Dawid Tomala: Rozwalić Paryż!

Rozmowa z Dawidem Tomalą, mistrzem olimpijskim w chodzie na 50 km.


Po sukcesie na igrzyskach w 2021 roku miniony sezon nie był dla pana łatwy. Gdzie szukać przyczyn niepowodzeń?

Dawid TOMALA: – To prawda, nie był on łatwy, ale już teraz mogę spokojnie stwierdzić, że również wiele mnie nauczył. Oczekiwałem od siebie chyba zbyt wiele. Trzeba też pamiętać, że chodziarski maraton na dystansie 50 km został zastąpiony znacznie krótszym – 35 km. I teraz już wiem, że potrzebuję zdecydowanie więcej czasu na przestawienie się na, moim zdaniem, inną konkurencję. Sporo muszę zmienić w swoim treningu, bo dystans 35 km jest zbliżony pod względem wymogów do 20 km. A ponadto po igrzyskach byłem rozchwytywany i zamiast skupić na swoim zdrowiu, nie myślałem o nim. Miałem swoje 5 minut i – wcale tego nie ukrywam – chciałem z tego skorzystać. Ale też tego nie żałuję. To była moja chwila i chciałem zobaczyć, jak to jest. Teraz już wiem (śmiech) i drugi raz tak już nie postąpię. Trzeba się skupić na tym, co najważniejsze. Otrzymałem surową lekcję, którą już przetrawiłem i wyciągnąłem wnioski. Mogę tylko solennie zapewnić, że w przyszłości takie błędy nie będą miały miejsca. Zamykam ten rozdział.

Jednak trudno zapomnieć o kontuzji, jakiej pan doznał. Ona również miała wpływ na tegoroczne dokonania?

Dawid TOMALA: – Z bólem kolana walczyłem już w roku olimpijskim, ale wtedy leczenie zachowawcze przyniosło efekt. Niemniej po igrzyskach powinienem był skupić się na leczeniu, by jak najlepiej się przygotować do kolejnego sezonu. Ale, jak już wcześniej wspomniałem, skupiłem się na innych sprawach. W sezonie letnim uraz kolana mocno się nasilił i postanowiłem zrobić z tym porządek. Trafiłem do profesora Krzysztofa Ficka w klinice Galen oraz jego wytrawnych specjalistów. Profesor mówi: – „Najłatwiej wbić zastrzyk i pozbyć się bólu na jakiś czas”. Ale po chwili dodaje: – „Trzeba znaleźć jego przyczynę i wyleczyć kontuzję”. Mogę teraz głośno powiedzieć, że wszystko idzie w dobrym kierunku i mam nadzieję, że kłopoty zdrowotne będę miał za sobą. Jestem przekonany, że dziękim takim fachowcom będę walczył o medale w najważniejszych imprezach w kolejnych sezonach.

Czy dobrze się stało, że po mistrzostwach świata w Eugene zrezygnował pan z kolejnego startu – w mistrzostwach Europy?

Dawid TOMALA: – To była właściwa decyzja. Jeszcze na chwilę wrócę do występu w mistrzostwach świata, gdzie mimo kłopotów zdrowotnych poprawiłem rekord życiowy na 35 km (2:30.30). To prawie 8 minut! A jednak zająłem tam odległe, 19. miejsce. Przeżyłem straszne męczarnie fizyczne i psychiczne. Ktoś kiedyś powiedział, że największe sukcesy rodzą się w głowie i to są święte słowa. Męczarnie psychiczne są zdecydowanie gorsze niż te fizyczne. Fizycznie można szybko się odbudować, ale gorzej z psychiką. Jeżeli nie jesteś odpowiednio przygotowany, bo cały czas myślisz o bólu kolana, to nie możesz osiągnąć sukcesu. Frustracja jest ogromna i nie do opisania. Wiem, co przeżywałem przez 2,5 godziny na trasie w Eugene. I już po przekroczeniu mety wiedziałem, że mistrzostwa Europy odbędą się bez mojego udziału. Postanowiłem się zająć swoim zdrowiem i tak też uczyniłem. Potrzebowałem tej przerwy, by popatrzeć na dotychczasową pracę z pewnym dystansem, a także zregenerować organizm. Teraz jestem w zupełnie innym miejscu. Jestem optymistycznie nastawiony i już nie mogę się doczekać kolejnych sportowych wyzwań. Wybrałem drogę, która ma mnie doprowadzić do złota olimpijskiego w Paryżu.

Robert Korzeniowski, 4-krotny mistrz olimpijski, otrzymał nominację na trenera kadry. To oznacza, że nastąpi pożegnanie Teamu Tomalów?

Dawid TOMALA: – Absolutnie nie! Nadal będzie to nasz rodzinny team i będę pracował zgodnie z planami opracowanymi prze tatę Grzegorza. Nie ukrywam, że między trenerem Robertem i nami iskrzyło. Jednak – mam nadzieję – wszystkie nieporozumienia czy też niedopowiedzenia zostały wyjaśnione. Nie tak dawno podczas ceremonii wręczenia nagród w rankingu „Złote kolce” (28 października – przyp. red.) odbyliśmy z trenerem Robertem długo rozmowę i wyjaśniliśmy sobie wszystkie wątpliwości. To było niezwykle owocne spotkanie. Robert Korzeniowski jest wielce utytułowany oraz doświadczony i zamierzamy z tatą z tego korzystać. Wszyscy wspólnie chcemy jednego: by nasz rodzimy chód znów był pełen blasku. Swoim medalem w Sapporo znów nakręciłem koniunkturę na tę dyscyplinę. A w tym sezonie dołożyła do tego wielkie sukcesy – medale mistrzostw świata – Kasia Zdziebło. Stąd też wszystkie plany będą szeroko dyskutowane, by przypadkiem po drodze nie popełnić błędu; no i osiągnąć sukces. Robert Korzeniowski ma ambicje zbudowania solidnych podstaw naszego chodu i jestem przekonany, że ten cel zrealizuje.

