – ewentualnie – będę strzelał jedenastkę.

Oglądam wycinki z jego interwencjami, dokładnie rozpracowuję, jak zachowuje się podczas prób obrony tego stałego fragmentu. I z reguły właśnie na tej podstawie podejmuję ostateczną decyzję, w jaki sposób postaram się zaskoczyć go z karnego.

Zdaniem trenera Michniewicza baraż ma smak słodko-gorzki. Pana odczucia są podobne?

Dawid KOWNACKI: – Patrząc przez pryzmat całych eliminacji – powinniśmy się cieszyć z tego, co jest. Fakt, zawaliliśmy mecze z najsłabszą drużyną w naszej grupie, po dwóch remisach z Wyspami Owczymi, które były dla nas kompromitujące, straciliśmy aż cztery punkty. Ze wstydu zdajemy sobie oczywiście sprawę, po obu spotkaniach było nam naprawdę bardzo głupio. Takie wyniki nie powinny były się przytrafić.

Z drugiej jednak strony znaleźliśmy się w elitarnym gronie zespołów, które w kwalifikacjach nie przegrały choćby raz. W dwumeczu z Duńczykami, którzy ostatecznie wygrali naszą grupę, zdobyliśmy cztery punkty. A w starciu na ich terenie, które zremisowaliśmy 1:1, zabrakło tylko nieco szczęścia, a przede wszystkim skuteczności, żeby rozstrzygnąć i tę rywalizację na naszą korzyść.

Ogólnie zresztą, największą bolączką była właśnie skuteczność. W meczu u siebie z Farerami mieliśmy 30 sytuacji bramkowych, i to naprawdę niezwykle dogodnych. Bramkarz rywali odstawiał jednak cuda w bramce, rozgrywał swój najlepszy mecz w życiu. I pewnie tak już zostanie…

Odczuwam zatem smak niedosytu, bo do bezpośredniego awansu zabrakło niewiele. Tyle że nie ma już sensu patrzeć w tył i narzekać. Najważniejsze przecież, że wciąż jesteśmy w grze. I do startu w finałach mistrzostw Europy pozostały nam tak naprawdę jeszcze tylko dwa kroki.

Portugalia nie była chyba wymarzonym przeciwnikiem w barażu o udział w finałach mistrzostw Europy w kategorii U-21?

Dawid KOWNACKI: – Nie miałem szczególnych preferencji, choć przed losowaniem wydawało mi się, że na przykład Austria może być łatwiejszym rywalem. Tyle że za bardzo nie wgłębiałem się w analizę gry zespołów, które oprócz nas zakwalifikowały się do barażowej czwórki. Portugalia to wiele indywidualności, zawodnicy mają naprawdę duże umiejętności indywidualne. Będzie więc trzeba uważać na pojedynki, w których – jak się spodziewam – będą bardzo dobrzy i nieprzewidywalni.

Wszystko jednak nadal zależy od nas, więc jesteśmy dobrej myśli. Mamy fajną drużynę, świetną atmosferę i miesiąc na solidne przygotowanie się do rywalizacji z Portugalczykami. Nasz sztab na pewno zrobi wszystko, aby świetnie przeanalizować barażowego przeciwnika. A potem opracuje właściwą taktykę, którą przedłoży nam na zgrupowaniu podczas odpraw i treningów.

Ma pan już przeciek, gdzie w Polsce zostanie rozegrany pierwszy mecz barażu, 16 listopada?

Dawid KOWNACKI: – Jeszcze nie, ale na kolacji po ostatnim meczu z Gruzją, gdy zapytano nas o preferowane obiekty i pojawiło się kilka opcji, powiedziałem trenerowi Czesławowi Michniewiczowi, że Stadion Śląski jest za duży. Nawet gdyby na trybuny przyszło dziesięć, czy piętnaście tysięcy widzów – co na standardy młodzieżówki i tak jest ogromną liczbą – to trybuny chorzowskiego giganta świeciłyby pustkami. Dlatego wolałbym mniejszy stadion, który łatwiej byłoby zapełnić, a dzięki temu atmosfera na widowni byłaby lepsza.

Dobry pomysł rzucili zawodnicy Górnika, którzy zaproponowali, aby spotkanie odbyło się u nich. Śledzę mecze naszej ekstraklasy, więc wiem, że dużo ludzi przychodzi na ten obiekt, a atmosfera jest tam bardzo fajna. A na pewno chłopaki z Zabrza porozmawialiby jeszcze ze swoimi kibicami, żeby gorąco nas wsparli w starciu z Portugalczykami.

