Derby pełną gębą!

Dwa tygodnie wcześniej, po starciu z Podbeskidziem, trener [Jacek Paszulewicz] nie znajdował słów wyjaśniających bierność jego zawodników w pierwszej odsłonie tamtej potyczki. – Agresywność, walka to podstawa, zwłaszcza w derbowach – przypominał.

Trzęsienie ziemi na wstępie…

W piątek zdecydowanie musiał poczuć się usatysfakcjonowany postawą swych podopiecznych od – dosłownie – pierwszych sekund gry. Nie minęło ich jeszcze 30, gdy katowiczanie wywalczyli rzut rożny. Nie minęło 45, gdy Konrad Jałocha „wypluł” przed siebie piłkę uderzaną zza „szesnastki” przez Adriana Błąda. Błąd tyszanina na tyle zaskoczył Daniela Rumina, pod nogi którego futbolówka spadła, że… skiskował; miast z 3 metrów wpakować ją do siatki, dał szasnę golkiperowi na rehabilitację.

… a potem napięcie rosło

Jałocha generalnie był bohaterem tej odsłony. Kiedy po kwadransie gry doskonałą okazję „zafundował” Ruminowi złym podaniem w kierunku własnej bramki Keon Daniel, golkiper w sytuacji „jeden na jeden” zastopował napastnika GieKSy. A potem powtórzył to zagranie w 26 minycie, gdy szarżował na jego „świątynię” Błąd. No i miał jeszcze trochę farta, gdy dosłownie kilkadziesiąt sekund wcześniej – po woleju Adriana Frańczaka – spadająca mu pozornie „za kołnierz” piłka ostatecznie trafiła w poprzeczkę.

Do trzech razy sztuka

W 34 minucie Jałosze nawet i szczęście nie pomogło; centra Frańczaka z lewej była z kategorii „palce lizać”, a i wykończenie w wykonaniu Rumina – w myśl zasady „do trzech razy sztuka” – tym razem perfekcyjne! Bukowa – rozgrzana do czerwoności już wcześniej wślizgami, walką „barkiem w bark” i starciami, w których nikt nogi nie odstawiał – oszalała z radości. A była to przecież tylko… bramka wyrównująca. W 22 min – jedyny raz przed przerwą – przysnęła defensywa gospodarzy i Daniel Tanżyna – obsłużony podaniem przez Edgara Bernhardta – głową pokonał zaskoczonego całą sytuacją Mariusza Pawełka.

Tyskie (krótkie) przebudzenie

W przerwie na trybunach – pod nieobecność kibiców gości, tradycyjnie już wysłanych „na zieloną trawkę” decyzją wojewody po wniosku policji – zastanawiano się, czy (w parnym i wciąż gorącym powietrzu) miejscowym starczy sił na dalsze „haratanie” od pola karnego do pola karnego. W obu szatniach musiano zresztą prowadzić podobne kalkulacje, bo widowisko przestało być jednostronne.

Goście swych szans zaczęli szukać głównie w stałych fragmentach gry. A że Łukasz Grzeszczyk potrafi je wykonywać, do „główki” doszli m.in. Kamil Zapolnik i – jak przed przerwą – Tanżyna. Tym razem jednak i obrońcy katowiccy, i sam Pawełek działali na tyle skutecznie, że te strzały satysfakcji przyjezdnym przynieść nie mogły.

I znów poprzeczka!

GieKSa z Katowic – po okresie przewagi przyjezdnych – w końcu znów podjęła rękawicę, bo tak nazwać trzeba i „główkę” Rumina, „wyjętą spod poprzeczki” przez Jałochę, nieznacznie niecelne uderzenie z dystansu Adriana Błąda, a przede wszystkim – drugą w tym spotkaniu poprzeczkę, tym razem po strzale Grzegorza Piesio. Minuty jednak płynęły, rozstrzygnięcie nie padało. Nadzieja w gospodarzach nie gasła, skoro tyszanie w poprzednich dwóch meczacg tego sezonu tracili gole w doliczonym czasie gry. Tym razem jednak tego koszmaru uniknęli – a z remisu muszą być zadowoleni. Wczoraj był to dla nich szczyt możliwości.

 

GKS KATOWICE – GKS TYCHY 1:1 (1:1)

0:1 – Tanżyna, 22 min (głową, asysta Bernhardt), 1:1 – Rumin, 34 min (asysta Frańczak)

KATOWICE: Pawełek – Lisowski, Kamiński, Remisz, Frańczak – Poczobut – Tabiś (75. Słomka), Michalik, Piesio (83. Bronisławski), Błąd – Rumin. Trener Jacek PASZULEWICZ.

TYCHY: Jałocha – Grzybek (65. Mańka), Biernat, Tanżyna, Abramowicz – J. Piątek (82. K. Piątek), Daniel – Bernhardt (69. Staniucha), Grzeszczyk, Steblecki – Zapolnik. Trener Ryszard TARASIEWICZ.

Sędziował Paweł Pskit (Łódź). Widzów 3000. Żółte kartki: Biernat (28. faul) – Poczobut (57. faul), Tabiś (73. faul), Słomka (76. faul).

Piłkarz meczu – Daniel RUMIN.