Dawid Szulczek: Powtórzę, że Legia nie spadnie

Rozmowa z Dawidem Szulczkiem, trenerem Warty Poznań.


Jak dużą wagę przywiązuje pan w pracy do liczb, danych, statystyk, InStata?

Dawid SZULCZEK: – Mocno się tym wspomagam. Nie jest to rzecz najważniejsza, ale istotna, pozwalająca zaobserwować pewne trendy. Oczywiście, trzeba też uważać, by nie wpaść w jakąś pułapkę. Czasem te liczby zestawiane samotnie są zakłamane i dopiero zebrane razem, w połączeniu z zapisem wideo, dają pełne wnioski.

Kiedy liczby są zakłamane?

Dawid SZULCZEK: – Podam przykład pressingu. Według liczb może być dużo nieudanych prób pressingowych – tylko dlatego, że przeciwnik nie próbuje rozgrywać piłki w taki sposób, byśmy mogli ją odebrać. Podbiegamy pięć metrów, nasz zawodnik jest jeszcze daleko od naszego przeciwnika, a już decyduje się na długie podanie, na naszą połowę. Tam zbieramy piłkę, ale nie jest to zaliczone jako udany pressing, tylko np. przechwyt albo zebranie piłki. Styl gry przeciwnika warunkuje, jak wyglądasz w statystyce.

W siedmiu meczach pod pańską wodzą, współczynnik goli oczekiwanych – tzw. expected goals – mieliście niższy od rywala ledwie raz, i to w wyjazdowych derbach z Lechem. Oznacza to, że praktycznie co spotkanie pracujecie na bramki efektywniej niż przeciwnicy. W tabeli „punktów oczekiwanych” – expected points – za pańskiej kadencji Warta mieści się w czołowej piątce. Jak ważne są dla pana te statystyki?

Dawid SZULCZEK: – Na dłuższą metę bardziej przypadkowo od tych danych wygląda nawet prawdziwa tabela z punktami, ale to ona jest zdecydowanie najważniejsza. Nie ma co ukrywać, że mocno swoją drużynę bodźcowałem tymi danymi – po porażce z Wisłą Płock czy spotkaniach, które remisowaliśmy. Nawet teraz, po remisie z Górnikiem Łęczna, pokazywałem nasze wskaźniki goli oczekiwanych, punktów oczekiwanych. Uświadamiałem, gdzie bylibyśmy w tabeli za okres naszej wspólnej pracy, gdyby nie istniało szczęście i pech, a wszystko było zrównoważone. Wyglądamy tu bardzo przyzwoicie, drużyna w to wierzy. Moi piłkarze udowodnili to na Legii.

No to gdzie bylibyście w takiej tabeli?

Dawid SZULCZEK: – Mielibyśmy kilka punktów więcej. W tych statystykach jakościowych punktów oczekiwanych uwzględniając cały sezon jesteśmy na takim poziomie, jak chociażby Piast Gliwice, Stal Mielec czy Wisła Płock.

Czyli drużyna, której spadek nie grozi. Gdy Warta zmieniała w listopadzie trenera, nie wygrywała i nie strzelała goli. Jak trudne było sprawienie, że wiele w krótkim czasie zaczęło się układać?

Dawid SZULCZEK: – Nie było trudne, bo to piłkarze, którzy mają potencjał. Dokonaliśmy drobnych korekt odnośnie ustawiania się – zarówno indywidualnie, jak i w „kompakcie”. Zauważalne, że gramy na trójkę stoperów, a w niskiej obronie mamy pięciu obrońców. Indywidualnie dodaliśmy drobne wskazówki co do zachowania w danych sektorach – w odniesieniu do tego, co każdy z moich zawodników lubi robić, gdzie przebywać na boisku. Oni mogą dzięki temu trochę lepiej się sprzedawać, trochę lepiej wykorzystywać swoje atuty.

Pańska wiara w utrzymanie jest dużo większa niż w momencie, gdy trafił pan do klubu?

