Dezintegracja po kapitańsku

Złośliwi twierdzą, że gdyby nowy selekcjoner osobiście nie dokonał wyboru kapitana reprezentacji Polski, to podczas elekcji zawodników dotychczasowy posiadacz opaski, Robert Lewandowski, dostałby maksymalnie dwa głosy. To znaczy swój i Sławomira Peszki, o ile 33-letni pomocnik Lechii Gdańsk będzie jeszcze powoływany. Czy rzeczywiście RL9 jest tak kiepsko postrzegany i stał się problemem kadry Adama Nawałki u schyłku kadencji ustępującego selekcjonera?

Po bezbarwnym występie w Rosji, skąd wrócił bez gola, z zaledwie 9 oddanymi strzałami, z których tylko trzy były celne, Lewandowski był jeszcze chętniej niż po ME we Francji wybierany do jedenastek rozczarowań. Niemieckie media, które odkąd Robertowi odwidziały się występy w Bayernie Monachium, nie przebierają w słowach pod adresem kapitana biało-czerwonych, orzekły, iż RL9 był na mundialu tak groźny jak bezzębny wilk w rosyjskim zoo. Napastnik bawarskiego klubu nie ma naturalnie argumentów na swoją obronę. Zawiódł na całej linii, już zresztą po raz trzeci w karierze w poważnym turnieju.

Kiedy w głowie masz nieposprzątane

– Czy Robert jest problemem naszej reprezentacji? Odpowiedź jest złożona. Od kiedy Zlatan Ibrahimović nie gra w reprezentacji Szwecji mniej zdolni chłopcy nie muszą podporządkowywać wszystkiego liderowi i dzięki temu w mundialu w Rosji zaszli dalej niż ktokolwiek przewidywał. Postawili na kolektyw i grę zespołową, dzięki temu mogą wracać do domu z podniesionymi głowami. Leo Messi stanowił ogromny problem dla reprezentacji Argentyny w Rosji. I w dużej mierze przyczynił się do szybkiego odpadnięcia Albiceleste z turnieju. Cristiano Ronaldo był mniejszym kłopotem dla Portugalii, ale już pod koniec fazy grupowej okazało się, że drużyna Fernando Santosa zaprzęgnięta w jednego konia jest prosta do rozszyfrowania i daleko nie zajedzie – obrazowo tłumaczy Andrzej Iwan, uczestnik dwóch mundiali. – Nasz złoty chłopiec był prymusem w eliminacjach, w których strzelił 16 goli. W turnieju zupełnie jednak nie pomógł kolegom. Mecz towarzyski z Litwą nas uśpił, tymczasem w Rosji okazało się, że Lewy przestał być złotym chłopcem, znów przyjechał na duży turniej kompletnie bez formy. I nieodpowiednio skoncentrowany. Przepychanki transferowe z Bayernem mocno naszego kapitana rozpraszały, gołym okiem widać było, iż w głowie miał nieposprzątane. Spodziewaliśmy się, i słusznie, że da drużynie najwięcej, tymczasem był tak samo słaby jak cały zespół. Miał przyjechać świeży i wypoczęty, a ponownie był nijaki. Nie był liderem, nie umiał dać pozytywnego impulsu. Ba, nie potrafił dać żadnego, więc trzeba się zastanowić, czy w ogóle ma przywódcze predyspozycje.

Inny uczestnik mundiali, i to aż trzech, w których zdobył zresztą aż 10 goli w 20 rozegranych spotkaniach i może pochwalić się tytułem króla strzelców Weltmeisterschaft 1974 – Grzegorz Lato – nie jest aż tak surowy dla Lewandowskiego: – Szkoda mi tego chłopaka, bo przyczyn kolejnego zablokowania się w reprezentacji nie należy szukać tylko w nim – mówi. – Jeśli idzie o grę w naszym zespole narodowym, wszyscy trenerzy przeciwników już po prostu przeczytali Roberta. I doskonale wiedzą, że trzeba go odciąć od podań. Co z tego, że Lewy ściągnie dwóch rywali na siebie, skoro z drugiej linii nie ma kto wbiec i skończyć akcji korzystając z taktycznej roboty, jaką wykonał? Sam meczu nie wygra, nie jest w stanie. Już było kiedyś tak, że zaciął się w reprezentacji, nie mógł w serii kolejnych meczów zdobyć gola. Wtedy kombinował, nie grał tak jak na co dzień w Borussii Dortmund, której barwy jeszcze reprezentował, tylko przekładał z nogi na nogę, ustawiał, poprawiał i nic z tego nie wychodziło. W końcu poradził sobie jednak z tym kryzysem, odblokował się, i znowu walił z pierwszej piłki, tak jak przychodziła, czyli tak jak powinien. Nastrzelał w ten sposób więcej goli niż ktokolwiek inny w reprezentacji, ma już w sumie 55 bramek na koncie i przez najbliższe pół wieku nikt już Roberta nie wyprzedzi. Zdziwiłbym się więc, gdyby nowy selekcjoner zrezygnował z centralnej roli Lewandowskiego w drużynie narodowej. To nadal zawodnik ze światowego topu, lepszego nikt u nas nie znajdzie.

