Przykład dla innych

Dawid Szot i Momo Cisse pokazali pozostałym rezerwowym zawodnikom Wisły Kraków, że warto pracować na szansę.


400 i 411 rozegranych minut w tym sezonie I ligi mają boczny obrońca Dawid Szot i skrzydłowy „Białej gwiazdy” Momo Cisse. Niewiele, ale obaj nie zawiedli Radosława Sobolewskiego, gdy potrzebował ich w niezwykle istotnym, wygranym 2:1 spotkaniu z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. Szota od lat cechuje pokorna praca – nie grymasi, gdy przez wiele tygodni nie pojawia się na boisku, nazywany jest żołnierzem trenera. Przygoda Cisse z polską piłką to przede wszystkim rozczarowania, ale ostatnio zaczął nad sobą pracować i poprawiać niedoskonałości.

Praca i skupienie

22-letni Dawid Szot pochodzi z Krakowa i jako piłkarz reprezentował drużyny tylko z tego miasta. Zaczynał w Hutniku, potem kilka lat szkolił się w Progresie, aż w lipcu 2018 trafił do Wisły. Na występ w pierwszym składzie czekał od 28 października i wyjazdowego spotkania z Zagłębiem Sosnowiec. Dał radę jesienią (jego drużyna przerwała serię ośmiu spotkań bez zwycięstwa). Dawid Szot nie „pękł” także w miniony piątek z Bruk-Betem. Dobrze wypełniał obowiązki lewego obrońcy, choć zdecydowanie lepiej czuje się po drugiej stronie boiska. Po przerwie powinien mieć na koncie asystę, kiedy wyprowadził Angela Rodado sam na sam z Tomaszem Loską. Hiszpan, nie on jeden tego dnia, zmarnował świetną okazję na 3:1.

Trener „Białej gwiazdy” rzadko ocenia zawodników, jeśli się go o to nie poprosi. Po wygranej z zespołem z Niecieczy sam wymienił nazwisko Szota, jako jednego z wielu bohaterów gospodarzy. – Dlatego jest zawsze u mnie w zespole i stawiam na niego w momentach kryzysowych, bo on dzień w dzień niesamowicie mocno pracuje. Jest skupiony, wchodzi, gdy zespół go potrzebuje i daje mu to, co powinien. To jest uwaga do wszystkich, którzy czekają w kolejce, jak postępować – mówi szkoleniowiec krakowian.

Lepszy od Młyńskiego

Gwinejczyk Cisse trafił do klubu z ulicy Reymonta na początku 2022 roku. Kibice mogli o nim zapomnieć, bo nie pojawił się na boisku od 22 października i domowej rywalizacji z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Czasem miał problemy z urazami, ale niewiele pomagał. Przeważnie był bardzo chaotyczny w poczynaniach. Pozytywnie zaskoczył w jesiennym meczu Pucharu Polski z Puszczą Niepołomice, gdy zagrał na pozycji napastnika i strzelił jedną z dwóch bramek dla Wisły. W piątek znalazł się w kadrze meczowej po raz pierwszy od ostatniego spotkania rundy jesiennej z Sandecją Nowy Sącz. W drugiej doliczonej minucie pierwszej połowy zmienił Aleksa Mulę, któremu odnosiła się kontuzja mięśniowa. – Planując mecz wiedziałem, że będę potrzebował nietuzinkowej szybkości na bokach. Chcieliśmy wykorzystać przestrzenie, które zostawiają boczni obrońcy Termaliki. Wszedł nieco wcześniej niż przypuszczałem, natomiast zdał egzamin. Wytrzymał kondycyjnie te minuty, które otrzymał – podkreśla Sobolewski.

Niespełna 21-letni piłkarz „wygryzł” z meczowej „20” Mateusza Młyńskiego. Trener tłumaczy, że w okresie poprzedzającym rywalizację z drużyną Radoslava Latala, w czasie treningów prezentował się lepiej od konkurenta. – To potwierdza moje słowa, że w ostatnim czasie mocno, ale to mocno wziął się za siebie i pracował nad pewnymi elementami. Dostał szansę i ją wykorzystał. To też jest sygnał dla innych zawodników, że po pierwsze nie mogą przespać pewnego momentu, a po drugie – zwracam uwagę na dobrą pracę i udowadnianie pewnych rzecz, więc przyjedzie taki czas, że dostaną szansę. Czy ją wykorzystają, to już inna kwestia – zaznacza. Dawid Szot i Momo Cisse są tego najlepszym przykładem.


Na zdjęciu: Dawid Szot (z prawej) potwierdził, że trener może na niego liczyć.

Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.