Dawid SZULCZEK: – Większa, bo zaczęliśmy punktować. Mamy serię pięciu spotkań bez porażki. No i jest lepsza drużyna. Ten skład jest silniejszy niż w chwili, kiedy przychodziłem.

Jak to smakuje, gdy w wieku 32 lat wygrywa się pierwszy w karierze wyjazdowy mecz w ekstraklasie akurat na Łazienkowskiej?

Dawid SZULCZEK: – To na pewno wyjątkowe. Od dziecka zawsze pamiętam Legię jako czołowy polski klub, utytułowany, na który każdy mobilizuje się podwójnie. Nie tak dawno, bo w tym sezonie, przegrałem z Legią w Pucharze Polski jako trener Wigier. Skończyło się 1:3 i miałem lekki niedosyt, bo prowadziliśmy, a przy stanie 1:1 była nieszczęsna wymiana podań w naszym polu karnym, która skończyła się stratą gola. Wyciągamy wnioski, Warta już tak nie gra.

W końcówce meczu w Warszawie był większy stres niż zazwyczaj?

Dawid SZULCZEK: – Nie, bo ileż razy można stracić bramkę w doliczonym czasie? To się musiało zacząć odwracać. Mówiłem o tym wielokrotnie, że nie można zawsze tracić w doliczonym, a nigdy nie strzelić. Poza tym dostrzegałem, jak bardzo pewnie czuje się drużyna. Nie było momentu, w którym zawodnicy sami zaczęli podejmować decyzję, by się schować. Odwrotnie – grali w piłkę, nie dawaliśmy się stłamsić, jak to bywało jeszcze jesienią w końcówkach tych meczów, w których prowadziliśmy. To dla mnie sygnał, że zrobiliśmy w okresie między rundami krok do przodu.

Miał pan dobre przeczucia?

Dawid SZULCZEK: – Odkąd jestem pierwszym trenerem, nie przypominam sobie tygodnia, który wyglądałby tak pozytywnie, jak ten poprzedni. Druga jedenastka stawiała czoło pierwszej, a ona robiła dużo rzeczy dobrze. Gdy oglądaliśmy nagrania z treningów, z drona, nabieraliśmy dużej wiary, starając się ją przelewać na drużynę. Chociaż… tak naprawdę nie musieliśmy, bo zawodnicy sami to czuli, podchodzili do mnie i mówili: „Trenerze, dobrze to wygląda”. W niedzielę mieliśmy w sobie dużą pokorę – bo wiedzieliśmy, z kim gramy – ale i wiarę, że jesteśmy w stanie osiągnąć dobry rezultat.

Jaka myśl przeszła przez głowę, gdy Adam Zrelak przestrzelił karnego?

Dawid SZULCZEK: – Że za chwilę wykorzysta inną sytuację. Wiem, że Warta strzeliła z ostatnich siedmiu karnych tylko jednego. Nie ma co ukrywać, że na każdym rozruchu robimy wstawki z rzutami karnymi. Tam bramki wpadają… Czasem tak w piłce bywa. Wierzę, że z następnych siedmiu wykorzystamy sześć i ta statystyka się uśredni.

Abstrahując od karnego, Zrelak zagrał w ataku świetny mecz. Tak dobrze wpłynęło na niego zakontraktowanie Franka Castaniedy?

Dawid SZULCZEK: – Nie, to nie ten typ zawodnika. Sam z siebie jest pazerny na gole, chce pracować dla drużyny, nie potrzebuje do tego rywalizacji. Nie ma co ukrywać, że drużyna lepiej czuje się, jeśli wie, że jest nas coraz więcej. Klub, dyrektor Mozyrko czyni wszystko, byśmy byli mocniejsi. Biorąc pod uwagę to, co robił jesienią Castanieda, liczymy wszyscy na dużo. Zobaczymy, jak się zaaklimatyzuje.

Co robił?