Ile trzeba pokonać kilometrów, by osiągnąć sportowy szczyt?

Dawid TOMALA: – Szczerze? Nie wiem! Na pewno już okrążyłem ziemię po równiku (40075 km – przyp. red.). Jednak na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Są sportowcy, którzy sięgają po medale w młodym wieku 24-25 lat. U mnie zbudowanie wysokiej formy trwało znacznie dłużej. Do sukcesu musiałem dojrzeć i tym samym musiałem pokonać tych kilometrów znacznie więcej niż moi rywale.

Jak będą wyglądały przygotowania do sierpniowych mistrzostw świata w Budapeszcie?

Dawid TOMALA: – Jestem pod ścisłą opieką fizjoterapeutów, by moje kolano mi nie doskwierało. Zacząłem chodzić, biegać i cieszyć się z tego, co potrafię robić najlepiej. Jedno jest pewne: zmieniam trening. Przede wszystkim zapominam o dystansie 50 km i będę się przygotowywał jakby do startu na 20 km. Dystans 35 km, który nas od tego sezonu obowiązuje, wymaga takiego właśnie treningu. Oczywiście będę miał parę dłuższych jednostek treningowych, które dodaje się do 35 km. Przed Eugene nie zdawałem sobie z tego sprawy, jak bardzo mocno trzeba przyspieszyć na trasie. Ona jest podobna na każdej prestiżowej imprezie, bo mamy pokonać pętlę kilometrową lub 2- kilometrową. Ważnym aspektem jest pogoda, bo ona potrafi wyniszczyć organizm chodziarza podczas rywalizacji.

Czy lokalizacje zgrupowań zagranicznych też już zostały ustalone?

Dawid TOMALA: – Chodziarze muszą szukać ciepłych, najlepiej wysokogórskich miejsc. A nie jest to łatwe. Przecież w styczniu nie pojedziemy do St. Moritz w Alpy, bo zakopiemy się w śniegu. Niebawem wyjeżdżam do Turcji, gdzie połączę przyjemne z pożytecznym, czyli będę aktywnie wypoczywał. Nie miałem wakacji, bo byłem zajęty swoim zdrowiem. Więc teraz wreszcie nadchodzi pora i na trening, i na wypoczynek. W grudniu całą kadrą lecimy do portugalskiego Monte Gordo. A potem w planach są Hiszpania oraz RPA. Tak więc wojaży nie zabraknie, ale po to, by chodzić jeszcze szybciej. Wszystko trzeba skrupulatnie zaplanować z każdego punktu widzenia, by nie było niespodzianek.

Mistrzostwa świata w Budapeszcie to oczywiście najważniejsza impreza w przyszłym roku?

Dawid TOMALA: – Jak już wspomniałem wcześniej, współpracuję z superekipą, która dba o moje zdrowie. Już nie mogę doczekać się pierwszych startów. Oczywiście, że Budapeszt jest najważniejszy i cieszę się, że te mistrzostwa odbędą się tak blisko. Nie trzeba zmieniać strefy czasowej, a dla mnie było to zawsze niesłychanie trudne. Z mojego rodzinnego domu – w Bojszowach – do Budapesztu mam raptem 5 godzin jazdy samochodem. Nim to jednak nastąpi, musimy precyzyjnie nakreślić plan startów. Trzeba uwzględnić logistykę, by podróżować z głową oraz, co również jest ważne, uwzględnić stan finansów. Nie trzeba wydawać krocie na podróże samolotowe, jeśli można zaplanować start nieco bliżej. Nad tym jednak czuwają trenerzy: mój tata oraz Robert Korzeniowski.

Budapeszt to zaledwie przystanek w drodze do stacji Paryż, nieprawdaż?

Dawid TOMALA: – Wiem, wiem (śmiech)! Może zabrzmi to buńczucznie, ale już jestem myślami przy igrzyskach olimpijskich w Paryżu! W 2024 roku na dystansie 35 km rywalizacja będzie przebiegała w duetach – kobieta i mężczyzna. Mamy, choć może zabrzmi to bałwochwalczo, dobry zespół, więc jestem pełen optymizmu. Chcemy z Kaśką Zdziebło rozwalić Paryż i sięgnąć po złoto. Nie wiem tylko, czy będziemy startowali na krótszym dystansie – 20 km – bo na takie deklaracje i podejmowanie decyzji jest zdecydowanie za wcześnie.


Na zdjęciu: Dawid Tomala pewnym krokiem i z dużymi nadziejami wkracza w nowy sezon. Ale stacją docelową są igrzyska olimpijskie w Paryżu!
Fot. Rafał Oleksiewicz/Pressfocus