Zresztą nawet Kamil Grabara, który lubi sobie zażartować i najpierw rzucił coś na temat stadionu Ruchu, a potem odniósł się do tylko trzech trybun na Górniku, ostatecznie zaopiniował, że byłoby to bardzo fajne rozwiązanie. Z tego co jednak zaobserwowałem, trener Michniewicz baraż od początku chciał rozegrać w Gdyni, wychodząc z założenia, że ten stadion jest dla nas szczęśliwy, skoro jeszcze nigdy na nim nie przegraliśmy (ostatecznie spotkanie z Portugalią, zgodnie z propozycją zabrzańskich młodzieżowców zostanie rozegrane na obiekcie Górnika – przyp. red.)

Kto jest faworytem barażu Polska – Portugalia?

Dawid KOWNACKI: – Wydaje mi się, że Portugalia, ale mówię o tym bez obaw. Przed meczami bywało przecież wielu papierowych faworytów, których boisko później weryfikowało negatywnie. Niech więc będzie, że to zespół z Półwyspu Iberyjskiego musi awansować, a my po prostu będziemy robili swoje. Jako kapitan zespołu naprawdę wierzę, że jesteśmy w stanie wykonać dwa pozostałe do finałów mistrzostw Europy kroki.

Znam chłopaków bardzo dobrze, i wiem jakie są możliwości naszej drużyny. Może nasza gra dotąd pięknie nie wygląda, ale solidnie punktowaliśmy, nie przegraliśmy meczu w kwalifikacjach. I niech… tak zostanie! Przed losowaniem wydawało mi się, że pierwszy mecz – w którym dochodzi do wzajemnego rozpoznania – lepiej rozegrać na wyjeździe, ale skoro jest jak jest, to trzeba będzie po prostu zrobić wszystko, aby nie stracić gola w spotkaniu w Polsce. To klucz do awansu.

Pojawiło się sporo krytycznych głosów dotyczących waszego stylu. Tyle że pokazaliście też, że z lepiej wyszkolonymi przeciwnikami – a z góry można założyć, że Portugalczycy będą lepsi w tym elemencie – potraficie rywalizować.

Dawid KOWNACKI: – Naszą główną siłą jest taktyka. Traciliśmy bardzo mało goli, nawet zespoły, które lubią posiadać piłkę i atakować – jak Duńczycy – zmuszone do ataku pozycyjnego, często całą drużyną na jednej połowie, mają problemy z budowaniem akcji.

Przy takich naszych założeniach nie ma siły, żeby przeciwnik się nie odkrył, i nie dał okazji do wyprowadzenia szybkiego ataku. A kontry wiadomo – zawsze były polską specjalnością, niezależnie od kategorii wiekowej. Mamy szybkich skrzydłowych, którzy potrafią na pełnym biegu wykreować bramkową sytuację. Z Portugalią trzeba będzie jednak zagrać wyjątkowo mądrze, ze świadomością, że każda bramka może być na wagę awansu.

Obecna młodzieżówka różni się od tej prowadzonej przez Marcina Dornę, w której także pan występował?

Dawid KOWNACKI: – Trudno nawet porównywać, bo wtedy nie występowaliśmy w eliminacjach, tylko rozgrywaliśmy wiele spotkań towarzyskich przed Euro U-21 w Polsce. A to zupełnie coś innego niż mecze o punkty. Personalnie to zupełnie nowa ekipa, choć nie dla mnie, ponieważ w juniorach z większością kolegów z obecnej młodzieżówki stykaliśmy się bardzo często na zgrupowaniach kadry. Dlatego stanowimy jedność na boisku, i poza placem gry.

Macie z tylu głowy, że to także część kwalifikacji olimpijskich?

Dawid KOWNACKI: – O starcie w igrzyskach nikt nie myśli, gdyż to zbyt daleka perspektywa, ale na pierwszym zgrupowaniu trener uzmysłowił nam, że awans na mistrzostwa Europy może otworzyć drogę do turnieju olimpijskiego. A nie każdy piłkarz dostaje w życiu taką szansę. Tyle że stosujemy taktykę małych kroków, więc teraz liczy się jedynie baraż z Portugalią.

Zdarzyło się wam, jak mawia trener Michniewicz, potańcować? Choćby po meczu z Gruzją, który zapewnił wyjście z grupy – pierwsze od 15 lat w kategorii młodzieżowej?

Dawid KOWNACKI: – Bywało wesoło, bo nie brakuje zawodników skorych do żartów, którzy na każdym kroku przyczyniają się do budowania fajnej atmosfery, ale na potańcowanie nie było dotąd czasu. Po pierwszym meczu w trakcie zgrupowania, za chwilę był drugi, a każdy z nas ma świadomość, jak ważna jest regeneracja. Zaś po drugim spotkaniu szybko rozjeżdżaliśmy się do klubów. Mam więc nadzieję, że po drugim meczu z Portugalią będzie wreszcie okazja – a przede wszystkim pretekst – aby potańcować.

