Dawid Szulczek: Przed nami pierwszy stopień

Rozmowa z Dawidem Szulczkiem, trenerem Warty Poznań.


Czy przed panem najważniejsze miesiące w życiu, które mogą zaważyć na dalszej karierze? A może to zbyt mocne słowa?

Dawid SZULCZEK: – Na pewno poprzeczka jest zawieszona tak wysoko, jak nigdy. Naturalne, że przy dobrej rundzie odbiór mojej pracy będzie inny niż w przypadku porażki. Nie ma co ukrywać, że to bardzo ważny moment.

W topowej formie musicie być już na pierwsze dwie kolejki, kiedy zmierzycie się z sąsiadującymi w tabeli Górnikiem Łęczna i Legią Warszawa. Te mecze w walce o utrzymanie zbyt wiele wam nie dadzą, ale mogą wiele zabrać.

Dawid SZULCZEK: – Dlatego nie był to typowy okres przygotowawczy, podczas którego zawodnicy chodzą tyłem. Bardzo mocno trenowaliśmy do sparingu ze Slovanem Liberec (21 stycznia, 2:4 – dop. red.). Po powrocie z Turcji wszyscy mieli 3 dni wolnego. Wróciliśmy do pracy i już widzimy, że będzie OK. Niedzielny mecz z Łęczną jest megaistotny. Nie ma czasu na mówienie: „Dobra, od trzeciej kolejki zapalimy, wskoczymy na dobry poziom”. Motorycznie musimy być w odpowiednim rytmie już w ten weekend.

Zimowaliście w strefie spadkowej, a sam powtarza pan o będącej niżej Legii, że „nie liczymy jej do spadku”. W takim razie chyba tym trudniej o optymizm?

Dawid SZULCZEK: – Nie można się na tym skupiać. Pierwszy schód, na który możemy wejść, to minięcie Górnika Łęczna. Jeśli wygramy, to wykonamy drobny kroczek do przodu. Potem będziemy się skupiać na kolejnych. Do każdego meczu będziemy podchodzić tak, by walczyć o 3 punkty. Nie można będzie ani za mocno uwierzyć, ani stracić wiary. Jeśli okazałoby się, że zaczniemy wiosnę od dwóch porażek, to przecież nie będziemy mogli zwiesić głów. Jeśli wygramy – nie będzie hurraoptymizmu. Przecież można wygrać dwa pierwsze mecze, a sześć ostatnich przegrać. I odwrotnie.

Po 19 kolejkach macie 16 punktów. Szacował pan, ile może okazać się potrzebne do utrzymania

Dawid SZULCZEK: – Liczyłem… Ale skupiam się na Górniku Łęczna.

Jak pan ocenia dokonane zimą ruchy kadrowe?

Dawid SZULCZEK: – Sprowadziliśmy zawodników głodnych gry. Niilo Maenpaa bardzo chce się pokazać poza Finlandią. To dobry zawodnik. Sądzę, że w dalszej części rundy da nam zdecydowanie więcej niż na początku i tak ten transfer traktujemy. Musi się zaaklimatyzować, wdrożyć, przyzwyczaić, że polska piłka jest bardziej fizyczna. Miłosz Szczepański przychodzi, by się odbudować. W pierwszych spotkaniach na pewno nie będzie grał po 90 minut, a z biegiem czasu wszystko zależeć będzie od niego. Ma jakość, umie odnaleźć się w systemie z trójką z tyłu.

Mocno optowałem, by skrócić wypożyczenie Kajetana Szmyta. Pokazywał się w Polkowicach z całkiem niezłej strony, jest naszym wychowankiem i chciałem, by rywalizował u nas. Mogę zdradzić, że po okresie przygotowawczym wskoczył do trójki naszych najlepszych młodzieżowców i na pewno zobaczymy go w lutym na boisku. Jest traktowany jako zawodnik na cztery pozycje, bo może grać po obu stronach boiska – jako skrzydłowy i wahadłowy.

Za Szymona Czyża z Rakowa trafił do nas Daniel Szelągowski. To młodzieżowiec już ograny, doświadczony, przewidywany przez nas na skrzydło, ale mogący również występować na wahadle.

To już koniec wzmocnień?

Dawid SZULCZEK: – Cieszę się z tych, którzy dołączyli, ale pracujemy nad transferami. Nie jest żadną tajemnicą – wielokrotnie o tym mówiliśmy – że szukamy zawodnika ofensywnego, który wzmocniłby rywalizację w środku pola. Po odejściu Aleksa Ławniczaka do Lubina liczymy jako środkowych obrońców również Michała Kopczyńskiego i Mateusza Kupczaka – w razie, gdyby coś stało się podstawowej trójce.

Gdy Milan Corryn udzielił wywiadu belgijskim mediom, narzekając na klub i defensywny styl gry, wydawało się, że odejdzie. Jaki jest jego status?

Dawid SZULCZEK: – Milan to młody zawodnik. Każdy w życiu popełnia błędy. Nie pomoże, gdy będę z nim wojował. Jeszcze będzie mi potrzebny. Ma ważny przez kilkanaście miesięcy kontrakt. Obecnie jest na etapie rehabilitacji. Liczę, że odbuduje się i za miesiąc wróci z trochę innym nastawieniem. To, kiedy pokaże się na boisku, zależy już od tego, jak szybko dojdzie do formy i czy będzie w stanie wygrać rywalizację o miejsce w składzie.

W ekstraklasie jesteście szóstym najlepszym zespołem w liczbie straconych bramek – ale najgorszym w liczbie zdobytych. Na ile da się usprawnić jedno, by nie psuć drugiego?

Dawid SZULCZEK: – Mocno koncentrujemy się, by poprawić nasze działania z piłką. Niewiele czasu poświęcaliśmy na obronę, a sparingami nie ma co się sugerować, bo poza ostatnim, z Metalistem Charków (0:0 – dop. red.), nie zagraliśmy w zestawieniu bliskim temu, którego używać będziemy w lidze. Gdy gramy podstawową grupą obrońców, wygląda to bardzo dobrze. Tak było w poprzedniej rundzie – jeszcze za trenera Tworka oraz już po moim przyjściu – i wierzę, że tak będzie dalej. A jeśli chodzi o przód, próbujemy dwutorowo. Po pierwsze – chcemy po prostu częściej niż jesienią być w trzeciej tercji boiska. Po drugie – pracujemy nad tym, by lepiej ustawiać się w polu karnym.

Jeśli będziemy częściej z piłką w pobliżu pola karnego przeciwnika, a nasi ofensywni zawodnicy będą się trochę lepiej ustawiać względem rywala, to wierzymy, że średnio zamiast czterech sytuacji w meczu – co pokazuje InStat – dojdziemy do poziomu np. sześciu. A wtedy będzie padało więcej bramek i wyniki się poprawią.

W trzech ostatnich ubiegłorocznych meczach traciliście gole w końcówkach, co kosztowało was 4 punkty. Sparingi pozwoliły odgonić te demony?

Dawid SZULCZEK: – To sucha statystyka. Trudno nad tym pracować, ale od pierwszych treningów wkładałem w gry różne scenariusze. Na przykład: jedna drużyna prowadzi, jest 5 minut do końca i musi wybronić wynik, a druga – dogonić, wyrównać. Do tego robiliśmy też gry w osłabieniu czy przewadze. Wszystko po to, byśmy czuli się bardziej komfortowo w czasie meczu, bym mógł się do tych treningów odwoływać w trakcie spotkań. Gole tracone w ostatnich minutach były efektem tego, że mieliśmy zdecydowanie mniejszą jakość w zmianach. Gdy oba zespoły dokonały ich po 4-5, to niestety nasza jakość obniżała się i przeciwnik uzyskiwał przewagę.

Teraz ta jakość ma być inna?

Dawid SZULCZEK: – Będzie. Wytypowałem grupę 16 zawodników z pola, mocno rywalizujących o podstawowy skład. Siłą rzeczy sześciu z nich będzie siedzieć na ławce. Jeśli będę potrzebował dokonać pięciu zmian, to uważam, że dadzą nam jakość.

Z czego wynika ta różnica?

Dawid SZULCZEK: – Po rehabilitacji wrócił Jakóbowski. Za młodzieżowców Burmana i Czyża, który miewał problemy zdrowotne, wskoczyli Szmyt i Szelągowski. Ławniczak leczył uraz, a w zamian doszedł Maenpaa. No i nikt nie pauzuje za kartki, a wcześniej co mecz ktoś wypadał nam z tego powodu – Papeau, Matuszewski, Zrelak czy Trałka. Dlatego z grupy 13-14 zrobiła się szesnastka. Dwa kolejne transfery, na które jeszcze liczę, zapewnią nam głębię składu, większą rywalizację plus komfort na treningu, bo druga jedenastka będzie na wyższym poziomie.


Na zdjęciu: Jesienią Warta w pięciu meczach pod wodzą 32-letniego świętochłowiczanina Dawida Szulczka zdobyła 5 punktów. By utrzymać się w ekstraklasie, wiosną musi punktować z lepszą średnią.
Fot. Paweł Jaskółka/Pressfocus