Dla nich to delicje podwawelskie

Obaj doczekali się pod Wawelem debiutu w drużynie narodowej, a jeden z nich sięgnął tam po mistrzowski tytuł. Nigdy potem podobnej skali emocji już nie doświadczyli. Obecnie mają po 32 lata. Został sentyment i wciąż żywe wspomnienia…

Z libacją w tle

Piotr Polczak to rodowity krakowianin. W miejscu urodzenia mieszkał wprawdzie tyko przez trzy pierwsze lata życia, ale już jako młodzieniec wrócił do miasta i zimą 2008 roku podpisał kontrakt z Cracovią. Ledwie pół roku później dostąpił prawdziwego zaszczytu, jakim był debiut w drużynie narodowej. Krótko po finałach mistrzostw Europy – pierwszych z udziałem biało-czerwonych – został zaproszony do kadry przez samego Leo Beenhakkera.
Premierę zaliczył we Lwowie. Zagrał drugie 45 minut przeciwko Ukrainie. Co ciekawe, w przerwie zmienił… [Adama Kokoszkę]. Polacy przegrali spotkanie 0:1, lecz dziś o wyniku pamięta niewielu kibiców. Wydarzeniem tamtego dnia było bowiem wyjście na miasto i degustacja mocniejszych trunków w wykonaniu Artura Boruca, Radosława Majewskiego i Dariusza Dudki. Całą trójka została czasowo wyrzucona z reprezentacji.

Inicjacja pucharowa

Polczak, jako debiutant, nie naruszył wówczas norm obyczajowych i w nagrodę otrzymywał kolejne selekcjonerskie powołania. Najpierw od „Don Leo”, potem od Stefana Majewskiego. W sumie uzbierało się ich jednak tylko pięć. Ostatnie odebrał jesienią 2009 roku. Pamięta doskonale, że wszystkie występy w kadrze zaliczył jako zawodnik Cracovii.

– Klimat wokół PZPN nie był wtedy najlepszy – wspominał w rozmowie ze „Sportem”. – A mówiąc wprost – polska piłka organizacyjnie i sportowo była wtedy na dnie. Kadrę bojkotowano, grała przy pustych trybunach. Po Stefanie Majewskim, który pełnił funkcję tymczasowo, przyszedł nowy selekcjoner i więcej w reprezentacji już nie wystąpiłem.
Później na cztery lata wyjechał do Rosji, ale kiedy wrócił do Krakowa, znów doświadczył czegoś, co wcześniej wydawało się bardzo odległe. Tym razem zadebiutował z ekipą „Pasów” w kontynentalnych pucharach. Przygoda z Europą nie trwała długo, ale satysfakcja pozostała. W sumie zawodnikiem klubu z Kałuży był przez pięć i pół roku.

Czwórka dla Zagłębia

O sezon dłużej po drugiej stronie krakowskich błoni biegał za piłką Kokoszka. Zaczynał w juniorskiej Wiśle jako 15-latek, potem terminował w rezerwach, by w końcu przez trzy sezony być zawodnikiem pierwszej drużyny. W sezonie 2007/08 świętował przy Reymonta tytuł mistrza Polski – w swoim dorobku pierwszy i jak na razie ostatni. Główne trofeum uniósł w górę po domowym meczu z… Zagłębiem Sosnowiec wygranym 4:0.

Czy z Grodu Kraka zachował równie przyjemne wspomnienia jak Polczak? W dużej mierze tak, tyle że odpowiedź jednoznacznie twierdząca nie byłaby w jego przypadku do końca uczciwa. Wprawdzie on też na swe pierwsze zgrupowanie reprezentacji Polski jechał właśnie z Krakowa, ale cieniem na jego historii kładzie się spór z „Białą gwiazdką” z lata 2008 roku…

Prawo Webstera

Korzystając z tzw. prawa Webstera – jako pierwszy polski piłkarz – Kokoszka wypowiedział kontrakt pod Wawelem i przeniósł się wówczas do włoskiego Empoli. Sprawa oparła się o wokandę FIFA, bowiem Wisła chciała piłkarza korzystnie sprzedać i nie godziła się na jego transfer. Mimo że światowa federacja stanęła po stronie zawodnika, przez wiele tygodni nie mógł grać w piłkę, gdyż strona krakowska zwlekała z przesłaniem jego certyfikatu. Jednocześnie okazało się, że tylko on nie dostał premii za mistrzostwo.

Dzisiaj, po 10 latach, Kokoszka ma zupełnie inne problemy na głowie. Zanim podpisał kontrakt w Sosnowcu, przez ponad rok kurował się po dwóch operacjach kolana. Wciąż szuka powrotu do dawnej dyspozycji. W tym sezonie rozegrał dla Zagłębia tylko cztery spotkania ligowe. Ostatnie – sześć tygodni temu. W poprzedniej kolejce nie znalazł się w meczowej kadrze beniaminka…

 

Na zdjęciu: Piotra Polczaka (25) i Adama Kokoszkę (tuż za nim) łączy jedno – obaj z sentymentem wspominają krakowski rozdziału swojej kariery…