Jak w Sampdorii zapatrują się na pańskie wyjazdy na młodzieżówkę?

Dawid KOWNACKI: – Wszyscy wiedzą, jak ważnym jestem zawodnikiem w polskiej kadrze U-21, więc nikt nie robi uwag, że to młodzieżówka a nie pierwsza reprezentacja. Trenerzy uważnie śledzili moje występy w eliminacjach, i cieszyli się, że zdobywałem gole.

Ma pan nadzieję, że teraz będzie grał więcej w Sampdorii?

Dawid KOWNACKI: – Taką wszyscy dostaliśmy dyspozycję od… trenera Michniewicza, któremu nie można się dziwić. Na zgrupowaniach ma przecież zbyt mało czasu, aby budować formę. Musi bazować na tym, co wypracujemy w klubach, więc mam nadzieję, że i ja w Serie A będę pokazywał się na więcej minut niż dotąd. Teraz w lidze będzie spokojniejszy okres, więc liczę, że na listopadowe zgrupowanie przyjadę wreszcie w dyspozycji, która będzie mnie w pełni satysfakcjonowała.

Fabio Quagiarella to pański dawny idol, czy obecny koszmar?

Dawid KOWNACKI: – To napastnik, za którego najczęściej wchodzę na boisko w Sampdorii. Bardzo doświadczony, kiedy jeszcze grałem w Polsce dużo o nim słyszałem, i szanowałem jego umiejętności. Kiedy więc przechodziłem do Włoch, cieszyłem się, że będę mógł grać i trenować z piłkarzem takiej klasy.

Generalnie rywalizacja o miejsca w ataku Sampdorii jest duża, gramy w ustawieniu z dwójką napastników, teraz zwykle obok Fabia w podstawowym składzie wychodzi Gregoire Defrel. Quagaiarella, kiedy jest zdrowy, ma w zasadzie etat w naszej pierwszej linii, więc konkuruję z Defrelem, który po moim późniejszym powrocie z mundialu, zaczął sezon jako numer dwa w klubowej hierarchii. A że strzelał gole i generalnie dobrze wykonywał swoją robotę – nie mogłem mieć pretensji do trenera, że na niego stawia. Tym bardziej, że zawsze swoje pięć, dziesięć minut także dostawałem.

To z jednej strony nie może cieszyć, ale z drugiej – kiedy byłem w pełnej dyspozycji zdrowotnej, to tylko w jednej kolejce – w meczu z Napoli – nie pojawiłem się na boisku. Nawet z trudnej sytuacji staram się wyciągać pozytywy, a dla mnie to naprawdę budujące, że trener regularnie daje mi rolę dżokera.

Czyli na dziś jest pan napastnikiem numer trzy w Sampdorii?

Dawid KOWNACKI: – Na to wygląda, ale nie boję się rywalizacji, podejmuję rękawicę. Bardzo chcę dużo grać, tyle że zachowuję pokorę i spokój. Bo gorąca głowa w niczym nie pomoże. Tylko systematyczną, ciężką pracą na treningach mogę poprawić pozycję w klubowym rankingu.

Kac po mundialu w Rosji na pewno pozostał także u pana. Dotąd odczuwalny?

Dawid KOWNACKI: – Jestem jeszcze młodym zawodnikiem, więc dla mnie wyjazd na taki turniej jak mistrzostwa świata był dużym przeżyciem. Dostałem dość dużo minut od selekcjonera Adama Nawałki, znalazłem się nawet w wyjściowym składzie na mecz z Kolumbią, który decydował o naszym być albo nie być w dalszej fazie turnieju, więc zdobyłem doświadczenie. To duży kapitał na przyszłość, ale zawód, którego doznałem nie był, niestety, wcale mniejszy.

Kiedy byłem dzieckiem, oglądałem mundiale w 2002 oraz 2006 roku i bardzo przeżywałem niepowodzenia biało-czerwonych na mundialach w roli widza. A jako piłkarz – po zaledwie trzech meczach z Rosji rzeczywiście wróciłem z ogromnym kacem. Na szczęście były wakacje i mogłem to niepowodzenie przetrawić. Gdzieś z tyłu głowy pewnie jeszcze coś pozostało, ale ciągłe rozpamiętywanie nie jest wskazane.

Wystąpił pan dotąd na dwóch poważnych turniejach – w finałach młodzieżowego Euro w Polsce i na mundialu w Rosji, obu wybitnie nieudanych dla biało-czerwonych. Do trzech razy sztuka?

Dawid KOWNACKI: – Mam nadzieję! Oby tak właśnie było, że po raz drugi wystąpię w finałach młodzieżowych mistrzostw Europy i wreszcie uda się osiągnąć fajny wynik. Proszę trzymać kciuki!

 

Na zdjęciu: Dawid Kownacki nie traci optymizmu i wierzy w awans na MME.