Trupy jeszcze wypadną z szafy

Tyle że wiele wskazuje, że dotychczasowy kapitan stracił nie tylko dużą część sympatii, ale i autorytet u grupy kadrowiczów. I to nie tylko z tego powodu, że zatracił skuteczność, a w zasadzie to nigdy nie zaprezentował tego elementu w turnieju rangi mistrzowskiej. O ile podczas całej kadencji Adama Nawałki Lewandowski wbił w 40 rozegranych meczach w biało-czerwonych barwach aż 37 goli, o tyle w finałach ME i MŚ w 8 spotkaniach w sumie tylko 1 (słownie: jednego).

– To już tajemnica poliszynela, że spora grupa kadrowiczów ma pretensje do Lewandowskiego, iż cały splendor po awansie do finałów mistrzostw Europy spłynął na Roberta. Zbudowaniu większej akceptacji przez grupę nie posłużyły też konsultacje Nawałki z kapitanem w sprawie składu, chłopaki wiedzieli, że selekcjoner dyskutował z Lewym na ten temat. Nie spodobało im się też to, że nie przyjechał do Arłamowa, i generalnie wybierał sobie treningi, w których chce uczestniczyć – wyliczył Iwan. – Trupów z szafy zapewne wkrótce wypadnie więcej, ale słyszałem, że podobno padły już słowa: skoro jesteś taki dobry, to pokaż to na boisku. A za chwilę, jeśli nic się nie zmieni w podejściu Roberta, może jeszcze usłyszeć: to graj sobie sam. Skoro sam potem zarabia na reklamach i robi ustawki, takie jak po meczu z Senegalem, kiedy zamiast pójść do szatni i powiedzieć kilka ostrych słów drużynie, a przede wszystkim złożyć samokrytykę po zupełnie nieudanym występie, kapitan trafił najpierw na trybuny, żeby dostać buziaka od żony. W tamtym momencie był to już pełny obciach.

– Nie trzeba było być blisko naszego zespołu, żeby zauważyć, iż przed mundialem w Rosji nie było już takiej chemii w kadrze, jak przed Euro 2016. Były za to animozje, słychać było, że jeden chce występować z tym, inny z tamtym. W konsekwencji wyszło na to, że przeciwnicy grali, a nasi stali. To niedopuszczalne, bo wyjazd na mistrzostwa świata to dla każdego piłkarza wielki zaszczyt. A w reprezentacji zawsze musisz zostawić na boisku płuca, serce i wątrobę, całe zdrowie – dodał Lato. – Dla mnie to zupełnie niezrozumiałe, że na zgrupowanie w Juracie, przyjechali ci, którzy chcieli. Zasada powinna być prosta: wszyscy, albo nikt. A przecież jeszcze nawet na drugi obóz do Arłamowa niektórzy stawili się dzień, czy półtora spóźnieni. Tymczasem mnie Antek Piechniczek przed finałami Espana ’82, gdy poprosiłem o możliwość jednodniowego spóźnienia, bo miałem komunię syna, na zgrupowanie do Niemiec, powiedział: – Albo jesteś z zespołem od początku, albo masz inne ważniejsze sprawy na głowie. Wybieraj, ale wtedy wcale tu nie przyjeżdżaj. I miał rację! Nie powinno być tak, że każdy sobie rzepkę skrobie, bo ten jeszcze reklamówkę nagra, a ten otworzy sklep. Przez takie zachowania nie było monolitu w naszej kadrze. Za moich reprezentacyjnych czasów też nie było miłości wszystkich ze wszystkimi. Kiedy jednak Zbyszek Boniek z Januszem Kupcewiczem skoczyli sobie do oczu na boisku w spotkaniu z Francją, a nie lubili się – i to nawet bardzo – to obaj dostali ode mnie zjebkę. Mogli się kłócić, ich sprawa, ale na pewno nie podczas meczu. Na boisku mieli podawać do tego najlepiej ustawionego. Zresztą jak szliśmy na piwo, to nikt nie zakładał na uszy słuchawek i nie chował się po pokojach, tylko obecność była obowiązkowa. Teraz takiej jedności zabrakło.

Opaska kością niezgody?

W ostatnim czasie blisko Lewandowskiego w kadrze był tak naprawdę tylko Peszko, piłkarze z większymi ambicjami jeśli idzie o wpływ na drużynę, własnym zdaniem i świadomością, że od nich również zależą wyniki reprezentacji – Kamil Glik, Łukasz Piszczek, Kuba Błaszczykowski, Grzegorz Krychowiak, czy Kamil Grosicki – wręcz podkreślali odrębność, nie chcieli uczestniczyć w kółku adorującym kapitana. A Robert nigdy nie zabiegał o ich towarzyskie względy, wychodząc zapewne z założenia, że zawsze najlepiej obroni się grą – i golami – na boisku. Choć ludzie z ówczesnego otoczenia RL9 od jakiegoś czasu dawali już do zrozumienia, że napastnik Bayernu nie stawiał siebie i kolegów z kadry na tym samym, czyli równym poziomie. Od dawna czuł się lepszy – co jest zrozumiałe –pod względem sportowym, a w prywatnych rozmowach potrafił też podobno dać do zrozumienia, że posiada również wyższy status materialny. Słowem – w pewnym momencie, zwłaszcza po podpisaniu nowego kontraktu z Bayernem i podwyżce do rekordowego w historii Bundesligi poziomu, miał patrzeć na partnerów z góry.

– Prawda jest taka, że nie trzeba się wcale kochać, żeby razem pójść na piwo, czy kawę i się zintegrować. Robert tego chyba nie rozumie, dlatego znalazł się z boku grupy w reprezentacji. Zamiast być jako kapitan spoiwem, przyczyniał się raczej do dezintegracji. Atmosfera była pod psem w trakcie przygotowań i podczas turnieju, a oczywista prawda jest taka, że nie mamy tak dużego potencjału, żeby bez odpowiedniego klimatu najlepsi piłkarze potrafili stworzyć liczący się w Europie zespół. Adamowi udało się to przed finałami Euro 2016, gdzie wszystko w szatni funkcjonowało tak, jak należy. I dzięki temu był wynik – potwierdza słowa starszego kolegi Iwan. – W Rosji ta atmosfera uleciała, nie było monolitu, nie było nawet wzajemnej sympatii. Ciekaw jestem, ile głosów Robert zbierze, gdy nowy selekcjoner nie wskaże kapitana, tylko zarządzi głosowanie? Moim zdaniem Lewandowski nie będzie chciał oddać opaski, tymczasem powinien to zrobić natychmiast, skoro tak bardzo zawiódł nie tylko w tej roli w finałach mistrzostw świata.

– Robert ma kłopot, bo był przyzwyczajony, że dotąd wszyscy go głaskali. Tyle że sława na pstrym koniu jeździ, i po nieudanym mundialu w Rosji został zrzucony z piedestału. I musi przywyknąć do krytyki. Kwestią opaski zupełnie jednak na jego miejscu bym się nie przejmował. Przyjdzie nowy selekcjoner, i albo wskaże nowego kapitana, albo zostawi tę kwestię wyborom zawodników. Bez tego gadżetu też można jednak świetnie grać dla reprezentacji, jest na to na świecie wiele przykładów – podsumował Lato. – A wiek tym bardziej nie powinien stanowić problemu Lewandowskiego. W Hiszpanii podczas MŚ miałem 32 lata, ale nadal zasuwałem jak młody Bóg, mimo że medycyna była na innym, zdecydowanie niższym. Co chwilę brali mnie na badania antydopingowe, bo nikt nie mógł uwierzyć, że taki starzec może biegać non stop od jednego do drugiego pola karnego z wielką intensywnością. Strzeliłem jeszcze zresztą gola na mundialu, a kilka innych wypracowałem Bońkowi. Dlaczego o tym mówię? Robert będzie najbardziej wydajny dopiero teraz, i nie powinien jako napastnik stracić na wartości do 33, nawet 34 roku życia. Kiedy kończysz 30-tkę, wchodzisz w optymalny wiek dla piłkarza, bo jeszcze jesteś szybki i wydolny, a już jesteś też cwany, i wiesz o wszystkim, co może spotkać cię na boisku. Jeśli więc zdrowie pozwoli, możesz być królem na boisku.