Dawid SZULCZEK: – Z Sheriffem Tiraspol grał w Lidze Mistrzów, zdobywał sporo bramek w lidze mołdawskiej, stwarzał wiele sytuacji, miał asysty. W poprzednim sezonie był królem strzelców, też notował przy tym sporo asyst. Przyszedł do nas zawodnik, który w 1,5 roku strzelił ponad 30 goli i do tego miał ze 20 asyst.

Fizycznie Kolumbijczykowi dużo brakuje?

Dawid SZULCZEK: – Uważam, że w jakimś wymiarze czasowym zagra już w najbliższym meczu. Widać, że ma lekkie zaległości i na pewno nie jest przygotowany topowo, by grać od pierwszej do ostatniej minuty. Ale życzyłbym sobie, by wcale nie był zawodnikiem, na którego czekamy jak na zbawienie – tylko kimś, kto musi mocno rywalizować o miejsce w składzie. To by świadczyło o wartości naszej drużyny.

„Legii do spadku nie liczymy”. Kto tak powiedział?

Dawid SZULCZEK: – To są moje słowa.

I co?

Dawid SZULCZEK: – I mogę je powtórzyć. Trzeba pamiętać, że po kontuzji wróci Jędrzejczyk, pauzę za kartki kończą Wieteska czy Josue, za chwilę dojdzie Kapustka, no i jest Pekhart, który nie tak dawno strzelał masę bramek. Legia jest mocna. Dlatego trzeba patrzeć na siebie, szukać punktów.

Co dwie wiosenne kolejki powiedziały w kontekście walki o utrzymanie?

Dawid SZULCZEK: – Wiemy tyle, że nie ma jednej drużyny, która mogłaby już szykować się na pierwszą ligę. Przecież może okazać się, że Termalica zdobędzie punkty z Legią i wszystko będzie na styku. Widzimy, że zaangażowane w walkę o utrzymanie może być więcej drużyn, ta walka powinna być fascynująca do samego końca. Mam nadzieję, że będziemy w niej uczestniczyć i w ostatnich meczach to utrzymanie sobie zapewnimy.

Tej zimy sprzedaliście do Częstochowy młodzieżowca Szymona Czyża, ale wypożyczyliście Daniela Szelągowskiego, Jordana Courtneya-Perkinsa, Miguela Luisa. Ważne jest wsparcie Rakowa?

Dawid SZULCZEK: – Na pewno. Po pierwsze – ci zawodnicy mają jakość. Pod drugie – łatwiej oprzeć się na wypożyczeniach, bo kontraktowanie zawodników kosztuje, a tak można trochę zaoszczędzić. Po trzecie – wiemy, że zawodnicy Rakowa są dobrze przygotowani. Po czwarte – wcześniej również grali trójką z tyłu, jak my, dlatego łatwiej ich wdrożyć. A po piąte – dyrektor Graf z Rakowa i dyrektor Mozyrko współpracowali przez krótki okres, znają się, zależy im na utrzymaniu Warty.

Okienko trwa. Jeszcze kogoś szukacie?

Dawid SZULCZEK: – Przyszedł zimą nawet jeden zawodnik więcej niż zakładaliśmy. Nic się nie powinno już wydarzyć.

Jesteście trochę takim lotem skazańców, grupą ludzi po przejściach, ostatnio niegrających, kontuzjowanych?

Dawid SZULCZEK: – Warta daje nam szansę, a my odwdzięczamy się zaangażowaniem, by utrzymać klub w ekstraklasie i pokazać, że jesteśmy wartościowi. To dotyczy piłkarzy, trenerów. Każdy ma różny etap swojej kariery, ale część moich piłkarzy znalazła się na takim, kiedy potrzebowała podania ręki. Do mnie też ją wyciągnięto, sprowadzając z trzeciego poziomu rozgrywkowego. Dlatego tym bardziej chcemy pokazać, że jesteśmy w stanie robić razem duże rzeczy.



Na zdjęciu: Odnieść pierwszą w trenerskiej karierze wyjazdową wygraną w ekstraklasie na Legii – tym od niedzieli może pochwalić się 32-letni świętochłowiczanin, prowadzący Wartę Dawid Szulczek.
Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus